Są historie tak przerażające, że trudno o nich mówić. Szczególnie straszne jest, kiedy lekarze - osoby zaufania publicznego - pod płaszczykiem opieki medycznej i troski o najsłabszych, realizują makabryczne plany i pomysły fanatycznych polityków. Jak uwierzyć, że ludzie, do których rodzice chorych czy niepełnosprawnych dzieci zwracali się o pomoc dla swych pociech, bezlitośnie swych podopiecznych mordowali. Czy kompetentna i poważna przełożona pielęgniarek może masowo uśmiercać pacjentów? Czy godny szacunku i dystyngowany naukowiec może bez skrupułów przeprowadzać okrutne eksperymenty na powierzonych mu dzieciach? Jak poradzić sobie z taką traumą?
Klinika Am Spiegelgrund była częścią wiedeńskiego kompleksu szpitalnego Steinhof. Początkowo był to najnowocześniejszy w Europie szpital dla osób chorych psychicznie. Dojście nazistów do władzy i przyłączenie Austrii do III Rzeszy nieco zmieniło charakter tej placówki. Wydzielono w nim oddział dla chorych psychicznie dzieci, oddział wychowawczy, przeznaczony dla nieletnich, sprawiających problemy wychowawcze, krnąbrnych, zdemoralizowanych oraz stworzono tzw. sanatorium. Specjalnie przygotowany personel miał radzić sobie z dziećmi opóźnionymi w rozwoju, upośledzonymi, niepełnosprawnymi, ale także z tym, których pochodzenie rasowe i społecznie uznano za niepożądane. Starannie ukrywano przed opinią publiczną prawdziwe zadanie kliniki Spiegelgrund - systematyczne uśmiercanie "elementu niepożądanego", małych "wrzodów" na zdrowym organizmie idealnej III Rzeszy.
Klinika Spiegelgrund była miejscem kaźni. Torturowano i mordowano w niej dzieci - od noworodków, po nastolatków. Szacuje się, że życie straciło tam, co najmniej 789 podopiecznych. Rodzice często oddawali tam dzieci w dobrej wierze. Byli przekonani, że doświadczony personel lepiej poradzi sobie z ich pociechami. Była wojna, czasy były trudne. Wielu mężów zginęło na froncie i samotnym matkom często trudno było pogodzić walkę o utrzymanie rodziny z opieką nad wymagającym stałych starań dzieckiem. Personel szpitala przy pierwszych spotkaniach był troskliwy i współczujący. Świetnie rozumiał rodziców i obiecywał, ze zajmie się ich dzieckiem z najwyższą troską i oddaniem. Jednak szybko rodzice przekonywali się, jak sytuacja wygląda w rzeczywistości. Nie mogli widywać swojego dziecka, ani zabrać go ze szpitala. Często w kilka tygodni po umieszczeniu syna czy córki w placówce dostawali list kondolencyjny, z którego dowiadywali się, że ich dziecko zmarło nagle na zapalenie płuc. Jaka była prawda? Dużo bardziej okrutna. Podopieczni kliniki byli torturowani. W celach badawczych przeprowadzano na nich niezwykle bolesne, niebezpieczne i zupełnie zbędne badania. W pewnym momencie nakłucie lędźwiowe było już standardem. Dzieci były bite, podtapiane w lodowatej wodzie, głodzone, poniżane, wystawiane jako eksponaty na wykładach i pokazach. Za próbę ucieczki aplikowano im zastrzyki z siarki. A wszystko to w imię dobra III Rzeszy i nauki.
Kim byli ludzie, który dokonywali tak makabrycznych czynów? Oddane pracy, profesjonalne pielęgniarki i pełni pasji lekarze. Kiedy po wojnie dopadła ich sprawiedliwość, nie widzieli swojej winy. W czasie procesów ze zdumieniem słuchali oskarżycieli. Przecież wypełniali tylko swoje obowiązki. Niektórym z nich udało się uniknąć odpowiedzialności. Ba! Umieli wykorzystać wiedzę zdobytą podczas mordowania dzieci do zbudowania swojej powojennej kariery naukowej.
"Wybrańcy" Sema- Sandberga to książka trudna. W sumie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Lektura poprzedniej książki tego autora "Biedni ludzie z miasta Łodzi" również nie należała do przyjemnych. Część bohaterów jest autentyczna, część z nich nie. Większość informacji na temat tego, jak w klinice traktowano dzieci autor miał od człowieka, któremu udało się przeżyć to piekło Friedricha Zawrela. Po latach milczenia na temat praktyk stosowanych w Spiegelgrund dowiadujemy się o nich coraz więcej. Napisano na ten temat wiele książek i artykułów. W 1997 roku w podziemiach budynku odkryto kilkaset ciał dzieci przerobionych na preparaty badawcze. Ofiary doczekały się pogrzebów dopiero w 2002 roku. Tożsamości wielu z nich nie udało się ustalić.
Powieść Steva Sema-Sandberga jest nieprzyjemna i trudna. Z jednej strony można myśleć, że nie lubimy czytać o takich sprawach, bo nie chcemy się denerwować. Jednak taki sposób myślenia sprawił, że o zbrodniach w klinice Spiegelgrund przez tyle lat milczano. Przez to przemilczenie niektórym z członków personelu udało się uniknąć odpowiedzialności. Dodatkowo książka ta jest przestrogą. W "gościnne" mury kliniki mógł trafić każdy - tu nie przejmowano się, czy choroba jest rzeczywista czy nie. Dodatkowo morderstwa te miały oparcie w obowiązującym w III Rzeszy prawie. Mordercy wykonywali tylko swoje obowiązki. I tu pojawia się pytanie o relatywizm kodeksu moralnego. Czy praworządna pielęgniarka Anna Katschenka była winna czy nie? Przecież ona tylko nienagannie wykonywała swoją pracę. To też ku przestrodze. W obliczu historii łatwo zgubić swoje człowieczeństwo.
Super blog:) Przejrzę go od początku do końca:) Znajdę może coś co będę mogła sobie kupić i przeczytać. Sama zaczynam dopiero przygodę z blogowaniem. Zapraszam!
OdpowiedzUsuńhttp://przewodnik-czytelniczy.blogspot.com
Miło mi i życzę powodzenia :)
UsuńPrzerażająca historia. Chyba nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńDla każdego - ku przestrodze. Nie można odwracać głowy, bo to czyni sprawców bezkarnymi.
UsuńW obliczu historii łatwo zgubić swoje człowieczeństwo. - świetne i boleśnie prawdizwe. Uwielbiam takie książki i mówię to bez cienia sadyzmu. One są dla mnie po prostu przedmiotem, na który mogę przedłożyć swoje negatywne emocje. Ale to taka dygresja. Bardzo chcę przeczytać "Wybrańców", bo 1. motyw szpitala psychiatrycznego 2. historia III Rzeszy 3. pamiętnik/ reportaż/ biografia. Połączenie tego, co tygryski lubią najbardziej! Dzięki Tobie chyba znalazłam idealną książkę, zobaczymy jak sprawdzi się w praktyce ;)
OdpowiedzUsuńPaulinka z
http://ksiegoteka.blogspot.com/
Wymagająca i trudna w odbiorze książka
OdpowiedzUsuń