books on my mind: 2015

niedziela, 27 grudnia 2015

Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu"


Trudny jest los bardzo reklamowanych książek. Czytelnicy spodziewają się po nich cudów, często mają zawyżone oczekiwania, co niestety grozi wielkim rozczarowaniem. "Dziewczyna z pociągu" jest jadną z takich powieści. Latem namiętnie kupowali ją Holendrzy jesienią stała się hitem w Polsce. Pomyślałam sobie, że tak duża ilość kupujących nie może się mylić i dołaczyłam tę powieść do mojej listy życzeń. Bojąc się rozczarowania nie oczekiwałam po niej wiele. I to było słuszne podjeście, bo dzięki niemu niespodzianka była jeszcze większa. "Dziewczyna z pociągu" to świetny, wciągający thriller psychologiczny. Nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam ja w jedno popołudnie (i wieczór).
Każdy dzień w życiu Rachel wygląda tak samo. Głównym jego punktem jest podróż pociągiem podmiejskim. Wszystko jest takie przewidywalne - ciągle ci sami ludzie, te same stacje, te same domy przy torach. W jednym z nich każdego dnia Rachel widzi życie, które utraciła - piękny dom, cudowny ogród, na tarasie urocza blondynka z kubkiem kawy, a u jej boku mężczyzna idealny. To wszystko przypomina Rachel minione szczęście. Jednak pewnego dnia coś jest inaczej. Na obrazie idealnej rodziny pojawia się skaza. To sprawia, że kobieta budzi się z letargu. 
Rachel nie jest bohaterką, do jakich przywykliśmy. Jej zycie jest ruiną, a ona sama pogrąża się z każdym dniem coraz bardziej. Kobieta jest alkoholiczką. Czytelnik szuka dla niej usprawiedliwienia. Spotkał ją życiowy dramat i topi go w alkoholu. Tak jednak nie jest. Wszystko, co ją spotkało jest wynikiem jej nałogu. Jednak trudno nie być po jej stronie. Autorka buduje postać skomplikowaną i interesującą. 
"Dziewczyna z pociągu" nie jest typowym kryminałem, chociaż zbudowana jest na wątku kryminalnym właśnie. Opisywana jest jako thriller psychologiczny. Myślę, że poniekąd tak jest, chociaż określiłabym ją bardziej jako dramat obyczajowy z wątkiem kryminalnym. Nie jest to dzieło wybitne, ale dobrze napisane czytadło. Porywa czytelnika od pierwszej strony i trudno się od niej oderwać. Postać Rachel zbudowana jest świetnie. Jest niejednoznaczna. Często postępuje wbrew wszelkiej logice i normom społecznym, jednak budzi przy tym nie tyle sympatię, ile szczere współczucie. Kolejną interesującą postacią jest Megan. Słodka, urocza blondynka. Ucieleśnienie marzeń Rachel o sobie samej. Jednak im bliżej ją poznajemy, tym bardziej widzimy, jak bardzo jest ludzka. Nie ma ideałów, każdy ma coś na sumieniu. A tajemnica Megan jest mroczna. Z bohaterek najgorzej wypada Anna. Mimo swojej cukierkowatości, trudno polubić tę płytką, egoistyczną kobietę. Postacie męskie również się autorce udały. 
Tempo powieści jest odpowiednie - ani zbyt zawrotne, ani nużące. Rozwiązanie zagadki nie jest jest oczywiste od początku, lecz szybko można zorientować się kto jest w tej powieści czarnym charakterem. Dla mnie czytanie kryminału, to nie zmagania pomiędzy autorem a czytelnikiem o to, kto jest sprytniejszy. Zamiast zwodzenia na siłę, wolę interesującą fabułę. Nie kończę lektury, kiedy już wiem kto zabił. Dlatego bardzo odpowiadał mi styl narracji Pauli Hawkins. .Język, którym napisana jest powieść jest przyjemny. "Dziewczyna z pociągu" to debiut Hawkins, a przyznać trzeba że trudno poznać, że mamy do czynienia z debiutantką. Z całą pewnością można porównać ją do Gillian Flynn. Z wielką przyjemnością siegnę po kolejne książki tej autorki. To idealna lektura na zimowe wieczory i pewniak prezentowy. 

Paula Hawkins, Dziewczyna z pociągu, Świat książki, 2015, s. 328

niedziela, 20 grudnia 2015

John Lutz "Psychopata"


Seryjni mordercy przerażają, ale i fascynują. Wielu badaczy usiłowało zgłębić tajniki ich umysłów. Co sprawia, że człowiek staje się bestią? Co pozbawia go empatii i współczucia dla ofiar? Osoby, które znały osobiście morderców, przed tym, zanim policja ujawniła ich mroczny sekret, często twierdzą, że nigdy nie podejrzewałoby ich o tak makabryczne zbrodnie. Często były to osoby nieśmiałe, sprawiające wrażenie zahukanych, czasem dziwaczne, a czasem sympatyczne, przystojne i ujmujące. Jednak za każdą z tych masek krył się niebezpieczny, pozbawiony współczucia drapieżnik. Taki jest również tytułowy bohater najnowszego kryminału Johna Lutza "Psychopata". 
Do detektywa Franka Quinna niespodziewanie przybywa siostrzenica jego byłej żony - Carlie Clark. Roztrzęsiona kobieta opowiada, że ma wrażenie, że ktoś ją śledzi. Zwracała się o pomoc do policji, jednak jej obawy zbagatelizowano. Pozornie błaha sprawa nabiera zupełnie innego znaczenia, kiedy okazuje się, że Carlie jest niezwykle fizycznie podobna do ofiar grasującego w mieście seryjnego mordercy. Quinn traktuje obawy kobiety bardzo poważnie. Chcąc ją chronić, zmuszony jest wykorzystać Carlie jako przynętę. 
"Psychopata" to ósma w kolejności część cyklu o Franku Quinnie. Nie czytałam poprzednich tomów, lecz ma to niewielki wpływ na odbiór tej powieści. Oczywiście są tu nawiązania do poprzednich części, jednak nie mają one wpływu na akcję i w sumie spokojnie można je ominąć. Ja dałam się nabrać i wierzyłam, że są one integralną częścią tej powieści. Moim całkiem subiektywnym zdaniem, czytelnik, który nie zna poprzednich części, może podarować sobie wypełniacz tekstu, czyli wątek teściowej Quinna. 
Prawie od początku czytelnik wie, kto jest mordercą. Poznajemy jego historię oraz tok myślenia. Mimo wszystko autor utrzymuje napięcie do końca powieści. Nie jestem do końca przekonana, co do samego przedstawienia postaci. Każda z nich była tylko szablonem, zarysem. Nie przekonują mnie kierujące nimi pobudki. Tworząc swoich bohaterów Lutz zaszufladkował ich. Są jednowymiarowi i przewidywalni. Sama historia mordercy jest bardzo interesująca i ma potencjał, jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Brakuje mi momentu przemiany bohatera, tego punktu zapalnego, po którym człowiek nie ma już nic do stracenia. Podobnie sprawa ma się z Carli - jest stereotypowa. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że "Psychopata" to dobre czytadło, od którego trudno się oderwać. Lutz świetnie stopniuje napięcie, prowadząc nas do efektownego finału. Jeśli powieść ta zostanie zekranizowana, to z pewnością ma szansę stać się kasowym przebojem. 
Nie znam poprzednich powieści o detektywie Quinnie, jednak chętnie je przeczytam. "Psychopata" nie jest może książką wybitną, jednak to solidny pewniak, który zapewni czytelnikowi pełną emocji rozrywkę. Jeśli więc szukacie fajnego kryminału, to u Johna Lutza z pewnością go znajdziecie. 

Johm Lutz, Psychopata, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, s. 399
tłum. Bartosz Kurowski
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

niedziela, 29 listopada 2015

Stosik zimowy


Emigracja ma wiele zalet, ale również trochę wad. Jedną z nich - szczególnie dotkliwą - jest utrudniony dostęp do polskich książek. Nawet jeśli uda się coś znaleźć, to wybór jet bardzo ograniczony. W tej sytuacji rozwiązanie nasuwa się samo: trzeba nauczyć się języka tubylców, wtedy problem znika. Taki mam własnie plan, ale póki co, moje czytelnicze zapasy uzupełnione został przez moich chłopaków, kórzy w listopadzie odwiedzali Polskę. Bardzo mnie tym uszczęśliwili. 

A oto, co do mnie przybylo:
Wiele dobrego czytałam o "Półbracie". Podobno to niezwykła lektura. Mam nadzieję się o tym wkrótce przekonać.

Kocham poczucie humoruu Michała Witkowskiego. I chociaż uczucie to pozostaje bez wzajemności, nie przeszkadza mi to w czytaniu kolejnych powieści Michaśki 


Bardzo lubię literaturę faktu, dlatego nie mogło zabraknąć ksiażki tegorocznej noblistki Swietłany Aleksijewicz. Bardzo ciekawie zapowiada się również opowieść o Ku Klux Klanie. 


Jestem fanką Brandona Stantona. Tej książki nie mogło zabraknąć w mojej biblioteczce. Najpierw widziałam ksiażkę w wersji angielskojęzycznej, dopiero później dostałam w prezencie jej polską wersję. Uwielbiam ją :)

Niedawne wydarzenia przypomniają nam, że my, pokolenie wychowywane w Europie bez wojny, żyjemy w złudnej iluzji gwarancji bezpieczeństwa. Nic bardziej mylnego. Nie wyciągnęliśmy wniosków z przeszłość, a bez tego narażeni jesteśmy na powtarzenie stale tych samych błędów.  


Jak mogłabym nie kupić nowej ksiązki Harper Lee? Lektura obowiązkowa.



A teraz rodzinnie - ojciec i syn. Obu lubię i ich książki przeczytam z przyjemnością. Wprawdzie widzialam już film Rogi, ale to mi absolutnie nie przeszkadza.



Dziewczyna z pociągu latem biła rekordy sprzedaży w sklepie internetowym, w którym pracuję. Wierzę Holendrom, często oglądam polecane przez nich seriale i filmy. Mam nadzieję, że książka mnie również nie zawiedzie. 



Dwa polskie wspaniałe nazwiska. I mimo, iż czytała niezbyt entuzjastyczne opinie o Drachu, to i tak sprobuję. Do Łukasza Orbitowskiego mam ogromną słabość. 


Interesuje mnie proces pracy śledczych, a Anatomia zbrodni podobno jest bardzo dobrą pozycją w tym temacie. Przeczytamy - zobaczymy :)



No i trochę lekkich czytadeł do poduszki. W moim stosie nie mogło zabraknąć kryminałów :)



No i na koniec trzeci tom Mojej walki. Wiele zachwytów, wiele kontrowersji, świetne recenzje. Osobiście czytam teraz pierwszy tom. No i zapewne przeczytam wszystkie sześć :)



Pozostaje mi życzyc wam wiele czasu na lekturę i długich, spokojnych wieczorów :)

niedziela, 8 listopada 2015

Wendy Lower "Furie Hitlera. Niemki na froncie wschodnim"


Podobno wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Trudno wyobrazić sobie przedstawicielki słabej płci w rolach katów i morderców. Nic bardziej mylnego. Człowiek jest tylko człowiekiem - niezależnie od płci, rasy czy wyznania. Strażniczki w obozach koncentracyjnych nazywano bestiami. Piękne twarze często kontrastowały z okrutnym zachowaniem. Co powodowało, że kobiety porzucały wyznaczone im przez idee nazistowskie role żon i matek i wyjeżdżały na Wschód? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć w swojej książce Wendy Lower.
Hitlerowska propaganda roztaczała przez Niemcami wspaniałe wizje, wyznaczała cele i nadawała życiu nowy sens. Działo się tak nie tylko w przypadku mężczyzn, ale również kobiet, a nawet dzieci. Kobiety miały jasno wpojony system wartości. Wiedziały, co im można, a czego nie. Znały swoją rolę w systemie. Miały rodzić dzieci, dbać o dom i opiekować się swoimi mężczyznami. Dla części z nich to ostatnie zadanie oznaczało porzucenie przytulnych i bezpiecznych domów i wyruszenie na kolonizację dzikich wschodnich terenów. Mężczyźni ruszali jako wojownicy, zdobywcy, panowie sytuacji. A kobiety? Czy wiodła je tam tylko miłość i potrzeba dbania o swoich ukochanych? Czy wierzyły w słuszność działań niemieckiej armii? Czy popierały zbrodnicze, bestialskie i okrutne działania, których były świadkami? Czy wierzyły w konieczność rozwiązania "problemu żydowskiego", którym tak skwapliwie zajmowali się ich mężowie?
W powojennych zeznaniach niemieckich kobiet rzuca się w oczy niezwykła lekkość, z jaką opowiadały o strasznych wydarzeniach, których były świadkami lub współuczestniczkami. Z czego to wynikało? Czy z faktu, iż wszelkie sądy skupiały się głównie na winie mężczyzn? Oczywiście miały miejsce procesy nadzorczyń z obozów koncentracyjnych, jednak stanowiły one mniejszość w masie przesłuchań, procesów czy wykonywanych wyroków. A może raczej w ich wypowiedziach nadal tliły się wpojone im idee?
Kobiety wyjeżdżały na Wschód z różnych powodów. Jechały tam chcące nieść pomoc pielęgniarki, sekretarki, żony, nauczycielki, pracownice socjalne, urzędniczki, a w końcu personel wojskowy i pracownicy obozów zagłady. Niektóre z nich były całkowicie świadome roli, jaką przyjdzie im odegrać, inne wierzyły w to, że będą mogły czynić dobro, jeszcze inne jechały nieświadome, zapatrzone w ukochanych. Część z nich była świadkami popełnianych zbrodni, inne czynnie w nich uczestniczyły. Niektóre, otoczone specyficznym kodeksem etycznym, jaki spotkały na Wschodzie, powoli i prawie niezauważalnie modyfikowały swój. Każda z nich zapytana, czy byłaby w stanie zabić człowieka, z pełnym przekonaniem odpowiedziałaby, że nie. No, ale przecież zabić Żyda czy niepełnosprawnego, to już zupełnie inna sprawa. To nie zabójstwo, a obowiązek, który należało skrupulatnie wypełnić.
Profesor Wendy Lower podjęła się trudnego zdania. Wiele napisano na temat mężczyzn, lecz materiałów dotyczących kobiet zachowało się bardzo niewiele. Pisząc swoją książkę opierała się na protokołach przesłuchań, wspomnieniach, listach czy pamiętnikach. Niektóre z bohaterek przywołuje z imienia i nazwiska. Jednak są one tylko przedstawicielkami całej masy niemieckich kobiet, które los rzucił na Wschód. Czy dziś, z perspektywy czasu, wiedząc to, czego one nie wiedziały, możemy je oceniać? Czy obecnie wyciągnęliśmy wnioski z przeszłości i możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że ta sytuacja już nigdy nie mogłaby się powtórzyć? Nie możemy. Dlatego warto o tym czytać, dyskutować, myśleć. Może to uratuje, chociaż jedno życie ludzkie - czy to ofiary, czy też kata.

Wendy Lower, Furie Hitlera. Niemki na froncie wschodnim, Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 269

piątek, 23 października 2015

Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie"


Rok 1900. Wielkopolska pod pruskim zaborem. W dworze w Jeziorach wielkie poruszenie. Ukochana córka gospodarzy Helena Jezierska przygotowuje się do ślubu. Niestety, jest pewien problem. Jerzy, ojciec panny młodej, jest pasjonatem nowinek. Wiele czyta o kierunkach rozwoju produkcji rolnej i kuszony coraz to nowymi innowacjami, wydał cały rodzinny majątek na kolejne inwestycje. Żadna z nich nie przyniosła spodziewanych sukcesów, tym bardziej, że Jerzy zmienia kierunek produkcji średnio, co rok, czy dwa. Aby utrzymać dwór pan domu zapożyczył się. Teraz, nieco przed ślubem wierzyciel zwraca się do niego z żadaniem zwrotu długu. To ogromna tragedia. W tej sytuacji Helena z pewnością nie dostanie obiecanego posagu, a mało tego, to rodzina straci dom. Jedynym rozwiązaniem wydaje się odnalezienie mitycznego skarbu, który na terenie posiadłości ukrył dziadek Heleny. Ponieważ Jerzowie sami nie mogą znaleźć dziadkowej kryjówki, dlatego na pomoc wzywają kuzyna - Jana Morawskiego. Mężczyzna ten z powodzeniem rozwiązał kilka zagadek detektywistycznych, dlatego Jezierscy pokładają w jego wizycie wielkie nadzieje. 
Poszukiwania idą niemrawo. Jan obawia się, że nie będzie w stanie wykonać zleconego mu zadania. Ale to nie koniec nieszczęść. Pewnej nocy w jednym z pokoi dworu zastrzelony zostaje Jerzy Schulz - wierzyciel Jezierskich. Sprawa wydaje się oczywista. Nad ciałem stoi bratowa Jerzego - Ewelina. Jan rozpoczyna śledztwo. Szybko okazuje się, że nic tu nie jest proste. Wszyscy mieszkańcy dworu mieli motyw oraz plączą się w zeznaniach. Dodatkowo do akcji wkracza się tajemniczy pruski detektyw policyjny -  Joachim Engel. 
"Zbrodnia w szkarłacie" to czwarty tom serii o detektywie Janie Morawskim. Nie czytałam poprzednich części, lecz muszę przyznać, że było to bez wpływu na lekturę. Książka ta może funkcjonować samodzielnie. Fabuła jest dobrze skonstruowana. Autorka prowadzi nas w ślepe zaułki i zwodzi. Rozwiązanie zagadki nie jest oczywiste. 
Jan Morawski to bardzo inteligentny dżentelmen, W śledztwie pomaga mu jego kamerdyner Mateusz. Duet ten przypomina nieco Sherlocka Holmesa i doktora Watsona. Jednak trudno mieć autorce za złe tę inspirację, ponieważ występuje ona w różnych konfiguracjach w większości powieści kryminalnych. Sposób prowadzenia opowieści również kojarzyć się może z eleganckimi powieściami klasyków gatunków. Katarzynę Kwiatkowską obwołano polską Agathą Christie. Myślę, że porównannia takie niczemu nie służą, a z każdą kolejną powieścią autorka wypracowuje sobie własny styl. 
Dużym atutem powieści jest również tło historyczne i społeczne. Autorka świetnie przedstawila relacje pomiędzy Polakami a pruskim zaborcą. Równie interesujące były uwagi o ekonomicznej stronie prowadzenia gospodarstwa rolnego oraz o realiach ówczesnego życia. Tym, co nie przemawiało do mnie w tej powieści, to bardzo współczesny sposób myślenia Jana Morawskiego i jego nowatorskie metody prowadzenia śledztwa. Jednak zważywszy na to, że to lekka lektura na jesienne wieczory, to myślę, że swobodnie można przymknąć na ten szczegół oko. 

Katarzyna Kwiatkowska, Zbrodnia w szkarłacie, Wydawnictwo Znak, 2015, s. 400
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

piątek, 11 września 2015

Jørn Lier Horst "Poza sezonem"


Komisarz William Wisting powraca. 
Chłód wygania z nadmorskich miejscowości większość turystów. Pozostają miłośnicy przyrody, ciszy i morza. Jednak tym razem oaza spokoju zamienia się w miejsce zbrodni. Policja wezwana przez jednego z właścicieli domku letniskowego w Stavern do włamania, odnajduje zwłoki zamaskowanego mężczyzny. Prowadzący śledztwo komisarz Wisting ma trudne zadanie. Sprawy komplikują się. Nie ma podejrzanych, dowody znikają, a dodatkowo do Stavern przyjeżdża córka komisarza - dziennikarka lokalnej gazety - Line. Próbując przemyśleć i zmienić swoje życie, zamieszkuje sama w domku letniskowym. Szybko okazuje się, że odziedziczyła po ojcu talent detektywistyczny.  Pomaga ojcu w odkryciu kolejnych dowodów i świadków. Czy uda się schwytać mordercę?
"Poza sezonem" to kolejna (siódma) wydana w Polsce część serii o Williamie Wistingu. Cykl ten wydawnictwo Smak Słowa wydaje w odwróconej kolejności, tak więc akcja tej powieści chronologicznie ma miejce przez znanymi już "Jaskiniowcem" i "Psami gończymi". Ma to niewielki wpływ na odbiór książki. Śledztwa są niezależne, jedynie życie prywatne Wistinga i Line stanowi ciągłość.
Bohaterowie są tu typowi dla powieści tego gatunku - Wisting jest mądry, prawy i sprawiedliwy. Line jest dociekliwa, momentami zachowuje sie irracjonalnie i bardzo lubią ją kłopoty. Wiele uwagi autor poświęca także postaciom drugoplanowym. Są dobrze, chociaż niezbyt obszernie, zarysowane. Intryga kryminalna jest skomplikowana i jej rozwiązanie nie jest oczywiste. Autor prowadzi nas różnymi tropami, podrzuca podpowiedzi, wprowadza nowe postacie i wątki, zwodzi. Jørn Lier Horst pracował jako szef wydziału śledczego policji Okręgu Policji w Vestfold i realia pracy dochodzeniowej zna od podszewki. W jego powieściach od razu widać, że autor wie o czym pisze. Dodatkowo chętnie porusza on problemy społeczne - samotność, nierówności społeczne. Nic nie jest tu czarno-białe. Czasem do przestępstwa skłaniają ludzi okoliczności.
Książki z serii o Williamie Westingu to świetna lektura na długie, jesienne wieczory. Zadowoli miłośników zagadek kryminalnych, ale również osób lubiących czytać o problemach społecznych. Jørn Lier Horst wiele w życiu widział, poznał naturę ludzką i zapewne szukał odpowiedzi na wiele pytań. W jego książkach czuje się duszę. 

Jørn Lier Horst "Poza sezonem", Smak Słowa, Sopot, 2015, s. 352

sobota, 1 sierpnia 2015

Stosik sierpniowy? Mała rewolucja :)


Wszystko się zmienia, świat pędzi do przodu. Zawsze byłam pewna, że wolę książki papierowe i żaden czytnik im nie dorówna. Nadal wolę papier, jednak TEN czytnik chodzi ze mną wszędzie. Miałam wcześniej inny czytnik, ale odbijał światło i oczy nie dawały rady. Przy tym nie ma problemu z oczami. Cudny jest :)
Sytuacja sprawiła, że kiepsko u mnie z papierowymi książkami. Pewnie to jakoś ogarnę, ale póki co, to doczytuję to, co mam, a nowości są w Kindelku. Zaraz na dobry początek dostałam cztery tytuły od wydawnictwa Książkowe Klimaty Zapowiadają się bardzo interesująco. Z pewnością niedługo będę o nich pisała. Dostałam również kolejny... hmm.. wcześniejszy tom z cyklu o Williamie Wistingu "Poza sezonem" autorstwa Jorna Liera Horsta. Czytam, czytam :)

A jak Wam mijają wakacje? :) 

czwartek, 23 lipca 2015

Gregg Olsen "Siewcy strachu"



Seryjni mordercy budzą przerażenie, ale i fascynację. Wbrew pozorom nie było ich wielu. Większość policjantów nie miało z nimi do czynienia przez całą służbę. Ci, których złapano często stają się symbolami zła. Interesują się nimi naukowcy, dziennikarze, twórcy i wielu amatorów mocnych wrażeń. Często stają się również przedmiotem kultu. Mają swoich fanów, a zakochane kobiety piszą do nich listy i składają propozycję małżeństwa. Wśród bestii jedna wyróżniał się specyficznym urokiem osobistym. Przystojny i elokwentny Ted Bundy. Wyglądał jak student renomowanej uczelni. Udzielał się społecznie, pracował w telefonie zaufania. Nikt nie podejrzewał, że ukrywał swoją mroczną naturę. 
Grace Alexander pracuje jako detektyw w policji w Tacomie. Kobieta odnosi sukcesy zawodowe, ma udane małżeństwo i mieszka w pięknym, starym domu. Oprócz tego zmaga się ze straszną traumą - jej siostra Tricia została zamordowana. Jej ciała nie odnaleziono, a śledztwo w sprawie jej śmierci utknęło w martwym punkcie. Matka Grace Sissy jest pewna, że za śmierć jej córki odpowiedzialny jest Ted Bundy. Wydarzenia te miały miejsce wiele lat przed narodzeniem Grace. Kobieta nie znała swojej siostry, jednak dorastała w jej ponurym cieniu. Każdego dnia rodzice wpajali jej nienawiść do Bundy'ego. Pogrążona w żałobie Sissy zabierała córkę na spotkania z rodzinami innych ofiar, uczyła ją faktów z życia mordercy, odbierała dzieciństwo. 
Teraz, po wielu latach Grace musi zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem. Znowu giną młode kobiety. Wiktymologia i modus operandi wskazują na Teda Bundy'ego. Jednak on od dawna nie żyje. Czyżby pojawił się jego naśladowca? Czy możliwe, że morderca wie, co stało się z Tricią?
"Siewcy strachu" Gregga Olsena, to sprawnie napisany, trzymający w napięciu kryminał. Osoby, które nie czytały wcześniej o Tedzie Bundy mogą dowiedzieć się o nim wielu ciekawostek. Olsen opowiada o dzieciństwie, młodości i w końcu zbrodniczej działalności oraz śmierci najsłynniejszego mordercy. To największy plus tej powieści. Olsen powoli wprowadza nas w akcję i umiejętnie stopniuje napięcie. Chciałabym powiedzieć, że równie dobrze zarysowane zostały postacie. Niestety tak nie jest. Sama Grace jest zdecydowanie ofiarą. Jednak nie Teda Bundy'ego, a swoich własnych rodziców. Zachowanie Sissy jest niezrozumiałe i nie do końca wiarygodne. Rozumiem jej ból po stracie dziecka, lecz czytając powieść miałam jedną myśl: Dlaczego nikt nie zadzwonił po opiekę społeczną? Tak Sissy, jak i Grace niezbędna była pomoc psychologa. Drugą sprawą jest postać mordercy. Kompletnie rozmyta i mało wyrazista. Autor skupił się na szczegółach życia Bundy'ego, a czarne charaktery powieści zostawił same sobie. Fabuła, chociaż z pewnością interesująca, jest mało prawdopodobna. W kryminałach cenię osadzenie w rzeczywistości, a w "Siewcach strachu" realny był tylko Bundy. 
"Siewcy strachu" to solidny średniaczek, czyta się z przyjemnością. Dobra powieść na letnie wieczory czy na plażę. Dla osób, które nie znały biografii Teda Bundy'ego książka ta może być źródłem wielu interesujących informacji. 

Gregg Olsen, Siewcy strachu, Prószyński i S-ka, 2015, s. 439, tłum. Jan Hensel
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

poniedziałek, 13 lipca 2015

Agnieszka Gładzik "Republika"



Szczecin to piękne miasto, z bogatą i ciekawą historią - zwłaszcza przedwojenną. Szkoda, że nie cieszy się popularnością wśród pisarzy. Z wielką przyjemością przyjmuję każdą pozycję, której akcja umieszczona jest w moim rodzinnym mieście. Z przyjemnością, ale również z obawą, bo miejsce wydarzeń, nie czyni powieści dobrą. Jednak książka Agnieszki Gładzik "Republika" należy do tych udanych.
Else Platt jest córką znanego berlińskiego lekarza. Sama również studiuje medycynę i pomaga ojcu w prowadzeniu praktyki lekarskiej. Nikt nie wie, jak trudna jest sytuacja dziewczyny. Ojciec czuje się coraz gorzej i większość obowiązków spoczywa na jej barkach. A Else ma też marzenia. Chciałaby zostać pisarką. W niewielu wolnych chwilach tworzy swoją pierwszą powieść. Sytuacja zmienia się, kiedy okazuje się, że doktor Platt jest bankrutem. Else nie może sobie już pozwolić na studia. Decyduje się na podjęcie pracy reporterki w jednej ze szczecińskich gazet. 
W Berlinie Heinrich Mannhausen odnosi sukcesy w polityce. Mężczyzna nie miał łatwej przeszłości. Od dziecka karmiony ideologią, zrezygnował z kariery aktorskiej, by służyć państwu. Z niepokojem przygląda się sytuacji na scenie politycznej. Widzi radykalizujące się nastroje i nadchodzące zmiany. On wie, że rosnący w siłę ruch narodowy jest ogromnym zagrożeniem. Oprócz problemów ze świata wielkiej polityki, Heinrich zmaga się również z problemami prywatnymi. Jego ukochany wuj jest śmiertelnie chory. Pomóc mu może tylko doktor Platt. 
"Republika" to powieść obyczajowa osadzona w realiach końca lat dwudziestych XX wieku. To czas wielkich zmian na scenie politycznej Niemiec, które zaowocowały II wojną światową. Zwykliśmy patrzeć na Niemców, jako na sprawców. Jednak wielu z nich widziało zagrożenie i próbowało mu zapobiec. Oni też są ofiarami. Tym bardziej, że dochodzący do władzy Hitler nie oszczędzał przeciwników politycznych i tłumił wszelkie przejawy opozycji. Z punktu widzenia Niemców, smutne są również losy Stettina. W 1938 roku z przyjmowało ono wizytę Hitlera, który do dziś jest jego honorowym obywatelem. Konsekwencją wojny była utrata tego ważnego i zabytkowego miasta. 
Narracja w powieści Agnieszki Gładzik podzielona jest na dwie części - Elsy i Heinricha. Całość przeplatana jest fragmentami tworzonej przez Elsę powieści. Większość wydarzeń poznajemy z dwóch punktów widzenia. Dodatkowo też każde z bohaterów odkrywa przed nami swoją bolesną przeszłość, swoje lęki, czy zahamowania. Czasem droga do siebie jest niezwykle wyboista. Jednak to, co wydaje się dzielić, może też łączyć. 
"Republika" jest debiutem literackim Agnieszki Gładzik. Ona sama pracuje obecnie nad kolejną powieścią, której akcja umieszczona będzie w już powojennym Szczecinie. Z całą pewnością przeczytam i kolejne książki tej autorki. Debiut jest udany i cieszę się, że autorka na nim nie poprzestanie. Polecam tę powieść wszystkim miłośnikom historii, ale również ciekawych wątków obyczajowych. 

Agnieszka Gładzik, Republika, Novae Res, 2015, s. 313
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

środa, 1 lipca 2015

Stosik lipcowy


Powoli wracam do normalności. Aklimatyzuję się, ogarniam. Rozpakowałam już nawet część książek. Mam więcej czasu na czytanie, szkoda, że nie na pisanie ;) Pogoda jest bardzo letnia i mało czasu spędzam przy komputerze. 
Jednak tradycja musi byc tradycją, dlatego z przyjemnością pokażę Wam, jakie książki przybyly w tym miesiącu do mojej biblioteczki. Na samym dole "Pani Stefa" Magdaleny Kicińskiej. Kiedyś czytalam biografię Janusza Korczaka. Już wtedy zaintrygowała mnie postać Stefanii Wilczyńskiej - pani Stefy. Z ciekawością o niej poczytam. Następnie dwa tomy "Mojej walki" Karla Ove Knausgarda. Naczytałam się entuzjastycznych recenzji i mam wobec tej ekshibicjonistycznej książki spore oczekiwania. Wierzę, że się nie rozczaruję. Kolejnym nabytkiem jest "Magda Goebbels" Anji Klabunde. Tak, jak Stefa żyła w czasie wojny, obie zginęły z dziećmi, jednak jak różny był ich los.. Kolejna książka na stosie to "Seryjny morderca Thomas Quick" Hannesa Rastama. Hmm.. to może być następna fascynująca opowieść. Na samej górze "Germania" Haralda Gilbersa. Kryminał, który ma świetne rekomendacje. Poleca ją moja ulubiona redaktorka ;)

Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku idę cieszyć się słońcem. Życzę Wam słonecznych dni i wiele radości z dobrej lektury :)

sobota, 27 czerwca 2015

Volker Ullrich "Hitler. Narodziny zła. 1889-1939"


Wydawać by się mogło, że o Hitlerze napisano już wszystko. Wiemy, kiedy się urodził, jakie miał dzieciństwo, co go ukształtowało jako polityka, jak doszedł do władzy i w końcu, jak zmarł. Istnieje wiele książek poświęcony fenomenowi Fuhrera. Niemal w każdej dekadzie od 1933 roku wydawana była kolejna biografia. Kilka z nich, takie jak pierwsza, wydana w 1936 roku - urodzonego w Niemczech dziennikarza i historyka żydowskiego pochodzenia Konrada Heidena, przez powstałe już po wojnie opracowania Allana Bullocka, Joachima Festa czy Iana Kershawa, aż po za wydany w zeszłym roku reportaż biograficzny Johna Tolanda, uznawane są za klasyki gatunku - wyjątkowo dokładne, rzetelne i kompletne. Istnieje wiele innych, mniej lub bardziej znaczących tytułów - od dość ogólnie i szeroko omawiających czasy  i postać, aż po wąsko wyspecjalizowane, łączące wodza z różnymi aspektami życia społecznego i politycznego, nauki czy paranauki. I tu pojawia się pytanie: czy możemy dowiedzieć się o Hitlerze czegoś nowego? Okazuje się, że tak.
Niemiecki historyk Volker Ullrich podjął się bardzo trudnego zadania. Zdając sobie sprawę z tego, jak dokładnie opisano życie Adolfa Hitlera podejmuje się pokazać go czytelnikom z innej strony - jako człowieka. Wprawdzie wcześniejsze biografie były bardzo rzetelne, lecz w gąszczu faktów gubiła się gdzieś magnetyczna osobowość Hitlera. Jak zrozumieć fenomen tej postaci, jak pojąć, co porywało ludzi z jego otoczenia oraz tłumy, jeśli nie poznamy fascynującej osobowości Fuhrera? Nie był geniuszem, nie był wybitnie inteligentny, ani nie miał szczególnych umiejętności społecznych, jednak miał w sobie coś, co kiedyś zaintrygowało Niemców, co sprawiło, że dla niego byli gotowi popełniać niewyobrażalne zbrodnie. Czy jego talent oratorski wystarczył, żeby zaczarować tłumy? Czy wypowiadane w ekstazie mowy wystarczyły, aby doprowadzić naród do zguby?
Volker Ullrich szuka klucza do osobowości Hitlera prawdziwego, nie tego wykreowanego na potrzeby mas. Próbuje zrozumieć, jak człowiek, który nie podróżował wiele, nie znał świata, ani języków obcych, mógł kształtować światopogląd milionów ludzi. Korzysta z publikowanych wcześniej materiałów, ale również z tych, które były wcześniej niedostępne, a także z prywatnych listów, notatek, komentarzy i wspomnień Niemców i korespondentów zagranicznych. Omawia krążące plotki i udowadnia, że nie ma w nich prawdy. Podejmuje wątki wspominane przez swoich poprzedników - biografów i rozwija je. Ustosunkowuje się również do innych źródeł, opracowań, a nawet filmów o Hitlerze.
Książkę Volkera Ullricha czyta się, jak pasjonującą powieść. Język, którym operuje jest przyjemny w odbiorze. Nie ma tu akademickiego żargonu, a momentami, niektóre sformułowania są wręcz potoczne. Generalnie ułatwia to lekturę, chociaż przyznaję, że może przeszkadzać miłośnikom literatury naukowej.
"Hitler. Narodziny zła. 1889-1939" to świetna książka. Z całą pewnością autor ma wielkie szanse na dołączenie do elitarnego grona szanowanych przez siebie najlepszych biografów Hitlera. To obowiązkowa lektura dla każdej osoby zainteresowanej postacią wodza oraz III Rzeszą. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom oraz na pozostałe pozycje z serii wydawniczej "Oblicza zła".

Volker Ullrich, Hitler. Narodziny zła. 1889-1939, Prószyński i S-ka, 2015, s. 1023
tłum. Michał Antkowiak
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

środa, 17 czerwca 2015

Romain Sardou "Fraulein France"



Rok 1940. Niemiecka armia, w chwale dumnych zdobywców, wkracza do Francji. Ta, większe historyczne pokrewieństwo czuje z Niemcami, niż z Anglikami, dlatego poddaje się bez walki.  Paryż wita zdobywców wszystkim, co w nim najlepsze. Dla oficerów i bohaterów otwierają się domy francuskiej arystokracji. Leje się wino, gra muzyka, a miejscowe domy publiczne zapewniają doborowe towarzystwo. "Sfinks" to najlepszy z tego typu przybytków. Pewnego dnia w jego progach staje olśniewająco piękna kobieta o symbolicznym imieniu France. Szybko staje się główną atrakcją Paryża. Wszyscy o niej mówią, wszyscy ją podziwiają. Zachwyceniu nią Niemcy obsypują się klejnotami i podarkami. France nie mówi wiele, za to ma zasady - z jej usług korzystać mogą jedynie wybrani przez nią oficerowie najwyższego szczebla. Ta jej niedostępność czyni z niej obiekt pożądania młodego bohatera wojennego Fredricha Grimma. Nie wie on jednak, że France prowadzi własną wojnę i ma tylko jeden cel - zemstę.
Pisząc swoją powieść Roman Sardou oparł się na źródłach historycznych. Nie dotyczą one samej opowieści o France, ale dotyczą tła powieści. Na końcu książki znaleźć można spis uszczegółowień poszczególnych faktów i wyjaśnienie kontekstu historycznego "Fraulein France". Powieść składa się z dwóch historii. Pierwsza z nich mówi o triumfach armii niemieckiej oraz o wydarzeniach na francuskiej prowincji. Wiele osób zarzuca autorowi, że ta część powieści jest chaotyczna. Nie zgadzam się z tą opinią. Właśnie to wprowadzenie było dla mnie bardziej interesujące. Druga część powieści, to losy France, od momentu jej przybycia do Sfinksa, aż do kresu jej misji, Tu bywało różnie. Język powieści nie zachwyca. Sporo jest banału i przewidywalności. Bywają również uproszczenia. Przyznaję, że nie "kupiłam" tak zbudowanej postaci. Jej przedstawieniu brakowało tajemniczości, w moich oczach nie była intrygująca, ani wyjatkowa. Czytając odnosiłam wrażenie, że dobry pomysł na fabułę rozszedł się gdzieś w suchym, momentami naiwnym sposobie narracji. Szkoda. 
Jestem przekonana, że "Fraulein France" znajdzie wielu miłośników. Szczególnie spodoba się wielbicielom Paryża, którego atmosferę oddaje. Myślę, że powieść stanowi pewne rozliczenie Francuza z przeszłością jego narodu. Z pewnością łatwiej jest zrozumieć, co kierowało Francuzami w czasie wojny. Świetnym przykładem francuskiego pragmatyzmu jest arystokrata, który córkę wysyłał do łózka niemieckiego oficera, a syna do ruchu oporu. "Nie trzyma się wszystkich jajek w jednym koszyku". Bardzo kłóci się to z polską walecznością, jednak trudno ocenić, która postawa na dłuższą metę jest skuteczniejsza. 


Romain Sardou, Fraulein France, Dom Wydawniczy Rebis, 2015, s. 280, 
tłum. Monika Szewc-Osiecka
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Stosik czerwcowy


Kiedyś myślałam, że osoby, które nie pracują, mają mnóstwo wolnego czasu i mogą czytać do woli. Teraz okazuje się, że nic bardziej mylnego. Nigdy nie byłam tak zajęta, jak teraz. Na szczęście udaje mi się wygospodarować trochę czasu na lekturę. Tym bardziej, że teraz mogę poczytać również rano - to mój ulubiony czas powieści. 
A jakie książki w maju przybyły do mojej biblioteczki (i od razu do kartonów :) )? Od dołu: bardzo chwalona książka Magdaleny Grzebałkowskiej "1945. Wojna i pokój", dalej powieść, której biblioteczny egzemplarz już pozował w stosikach, czyli "Król Jezus" Roberta Gravesa. Następne są "Furie Hitlera" Wendy Lower. "Bez litości" Jamesa Scotta, to powieść, która zapowiada sie bardzo interesująco. Kolejną książką są "Korzenie totalitaryzmu" Hannah Arendt - mam nadzieję, na fascynującą lekturę. No i na samej górze "Uwikłanie" Zygmunta Miłoszewskiego. 

Teraz pozostaje mi życzyć Wam pięknego czerwca i udanej lektury. No i trzymajcie za mnie kciuki :)

sobota, 23 maja 2015

David Hewson "Domek dla lalek"


Zaginęła córka wiceburmistrza Amsterdamu Wima Prinsa - Katja. Do domu jej ojca wysłano zakrwawioną lalkę, trzymającą w dłoni kosmyk włosów zaginionej. Wszystko wskazuje na to, że policja ma do czynienia z tym samym porywaczem, który trzy lata wcześniej uprowadził Anneliese - córkę detektywa Pietera Vosa. Nie mogąc odnaleźć córki Vos popadł w obsesję. Zrezygnował z pracy w policji i całe dnie spędza w muzeum, obserwując zabytkowy domek dla lalek Pertonelli Oortman. Teraz komisarz de Groot zrobi wszystko, żeby Vos wrócił do służby i odnalazł Katję. Pomóc ma mu w tym młodziutka Laura Bakker. Czy sprawy są powiązane? Czy miejscowi gangsterzy mogą wiedzieć, co stało się z dziewczętami? Czy uda się odnaleźć Katję i wyjaśnić sprawę Anneliese?
"Domek dla lalek" to druga, po "Dochodzeniu", powieść Davida Hewsona, jaką czytałam. "Dochodzenie" oparte było na scenariusz do serialu pod tym samym tytułem. Teraz autor ma w planach stworzenie serii kryminałów, których akcja umiejscowiona ma być stolicach europejskich. Był już wenecki "Cmentarz tajemnic". Teraz dostaliśmy "Domek dla lalek", z akcją w Amsterdamie. 
David Hewson ma talent do tworzenia skomplikowanych, nieoczywistych zagadek kryminalnych. Tak, jak w poprzedniej powieści, tak w tej, wszystko dodatkowo wiąże się z lokalną polityką. Póki co pomysł mi się podoba, mam tylko nadzieję, że w kolejnych książkach autor nie wykorzysta tego samego schematu. To byłoby rozczarowujące. 
Bohaterowie powieści są dobrze zarysowani, jednak nieco brak im oryginalności. Vos jest oczywiście uosobieniem sprawiedliwości, nosi znoszone ubrania i mieszka na barce. Laura jest młoda, idealistyczna i nieco wyrywna. Są naszkicowani dokładnie według wzoru na bestsellerowy kryminał. Do tego mamy poczciwego gangstera, wyrachowanych polityków i oczywiście czarne charaktery. Są pościgi, strzelaniny i zaskakujące zwroty akcji. Jak na Holandię przystało mamy też kanały, rowery i trawkę. Niby nic oryginalnego, niby wszystkiego moglibyśmy się spodziewać. A jednak nie! Od powieści Davida Hewsona trudno się oderwać. Nie jesteśmy w stanie odgadnąć, kto jest tu winny, ani jak potoczy się akcja. Dajemy się prowadzić i zaskakiwać. Krótkie rozdziały utrzymują naszą uwagę, napięcie jest odpowiednio budowane, a atmosfera mroczna. Tajemnica goni tajemnicę, kłamią wszyscy. Wszystko prowadzi nas do zaskakującego finału.
"Domek dla lalek" to dobry kryminał i z pewnością przeczytam kolejne książki Davida Hewsona. Myślę, że to świetna lektura dla wszystkich miłośników mocnych wrażeń. 


David Hewson, Domek dla lalek, Wydawnictwo Marginesy, 2014, s. 446
SzczecinCzyta.pl

środa, 20 maja 2015

Jørn Lier Horst "Psy gończe"



Jestem fanką skandynawskich serii kryminalnych. Niestety, w zalewie nowych tytułów, coraz trudnej wyłowić perełki. Każdy autor reklamowany jest jako prawdziwe objawienie, a jego powieść jako dzieło w swoim gatunku. Często zapowiedzi te są mocno na wyrost. Tym bardziej cieszy mnie, kiedy uda mi się trafić na serię, która mi się podoba. Tak właśnie jest z książkami Jørna Liera Horsta z cyklu "William Wisting". 
Przeszłość wraca i uderza w Williama Wistinga z wielka siłą. Kilka lat temu dowodził on śledztwem w sprawie zaginięcia i morderstwa młodziutkiej Cecilii Linde. Zabójcę złapano i osądzono. Jednak teraz oskarża on policjanta o sfałszowanie dowodów. Niestety wszystko wskazuje a to, że były więzień ma mocne dowody na potwierdzenie swoich słów. Czy to koniec kariery Williama Wistinga? Wszystko na to wskazuje. Jednak zawieszony w obowiązkach policjant nie zamierza się poddać. Zamierza zrobić wszystko, żeby udowodnić swoją niewinność. Może liczyć na wsparcie swojej córki Line - dziennikarki lokalnej gazety.
"Psy gończe" są drugą, po "Jaskiniowcu" wydaną w Polsce książką z tego cyklu. O "Jaskiniowcu" pisałam TUTAJ. "Psy gończe" są wcześniejszym tomem tej serii, więc wydarzenia w nich zawarte chronologicznie miejsce mają przed zdarzeniami z "Jaskiniowca". To może stanowić problem dla osób, które zwracają uwagę na chronologię w seriach. Jednak w mojej ocenie, nie stanowi to dużego problemu i czytelnik bez problemu może odnaleźć się w świecie Williama Wistinga.
Muszę przyznać, że "Psy gończe" podobały mi się bardziej, niż "Jaskiniowiec. Zagadka kryminalna jest tu bardzo interesująca i odpowiednio skomplikowana. Trudno odgadnąć jej rozwiązanie, tym bardziej, że ciągle pojawiają się nowe wątki i tropy. Policjant szuka nie tylko mordercy, ale również osoby, która jest odpowiedzialna za sfałszowanie dowodów w sprawie Cecilii Linde.
Akcja toczy się wartko i trzyma czytelnika w nieustannym napięciu. Bardzo łatwo dać się porwać autorowi i z zapartym tchem śledzić losy bohaterów. Trudno oderwać się od lektury i łatwo zarwać przez nią noc. Bohaterowie są zbudowani w dość stereotypowy sposób - mamy policjanta, który jest uosobieniem sprawiedliwości, mamy bystrą dziennikarkę, która bez namysłu skłonna jest narazić się na niebezpieczeństwo. Są tu również sprawiedliwi fachowcy i pełnokrwiste czarne charaktery.
Jørn Lier Horst daje nam wszystko to, czego oczekujemy po dobrym kryminale. Dlatego tez, jeśli szukamy pewniaka, to spokojnie możemy sięgnąć po książki tego autora. Mam nadzieję, że wydawca zdecyduje się na wydanie pozostałych części cyklu i z całą pewnością po nie sięgnę. 



Jørn Lier Horst, Psy gończe, Smak Słowa, Sopot 2015, s. 387

poniedziałek, 11 maja 2015

Kristina Ohlsson "Papierowy chłopiec"


Każdy pamięta straszne opowieści i legendy miejskie, jakie słyszał w dzieciństwie. Czy to opowieść o porywającej dzieci czarnej wołdze czy ostrzeżenia przed grupą satanistów, którzy mieli składać ofiary z ludzi. Wszystkie te opowieści mają na celu jedno - nauczenie dzieci większej ostrożności. Mają sprawić, że nie będą rozmawiać z nieznajomymi, będą unikać chodzenia po zmroku i odludnych miejsc oraz będą słuchały się rodziców. Tak też było z opowieścią o Papierowym Chłopcu. To ją opowiadali swoim pociechom rodzice kilku izraelskich kibuców. Co wspólnego może mieć ta legenda miejska z morderstwami w odległej Szwecji?
W Sztokholmie zastrzelono nauczycielkę ze szkoły żydowskiej. Wkrótce potem znika dwóch chłopców - członków tej samej gminy żydowskiej. Rodzice i cala społeczność są bardzo zaniepokojone. Zastanawiają się czy morderstwo i porwanie są ze sobą powiązane i czy zagrożone jest bezpieczeństwo innych dzieci. Czy zbrodnie mają podłoże antysemickie? Wydarzenia te zbiegają się w czasie z rozmowami kwalifikacyjnymi na stanowisko szefa ochrony, jakie prowadzą władze gminy. Na miejsce przybywa Efraim Kiel. Zatrudniony zostaje były policjant Peder Rydh. 
Sztokholmska policja prowadzi śledztwo, Przewodzi mu były przełożony Rydha, komisarz Alex Recht i jego niezawodna prawa ręka Federika Bergman. Wiele tropów prowadzi do Izraela. Policja o pomoc prosi przedstawicielkę szwedzkich sił bezpieczeństwa - Eden Lundell. Sprawa porwanych chłopców zatacza coraz szersze kręgi. Jaki ma związek z dawno zapomnianą legendą o Papierowym Chłopcu? Czy policjantom uda się odnaleźć sprawcę?
"Papierowy chłopiec" to piąta część cyklu o Federice Bergman. Nie czytałam wcześniejszych części i spokojnie odnalazłam się w powieści. Jednak odniesienia do wcześniejszych tomów były na tyle wyraźne, że prawdopodobnie sporo straciłam zaczynając lekturę tej serii od środka. Z pewnością cały wątek Pedera Rydha byłby bardziej interesujący, gdyby znało się jego wcześniejsze losy. Z pozostałymi postaciami było dużo łatwiej, 
Pomysł na fabułę autorka miała świetny. Zaintrygowała mnie żydowska legenda i tajemnicze zabójstwa. Autorka nie oszczędza ani bohaterów, ani czytelnika. Wydarzenia z przeszłości przeplatają się tu z teraźniejszością. Muszę przyznać, że wymyślona przez autorkę zagadka jest intrygująca i zaskakująca. Nieco gorzej ze szczegółami, jednak nie zakłóca to odbioru powieści. Bohaterowie są barwni, chociaż momentami irracjonalni. O tym, jak nazywa się cykl dowiedziałam się już po lekturze i przyznaję, że nigdy nie wpadłabym na to, że postacią pierwszoplanową i najistotniejsza w tej serii jest Federika. Być może w pozostałych częściach cyklu jest ona bardziej wyrazista i wyeksponowana, lecz w  "Papierowym chłopcu" jest nieco bezbarwna i mało charakterystyczna. 
"Papierowy chłopiec" to ciekawa powieść kryminalna. Czyta się ją dobrze. To świetny wypełniacz na cieple popołudnie. Tym bardziej, że powieściowa pogoda będzie nam ładnie kontrastowała z majowym słońcem. Polecam ją szczególnie miłośnikom mrocznych, skandynawskich klimatów. Osoby, które za takimi nie przepadają, mogą się poczuć lekturą przytłoczone.

Kristina Ohlsson, Papierowy chłopiec, Prószyński Media, 2015, s. 592, tłum, Wojciech Łygaś
SzczecinCzyta.pl

piątek, 1 maja 2015

Stosik majowy



Który to już mój majowy stosik? Sprawdziłam - czwarty. Mam wrażenie, że czas mija coraz szybciej. Mimo, że dni są coraz dłuższe, to czasu mam coraz mniej. Zamiast czytać, pakuję. Przygotowania do przeprowadzki zajmują mi całe popołudnia i weekendy. W takim przypadku duża ilość książek w domowej biblioteczce stanowi dość spore wyzwanie. Spakowałam 25 kartonów samych książek. I problem nawet nie w ilości, ale w ich wadze. Jakie one są ciężkie! No cóż, trudno się z nimi rozstać. A do tego stale przybywają kolejne :)
Do zdjęcia pozoawały dzisiaj: "1914" Paula Hama, z Wydawnictwa Czarne "Imperium księżyca w pełni" S.C.Gwynne oraz "Czasy secondhand" Swietłany Alekijewicz, nastęnie Roman Sardou i jego "Fraulein France". W końcu udało mi się kupić "W ogrodzie bestii" Erika Larsona. Czytać też będę drugi tom "Jaskiniowca' czyli "Psy gończe" Jorna Lier Horsta. No i na samej górze Dawid Hewson i "Domek dla lalek". 
To teraz wracam do pakowania, a Wam życzę pięknej majówki i mnóstwa czasu na lekturę na świeżym powietrzu :)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Charlie LeDuff "Detroit. Sekcja zwłok Ameryki"


Nie ma smutniejszego widoku, niż umierające miasto. Zamykane zakłady przemysłowe, pustoszejące budynki, rosnąca ilość umieszczanych w oknach informacji o mieszkaniach na sprzedaż, rosnące wskaźniki przestępczości. Szczególnie bolesne jest, kiedy powolne wymieranie dotyka naszego rodzinnego miasta. 
Detroit było stolicą przemysłu samochodowego. To tu swoje fabryki miały amerykańskie koncerny. Duża ilość miejsc pracy przyciągała do miasta niezliczone rzesze przybyszów z różnych stron Ameryki i imigrantów. Sporą reprezentację mieli tu także Polacy, chętnie zatrudniani przy produkcji, lecz niezbyt chętnie przyjmowani wśród zamożniejszych, amerykańskich mieszkańców przedmieść. 
Miasto dawało zatrudnienie i zapewniało byt, jednak jednocześnie szybko doszło tu do konfliktów na tle rasowym. W 1967 roku wybuchły tu zamieszki, które pochłonęły życie wielu osób oraz spowodowały wielkie straty ekonomiczne. Strach przez przemocą i przestępczością sprawił, że bogatsi mieszkańcy miasta izolowali się w podmiejskich dzielnicach, zaś przedsiębiorcy zamykali swoje firmy lub przenosili je w inne miejsca. Pociągnęło to za sobą wzrost bezrobocia i coraz większą biedę. Powoli, w pozornie niezauważalny sposób, do miasta wkroczyły korupcja, i niegospodarność. Niedofinansowane służby publiczne nie dawały sobie rady z rosnącą falą przestępstw, wandalizmem i pożarami. Miasto umierało. 
Właśnie do takiego Detroit wrócił dziennikarz Charlie LeDuff. Opuścił miasto wiele lat temu. Zostawił za sobą wspomnienia dzieciństwa i rodzinne tragedie. Losy jego rodziny związane są z miastem w nierozerwalny sposób. Wraz z nim LeDuffowie przeżywali swoje wzloty i upadki. Teraz, po latach, Charlie chciał oddać hołd umierającemu miastu swojego dzieciństwa. Pożegnać miejsca, które mają dla niego szczególne znaczenie, zrozumieć co doprowadziło do upadku takiej potęgi przemysłowej. Dlaczego mieszkańcy barykadują się w swoich domach, a najciekawszą masową rozrywką stało się oglądanie płonących budynków. Dlaczego policja nie radzi sobie ze stale rosnąca liczbą morderstw i innych przestępstw. Dlaczego tak niewielu przestępców trafia tu przed oblicze sądu. Gdzie podziały się pieniądze z budżetu, przeznaczone na dofinansowanie jednostek strażackich. Przecież brak profesjonalnego sprzetu daje pewność, że wcześniej czy później wydarzy się tu wielka tragedia. Wszystko to stanowi dla Charlie'ego LeDuffa swoiste katharsis, podróż przez piekło, powrót do najbardziej bolesnych wydarzeń z przeszłosci. Rozmawiając z kolejnymi osobami, bardzo dostanie i bez rozmycia pokazuje nam, kto jest tu kim. Le Duff nie jest dyplomatą, nie chce nim być. U niego nie ma wybielania czy przemilczania. Wymienia ludzi z nazwiska i mówi o nich w do bólu szczery sposób. Dotyczy to osób, które codziennie przyczyniają się do agonii miasta, któremu miały służyć - polityków, burmistrza, radnych miejskich. U LeDuffa żałosna osoba, taką właśnie pozostaje. Za to ceni on osoby prawe, szczere i odważne. Relatywizuje ich uczynki, zawsze widzi szerszy kontekst. 
Charlie LeDuff nie jest osobą przyjemną w obyciu. To szorstki mężczyzna o wielkim ego. Jednak z każdego jego słowa przebija miłość do miejsca, w którym się wychował oraz smutek, ból i rozczarowanie z powodu takiego jego końca. Często bezwzględna szczerość dziennikarza i wymienianie nazwisk rozmówców, w połączeniu z ich nie do końca oficjalnymi wypowiedziami, sprawiła wiele kłopotów, nawet osobom, które dziennikarz szanował, lubił i podziwiał. Jednak książka, którą napisał jest bardzo dobra, Detroit niewątpliwie jest symbolem Ameryki - nie jej pięknej strony, jaką zwykły pokazywać media, a jej drugiego, ciemnego oblicza. 

Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 240, tłum. Iga Noszczyk
SzczecinCzyta.pl

piątek, 10 kwietnia 2015

Ewa Winnicka "Angole"


Polska gospodarka rozwija się imponująco. Niestety, zupełnie nie przekłada się to na poziom życia Polaków. Średnią krajową większość z nas zna tylko z wiadomości, zaś wiele osób utrzymać się musi za smutną i odzierającą z godności najniższą krajową. Niedawno w Szczecinie oferowano pracę w sklepie, w systemie dwuzmianowym, po 8 osiem godzin dziennie, ze stawką brutto 4,50/godz. Stawka ta żadną miarą nie była zgodna z prawem, a jeśli praca była "na czarno", to o jakim brutto była mowa w ogłoszeniu? Trudno dziwić się, że coraz więcej Polaków wyjeżdża za granicę. To już nie są wyjazdy na szybkie zarobienie na większe wydatki, ale przeprowadzki na stałe, w poszukiwaniu godniejszego życia. Robią to nawet osoby, które w wyjazdowym szczycie, który miał miejsce kilka lat temu twierdziły, że one nigdy nie mogłyby opuścić Polski. No cóż.. Wszystko się zmienia.
Europa początkowo bez obaw przyjmowała przybyszów ze wschodu. Pracy było sporo i nikt nie bał się o swoje stanowisko. Jednak z czasem i wzrastająca liczbą przybywających Polaków coraz częściej słychać pełne obaw głosy. Zdarza się nawet, że osoby niegdyś tylko niechętne emigrantom, teraz radykalizują się. A jak sami najeźdźcy? Jak wygląda ich życie na obczyźnie? Na te pytania w swojej książce próbowała odpowiedzieć Ewa Winnicka. W "Angolach" oddała ona głos tym, którzy problemy odnalezienia się w nowej rzeczywistości znają od podszewki. 
"Angole" to wynik rozmów przeprowadzonych przez autorkę z 35 osobami. Różni ich miejsce pochodzenia, wykształcenie, miejsce w hierarchii społecznej, cele, marzenia i plany. Łączy ich to, że mniej lub bardziej realizują się w Wielkiej Brytanii. Niektórzy z nich są absolwentami prestiżowych angielskich szkół, inni zajmują wysokie stanowiska w międzynarodowych korporacjach, jeszcze inni wykonują słabo płatne prace. Niektórzy zajmują się pomocą rodakom, którzy nie radzą sobie z angielską rzeczywistością, a niektórzy z tej pomocy korzystają.
Smutny jest obraz roztaczany przez rozmówców Ewy Winnickiej. Opowiadają oni o trudnościach, samotności, braku akceptacji. Nawet z opowieści tych, którzy odnieśli mniejszy czy większy sukces zawodowy, przebija nutka żalu, rozgoryczenia czy nostalgii. Nie wiem, czy wynika to z realiów, w jakich żyją, czy też może jest to słynna polska skłonność do narzekania. Życie jest trudne i to niezależnie czy żyje się w Polsce czy wybiera się emigrację. Jednak z czasem w pamięci emigrantów zmienia się obraz opuszczonej ojczyzny, Widzą ją piękniejszą, lepszą, przyjaźniejszą. Rację ma jedna z rozmówczyń, która radzi osobom rozważającym wyjazd: "Jeśli w Polsce nie układa się z pracą i rodziną, to w innym kraju ułoży się jeszcze gorzej". Nie ma złotego środka, ani różdżki, która rozwiąże wszystkie problemy. Z pewnością nie jest nią też wyjazd z Polski. Trudno tu żyć, prawdopodobnie będzie jeszcze trudniej, jednak decyzja o emigracji powinna być dokładnie przemyślana. No i z całą pewnością warto uczyć się języków obcych.
Dobór rozmówców w "Angolach" nie do końca mi odpowiada. Mamy tu dwa bieguny - tych, którym się powiodło oraz tych z nizin społecznych. Znam wiele mieszkających zagranicą osób, które są dokładnie po środku. Mają stabilną pracę, zarabiają tak, że stać ich na zwyczajne, przeciętne życie. Są zadowoleni. Poza tym książka ta powinna stanowić lekturę obowiązkową dla wszystkich tych, którzy rozważają lub rozważać będą wyjazd z kraju. Nic nie jest tak proste i oczywiste. Tak, Polska nie daje nam wielu możliwości, jednak warto przemyśleć kierunek swojej podróży.

Ewa Winnicka, Angole, Wydawnictwa Czarne, 2014, str. 304
SzczecinCzyta.pl

środa, 1 kwietnia 2015

Stosik kwietniowy



Zimowy zastój mam już chyba z głowy. Mimo, że od wczoraj za oknem szaleją śnieżyce i wichury, to w sercu już wiosna. Odżyłam też książkowo. To od razu widać w moim stosie nabytków marcowych. Mam nadzieję, że niedługo i czytać będę więcej. Póki co gramatyka języka angielskiego. Alicja, która uczy mnie tego języka, jest zdania, że pownnam czytać głównie to. No, ale przecież tak się nie da. Dla roztywki przeplatam angielskie czasy biografią Hitlera. Od razu lepiej ;)
A co w stosidle? Najbardziej rzuca się w oczy właśnie ten Hilter. Volke Ullrich sam twierdzi, że nie wnosi nic nowego, jeśli chodzi o historię, ale też i jego cel jest inny. Chce on pokazać Fuhrera jako człowieka. Jego książka ma być obrazem złożonej osobowości, którą uwiódł Niemców. Czy mu się to udało? Przeczytamy, zobaczymy. Następnie mamy dwie książki z Wydawnictwa Czarne: "Droga do wyzwolenia" Lawrenca Wrighta oraz "Detroit" Charlie'ego Leduffa. Pierwsza z nich opowiada o scjentologach, druga zaś o upadku miasta, słynącego z przemysłu motoryzacyjnego. Kolejną książką w stosie jest "Ziarno prawdy" Zygmunta Miłoszewskiego. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora i chciałabym sama przekonać się, czy faktycznie są tak dobre. Niestety nie wiedziałam, że nie jest to pierwszy tom z serii o Teodorze Szackim. No trudno :) Dalej mamy dwie książki Alice Munro; "Dziewczeta i kobiety" i "Jawne tajemnice". Nawet jeśli niektórzy uważają, że książki nie powinny być sprzedawane z pietruszką, to akurat ja lubię kupić niespodziewanie książkę podczas zwykłych, codziennych zakupów. Ile to radości :)
Na koniec trzy ksiażki ze szczecińskiej pólki wymianowej; Roman Bratny "Kolumbowie rocznik 20", Wiesław Rogowski "Biały punkt" i Mika Waltari "Egipcjanin Sinuhe". 

Pozostaje mi życzyć Wam pięknych, wiosennych świąt i mnóstwa czasu na lekturę :)

środa, 25 marca 2015

Meike Ziervogel "Magda"


Dzieciobójstwo jest jedyną z najgorszych zbrodni i tematem tabu. Motyw dzieciobójczyni od wieków funkcjonuje w mitach, legendach i ludowych podaniach. Medea, LaLlorona czy Prokne - każda z nich z innych powodów zamordowała swoje dzieci. Czasem zabijały z miłości, czasem z nienawiści. Niektóre dzieciobójczynie zdecydowały się na samobójstwo rozszerzone. Trudno zrozumieć, dlaczego kobieta popełnia taką zbrodnię. Co sprawia, że robi coś sprzecznego, z tym, co uznawane jest za jedno z najsilniejszych uczuć - miłością macierzyńską?
Magda Goebbels przez wielu uważana była za rzeczywistą pierwszą damę Trzeciej Rzeszy. Jej drugi mąż Joseph był nazistowskim ministrem propagandy. Jednak prawdziwą miłością życia Magdy był Adolf Hitler. Dla niego gotowa była na wszelkie poświęcenia. W jej oczach był niezwyciężony. Kiedy zobaczyła klęskę jego ideałów, a jego samego pokonanego, jej świat się zawalił. Nie było na nim już miejsca ani dla niej, ani dla jej dzieci. Podjęła decyzję i sama musiała ją wykonać. Josephowi zabrakło siły, nie umiał. To ona podała dzieciom leki uspokajające i to ona włożyła do ich ust kapsułki z cyjankiem potasu. Młodsze dzieci były ufne i grzeczne, jednak najstarsza córka 12-letnia Helga obudziła się i walczyła z matką o życie. Przegrała. Magda poczekała aż umrą, a potem poszła do ogrodu na spotkanie ze śmiercią. Kim była kobieta, która popełniła tak straszną zbrodnię?
Powieść Meike Ziervogel jest prostą w formie, niewielką, niezwykle zwięzłą odpowiedzią na pytanie, co doprowadziło Magdę Goebbels do zabicia własnych dzieci. Poznajemy trzy pokolenia kobiet - Magdę, jej matkę oraz jej najstarszą córkę Helgę. Takie ujęcie tej historii pozwala nam na przyjrzenie się temu, co kształtowało Magdę, jaką drogą doszła do tak tragicznego kresu swojego życia. Autorka podejmuje próbę wyjaśnienia powodów dzieciobójstwa, którego dokonała. Powieść, która ma odpowiedzieć na pytania, zostawia jednak w czytelniku poczucie niedosytu. Wyjaśnia pobudki, jakimi kierowała się Magda, jednak brakuje tu tego, co dla nazistowskiej pierwszej damy było bardzo istotne - ideologii. Według niektórych źródeł w śmierci Hitlera widziała koniec swojego świata. Wizje Hitlera tworzyły rzeczywistość, w jakiej chciała żyć i wychowywać dzieci. Kiedy okazało się, że nigdy nie zostaną zrealizowane, że nie będzie wielkich Niemiec wybrała śmierć. Uważała, że może zdecydować za swoją rodzinę i zabrać ją ze sobą. Jej dzieci są ofiarami chorych idei i fanatyzmu.
Historia jest po to, żebyśmy wyciągali z niej wnioski. Dlatego nie powinniśmy zapomnieć o  ofiarach fanatycznej wiary w ideały - dzieciach Magdy Goebbels. Warto przeczytać "Magdę", pamietajmy jednak, że to jest powieść. Faktów lepiej szukać w książkach historycznych.

Meike Ziervogel, Magda, Wydawnictwo Marginesy, 2015, s. 144, tłum. Anna Bańkowska
SzczecinCzyta.pl

niedziela, 15 marca 2015

WYNIKI KONKURSU "ENE, DUE, ŚMIERĆ"


Bardzo dziękuję za udział w konkursie. Wszystkie komentarze przeczytałam z wielką przyjemnością. Uczestniczkom gratuluję pomysłowości i kreatywności :)
A teraz krótko i na temat - konkurs wygrała Kasia Chojecka-Jędrasiak :)

poniedziałek, 9 marca 2015

M.J. Arlidge "Ene, Due, Śmierć" + KONKURS


Niezwykła popularność kryminałów sprawiła, że autorzy zajmujący się tym gatunkiem powoli zaczynają zjadać już własny ogon. Coraz trudniej zaskoczyć czytelnika, a oryginalny pomysł jest na wagę złota. Dlatego bardzo cieszę się, że udało mi się trafić na książkę, w której morderca jest wyjątkowo wyrafinowany, a jego ofiarą może paść każdy. "Ene, due, śmierć" to debiutancka powieść doświadczonego w branży telewizyjnej M.J.Arlidge'a.
W okolicach Southampton odnaleziono młodą kobietę Amy. Jest skrajnie wyczerpana i twierdzi, że właśnie zabiła swojego chłopaka. Informuje policjantów, gdzie leżą zwłoki jej ukochanego. Sprawa wydaje się pozornie prosta, jednak podejrzana cały czas powtarza, że nie miała innego wyjścia - musiała zabić, żeby przeżyć. Jej wyjaśnienia są zupełnie niewiarygodne, jednak w całej tej historii jest coś niepokojącego. Sprawę przydzielono doświadczonej detektyw Helen Grace. Szybko przekonuje się ona, że wbrew pozorom Amy mówi prawdę. Sadystyczny morderca porwał i więził swoje ofiary, pozostawiając im straszny wybór. Wkrótce okazuje się, że w okolicy zaginęła kolejna para. Czy możliwe, że zostali porwani przez tę samą osobę, która więziła Amy i jej chłopaka? Co łączy ofiary?
Zagadka, jaką serwuje nam M.J. Arlidge jest bardzo interesująca. Morderca pozbawia swoje ofiary wolności i stawia im straszne ultimatum. Dręczy nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim rujnuje psychikę. Trudno wyobrazić sobie, co czują osoby postawione przed takim wyborem, a wyjść żywa z pułapki może tylko jedna osoba. I mimo, że może odejść wolna, to i tak na zawsze już pozostanie w piekle, z którego nie ma ucieczki. Taki pomysł na kryminał jest bardzo interesujący.
Atutem powieści jest nie tylko oryginalny pomysł, ale również bohaterowie. Helen Grace jest pozornie silną osobą, która skrywa swoje mroczne tajemnice. Mimo tego, że zbudowała wokół siebie mur, to jednak nie udaje jej się uciec przed uczuciami. Ma wrażliwe serce i mimo, iż boi się zranienia, to przywiązuje się do ludzi. Jej zasady często nie idą w parze z jej uczuciami. Trudno ją do siebie przekonać, a bardzo łatwo ją zrazić. Partnerujący im policjanci Mark Fuller i Charlie Brooks, mimo iż pozornie wyraziści, stanowią tylko tło dla Helen. Ich postaciom czasem brakuje zaplecza psychologicznego, w które została wyposażona ich szefowa. Relacje między nimi są momentami sztuczne, brak im naturalności. Dodatkową ciekawostką jest wplecenie w tekst wspomnień anonimowej kobiety. Rzucają one nieco światła na rozwiązanie tajemnicy mordercy.
Powieść Arlidge'a czyta się bardzo dobrze, a nawet za szybko. Krótkie rozdziały nadają jej dynamicznego tempa. Całość trzyma w napięciu. Nie jest to powieść szczególnie wyrafinowana, ani ambitna, jednak będzie stanowiła łakomy kąsek dla miłośników kryminałów i miło spędzić wieczór w towarzystwie policjantów z Southampton. "Ene, due, śmierć" jest pierwszym tomem serii książek o Helen Grace. Myślę, że kolejne tomy przeczytam równie chętnie jak ten.

M.J. Arlidge, Ene, Due, Śmierć, Czwarta Strona, 2015, s. 419


I czas na konkurs, w którym wygrać można egzemplarz 
powieści "Ene, due, śmierć". 


Zasady są proste - zostawcie w komentarzu swoje imię i  adres mailowy i napiszcie dlaczego lubicie kryminały. 
Konkurs trwa do soboty 14 marca. W niedzielę zupełnie subiektywnie wybiorę najciekawszą odpowiedź :)
Wyniki ogłoszę 15 marca na blogu i na fan page'u mojego bloga na Facebooku TUTAJ - zapraszam do polubienia :)

Serdecznie zapraszam :)


wtorek, 3 marca 2015

Piotr Schmandt "Pruska zagadka"


Małe społeczności mają swoje tajemnice. Tu nic nie może się ukryć, a raz przyczepiona łatka zostaje z człowiekiem na długie lata, a czasem nawet przechodzi na kolejne pokolenia. Tu żaden dramat nie przejdzie niezauważony, a na ogół dobrotliwi sąsiedzi mogą niespodziewanie zamienić się w najgorszych wrogów. Wielkie miasta są niebezpieczne. W małych miasteczkach żyje się spokojniej i bezpieczniej. Czasem jednak i takimi społecznościami wstrząśnie niespodziewane, brutalne morderstwo. Najczęściej ofiara i sprawca są sąsiadami. Jak więc znaleźć zgniłe jabłko? Kto nienawidził tak bardzo, żeby zabić? Z takim właśnie pytaniem przyjdzie zmierzyć się bohaterowi powieśći Piotra Schmandta "Pruska zagadka". 
Jest rok 1901. W Wejherowie, w pobliżu młyna znaleziono pozbawiony głowy i kończyn męski tors. Wszystko wskazuje, że należy do zaginionego niedawno syna piekarza - Johanna Wendersa. Sprawca dość fachowo pociął ciało, a jego części porozrzucał w różnych miejscach. Podejrzenia padają na miejscowego rzeźnika, którego córka spotykała się z ofiarą. Według innych teorii chłopak miał być zamordowany przez miejscowych Żydów w odwecie za śmierć młodej Żydówki. Jeszcze inni myślą, że morderca ukarał Johanna za rzekome romanse. W obliczu tak potwornej zbrodni i wielu kontrowersji wokół ofiary miejscowi stróże prawa decydują się na wezwanie do pomocy berlińskiego detektywa inspektora Ignaza Brauna. 
Trudne to będzie śledztwo. Przesłuchiwani wejherowianie kłamią, mataczą i oszukują. Coraz więcej grzechów wychodzi na światło dzienne. Nie wiadomo, co jest prawdą, a co tylko plotkami i pomówieniami. Dokładny i rozsądny inspektor Braun przesłuchuje wszystkich, którzy mogli mieć coś wspólnego ze sprawą. Jednak w obliczu "obcego" społeczność zwiera szyki i chroni "swoich". Czy doświadczony detektyw znajdzie mordercę?
Powieść "Pruska zagadka" odwołuje się do klasyków kryminału. Mamy tu wnikliwego Brauna, który niczym Sherlock Homes dedukuje i wyciąga wnioski. Jest też i odpowiednik Watsona - pełen podziwu dla swojego mistrza młody posterunkowy Anton Myszk. Postacie policjantów są dobrze zarysowane, jednak klucz do rozwiązania zagadki tkwi w osobowości ofiary. Piotrowi Schamandtowi udało się stworzyć postać o bardzo złożonej osobowości, pełną sprzeczności, kontrowersyjną. Kolejnym plusem powieści jest sposób odmalowania małego miasteczka  i panujących pomiędzy jego mieszkańcami stosunków. Tak bohaterowie, jak i sposób prowadzenia śledztwa, jak i samo Wejherowo przypominają stylem powieści angielskich klasyków. Tempo opowieści jest niespieszne, mało tu spektakularnych zwrotów akcji, a większy nacisk autor kładzie na logikę i szczegóły prowadzonego dochodzenia. Wraz z Braunem poznajemy Johanna Wendersa oraz okoliczności jego śmierci. Ciekawostką dla czytelnika może być fakt, że opowieść Piotra Schmandta inspirowana jest prawdziwym morderstwem, którego ofiarą padł w 1900 roku chojnicki gimnazjalista Ernst Winter.
"Pruska zagadka" otwierać ma serię powieści o Ingnazu Braunie. To idealna lektura dla miłośników klasycznych kryminałów w stylu retro. 

Piotr Schmandt, Pruska zagadka, Oficynka, 2014, s. 581
SzczecinCzyta.pl

niedziela, 1 marca 2015

Stosik marcowy


Luty dobiegł końca, co oznacza, że wiosna już tuż-tuż. Wprawdzie tegoroczna zima nie była zbyt ostra, ale i tak tęsknię za słońce, ciepłym wiatrem i śpiewem ptaków. I mimo tego, że ostatnio nie mam czasu zupełnie na nic, to zauważyłam jednak, że ostatnio coraz więcej jest słonecznych, ciepłych dni. 
W tym miesiącu tempo przybywania książek na moich półkach wróciło do normy. Jak widać pojawiły się głównie powieści z pogranicza thrillera i kryminału - "Trupiarz" Iana Weira, "Galeveston" Nica Pizzolatto, "Ene, due, śmierć" M. J. Arlidge i "Wilkołak" Johna Sandforda. Wszystkie są mroczne, tajemnicze i mają świetne rekomendacje. Oprócz tego w mojej biblioteczne znalazła się w końcu "Jasność" Stephena Kinga. Ciekawa jestem jak wypada to tłumaczenie. No i oczywiście coś, co czytamy wieczorami z Synu, czyli "Darth Paper kontratakuje" Toma Anglebergera. Jest to drugi tom przygód symatycznych uczniów gimnazjum McQuarriego. To tam właśnie pewnie uczeń zrobił figurkę papierowego Yody, który umiał przewidywać przyszłość. Jeśli więc Wasze dzieci są fanami Gwiezdnych wojen, to warto spóbować podsunąć im tę książkę. W przypadku młodszych dzieci, warto wziąć pod uwagę, że czytajac będziemy zmuszeni momentami cenzurować język gimnazjalistów. 

Teraz pozostaje mi życzyć Wam pięknych, słonecznych, wiosennych dni oraz  mnóstwa czasu na lekturę :)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Remigiusz Mróz "Kasacja"



Dawno temu marzyłam o studiach prawniczych. Widziałam siebie na sali sądowej, walczącą do upadłego o sprawiedliwość. Dziś po tych marzeniach zostało mi zamiłowanie do czytania ustaw oraz do sprawnie napisanych thrillerów prawniczych. Jeśli do tego akcja powieści umiejscowiona jest w polskich realiach, to zdecydowanie coś dla mnie. O Remigiuszu Mrozie słyszałam wiele dobrego, lecz do tej pory nie miałam okazji czytać żadnej z jego książek. Dlatego też uznałam, że naszą znajomość możemy zacząć od "Kasacji".
Piotr Langer ma wielkie problemy. Został oskarżony o niezwykle brutalne, podwójne morderstwo. Wszystkie dowody wskazują na niego, a on sam milczy jak zaklęty. Nie pomaga nawet fakt, że niezwykle bogaty Langer senior wynajął do obrony syna najlepszą kancelarię w Warszawie, a ta przydzieliła sprawę błyskotliwiej, chociaż nieco ekscentrycznej, prawniczce Joannie Chyłce. W walce o wolność dla klienta kobietę wspiera genialny specjalista od zdobywania informacji wszelakich Kormak oraz młody, zdolny i zdeterminowany aplikant Koridan Ordyński, nazywany przez przyjaciół Zordonem.
"Kasacja" wciąga od pierwszej strony. Nie ma czasu na powolny wstęp, autor od razu rzuca nas na głęboką wodę. Bohaterowie początkowo mogą wydawać się nieco przerysowani, jednak nie sposób nie polubić Chyłki. Szybko przyzwyczajamy się do jej mocnego języka i twardej osobowości. Równie wyraziste są również pozostałe postacie. Żółtodziób Kordian na naszych oczach wyrasta na równorzędnego wspólnika doświadczonej adwokatki, a Kormak świetnie ich uzupełnia. Postać tajemniczego Piotra jest odpowiednio intrygująca, a zagadka morderstwa wydaje się niemożliwa do rozwiązania. Pojawiają się kolejne fakty, świadkowie rozpływają się w powietrzu, a całości obrazu dopełniają brutalni gangsterzy. Relacje między Chyłką a Zordonem są interesujące, chociaż momentami bywają ciut infantylne. Myślę, że czarne charaktery również są niezwykle otwarte w opowiadaniu o swoich planach. No, ale takie są prawa bestsellerowych thrillerów. Akcja powieści ma dość nierówne tempo. Niektóre sytuacje i wydarzenia opisywane są szczegółowo i bardzo dokładnie, nad innymi zaś autor mknie, jak rakieta. Sam proces Langera wydaje się tylko tłem opowieści i środkiem do dotarcia do tytułowej kasacji. Z powodu tych przeskoków powieść pozostawia poczucie niedosytu dotyczącego procedur prawniczych i atmosfery sali sądowej. Chyłce i jej towarzyszom bliżej do detektywów niż do adwokatów. Momentami miałam wrażenie, że pisząc tę powieść Remigiusz Mróz albo zmieniał koncepcję rozwiązania zagadki, albo połączył w całość fragmenty pisane w różnym czasie. Niektórym wątkom poświęca on wiele uwagi, żeby później zamknąć je jednym zdaniem. Szkoda, że się zmarnowały. Mogła z nich być niezła druga część przygód adwokatów.
Całość powieści czyta się bardzo dobrze. Powieść ma szanse na to, żeby stać się prawdziwym przebojem i okupować listy bestsellerów. Zapewne doczeka się też ekranizacji, która przyciągnie do kin rzesze widzów. Powieść Remigiusza Mroza jest pewniakiem - spodoba się większości czytelników. Chętnie przeczytam kolejne tomy z tej serii.
Ps. Podczas lektury dręczyło mnie jedno pytanie: czy Remigiusz Mróz przegrał jakiś zakład z Kubą Wojewódzkim? ;)

Remigiusz Mróz, Kasacja, Czwarta Strona, 2015, s. 494

poniedziałek, 16 lutego 2015

Lena Dunham "Nie taka dziewczyna"



Serial HBO "Girls" odkryłam dość późno. Dostawał mnóstwo nagród i pochwalnych recenzji. Postanowiłam zobaczyć to cudo. Pierwsze odcinki obejrzałam w zdumieniu - bohaterowie byli dość kontrowersyjnej urody, łączące ich relacje pozbawiono serialowego blichtru, a całość doprawiona dość specyficznym scenami erotycznymi. Szybko doceniłam realizm serialu. Z sezonu na sezon coraz lepiej rozumiałam egocentryczną Hannah i jej toksyczną relację z otoczeniem. Krótko mówiąc pokochałam Dziewczyny. Tak bardzo byłam ciekawa, co ma do powiedzenia twórczyni serialu Lena Dunham, że książkę "Nie taka dziewczyna" zamówiłam jeszcze przed jej premierą.  
"Nie taka dziewczyna" to zbiór esejów, podzielonych na tematyczne kategorie. Lena Dunham rozprawia się w nich z najważniejszymi aspektami swojego życia. Z charakterystycznym dla siebie ekshibicjonizmem opowiada o pierwszych kontaktach seksualnych, związkach, przyjaźniach, hipochondrii, problemach ginekologicznych, odchudzaniu i w końcu pracy. Nie omija także spraw wyjątkowo trudnych. Otwarcie mówi o swoich terapiach czy porusza niezwykle trudną kwestię określenia granicy, która oddziela seks ze zgodą kobiety od gwałtu.
Kolejne opowieści, mimo iż posegregowane, nadal sprawiają wrażenie twórczego chaosu. Pierwsze wrażenie jest dość porażające. Ekshibicjonizm Leny sięga zenitu. Tu już nie chodzi o pokazywanie na ekranie swojego ciała, lecz o publiczne roztrząsanie spraw tak intymnych, że często nie rozmawiamy o nich nawet z najbliższymi. A jednak Dunham zdecydowała się o nich napisać. Dlaczego? Wydawałoby się, że służy to zaspokojeniu jej miłości własnej. Mówienie o sobie i tylko o sobie jest z pewnością przejawem egocentryzmu. Jednak czy tylko tego? Nie wątpię, że częściowo tak, jednak każdy z nas jest centrum swojego świata. Kobietom wpaja się potrzebę rezygnowania z siebie i swoich potrzeb. Mają być szczuplejsze, milsze, bardziej pomocne. A wszystko to dla mężczyzn. Istnieje mnóstwo pięknych, mądrych i wartościowych kobiet, które definiują się przez związek. Nie umieją istnieć jako samodzielne byty. Nauczono je, że bez mężczyzny ich życie nie jest pełnowartościowe. Nie wiedzą, że pogodzenie się z sobą, zaakceptowanie, zrozumienie, pokochanie i docenienie siebie da im więcej szczęścia niż toksyczne związki, w których tkwią. Dunham pokazuje nam właśnie taki obraz - kobiety, która na siłę próbowała pozbyć się dziewictwa - bo już czas, która godziła się na podłe traktowanie, na lekceważenie jej potrzeb. Wszystko po to, żeby istnieć. Do czasu. Odkryła to, czego większość z nas nie dostrzeże przez całe swoje życie. Mężczyźni przychodzą i odchodzą, a z sobą samą spędza się całe życie. Miłość jest bardzo ważna i niezbędna do życia. Jednak powinna to być przede wszystkim miłość do samej siebie. Dopiero wtedy możemy wchodzić w związki na innych zasadach - wybierać to, co dla nas najlepsze. Wiązać się z mężczyznami, z którymi stworzymy zdrową relację.
Książka Leny Dunham nie jest dziełem wybitnym. Momentami bywa nawet niesmaczna. Jednak wiele w niej tematów, które są bliskie większości kobiet, a do których często wstydzimy się przyznać nawet same przed sobą. Z jednej strony nie sposób nie podziwiać Dunham za odwagę, z drugiej jednak strony ta jej otwartość przekracza granice dobrego smaku. Niestety nie niesie za sobą wielkiego przesłania. Czy było warto? Oczywiście, że było. Cenię ludzi, którzy mają pomysł na siebie, a Lena Dunham niewątpliwie taki ma.

Lena Dunham, Nie taka dziewczyna. Młoda kobieta o tym, czego "nauczyło" ją życie, Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 277

niedziela, 8 lutego 2015

Marcin Wroński "Kwestja krwi"



Kilka lat temu furorę robiła seria retro-kryminałów o Eberhardzie Mocku. Jej autor Marek Krajewski akcję powieści umieścił w przedwojennym Wrocławiu. Muszę przyznać, że mroczny i mocny klimat tej serii bardzo przypadł mi do gustu. Od sukcesu Mocka wydano wiele lepszych lub gorszych kryminałów spod znaku retro. Niektóre z nich przesiąknięte były atmosferą minionych lat. Dopracowane w każdym szczególe zabierały nas w mroki przeszłości. Inne wrysowywały dość dosłownie całkowicie współczesne postacie i realia w dawne lata. Brakowało im scenografii, nie budowały klimatu, a sposób myślenia, obyczaje i język bohaterów były dosłownie przeniesione z XXI wieku. Te powieści były retro tylko z szumnej zapowiedzi wydawcy na okładce. Do tej kategorii z pewnością nie można zaliczyć serii książek o komisarzu Zygmuncie Maciejewskim autorstwa Marcina Wrońskiego. 
Rok 1926. W zamojskim ogrodzie zoologicznym rejent Lesman znajduje zakrwawioną, skórzaną rękawiczkę. Widnieją na niej inicjały A.W. Zgłaszjac sprawę policji rejent twierdzi, że w rękawiczce rozpoznał własność uczennicy najlepszego gimnazjum w mieście - Anny Wołkońskiej. Wyjaśnienie sprawy powierzono aspirantowi  Zydze Maciejewskiemu. Szybko odkrywa on, że panna Anna zniknęła bez śladu. Wszystko wskazuje na to, że została zamordowana. Jednak nie znaleziono jej ciała. Sprawa robi się coraz bardziej tajemnicza i zagmatwana. 
"Kwestja krwi" to siódma część opowieści o Maciejewskim. Jednak wbrew pozorom to od tego tomu właśnie warto zacząć swoją z nim przygodę - mówi ona trudnych początkach kariery zawodowej komisarza. Nie czytałam poprzednich części, jednak zupełnie nie przeszkadza to w odbiorze. Przedstawiony przez Wrońskiego świat jest mroczny i pełen tajemnic i skandali obyczajowych. Historia dzieje się w dwóch okresach - początek ma w roku 1926, jednak odbija się echem jeszcze w 1952 roku. Czytelnicy, którzy znają już postać Zygi Maciejewskiego, nie będą zaskoczeni, natomiast, ci, którzy tak jak ja, poznali go dopiero teraz zauważą w nim podobieństwo do wielu znanych w literaturze detektywów. Jest on pełen sprzeczności. Odebrał uniwersyteckie wykształcenie, a jego pasją jest boks. Zdecydowanie nadużywa alkoholu, a podejmowane przez niego decyzje nie zawsze są moralnie jednoznaczne. Jednak jest w nim pewna uczciwość i zawziętość, które każą mu nie poddawać się i dążyć, często wbrew sobie, do rozwiązania zagadki. Z resztą również pozostali występujący w powieści bohaterowie są wyraziści i pełnokrwiści. Część z nich wzorowana jest na postaciach historycznych.
"Kwestja krwi" nie jest książką o porywająco szybkiej akcji. Jej akcja nie toczy się bardzo warto i raczej nie zarwiemy przez nią nocy. Ani prowadzone przez Maciejewskiego śledztwo, ani jego rozwiązanie nie są spektakularne, Trzeba przyznać, że bardziej interesujące dla mnie było sprawie i dobitnie nakreślone przez autora tło społeczno-obyczajowe. Świetnym jego podsumowanie, jest ostatnie zdanie powieści i jednocześnie jej tytuł.
Powieść Marcina Wrońskiego nie jest może dziełem wybitnym, lecz z pewnością umili czas wszystkim miłośnikom retro-kryminałów i Polski międzywojennej. Chętnie przeczytam pozostałe części opowieści o Zydze Maciejewskim.


Marcin Wroński, Kwestja krwi, Wydawnictwo WAB, 2014, s. 320
SzczecinCzyta.pl

niedziela, 1 lutego 2015

Stosik lutowy


Styczeń to był bardzo trudny miesiąc. W moim życiu zawodowym zachodzą ogromne i niezbyt przyjemne zmiany. Do tego Synu miał ferie i spędziliśmy je na końcu świata - w małej wsi, w której ani telefony, ani internety nie miały zasięgu. Takie odcięcie od przykrej ostatnio codzienności świetnie nam wszystkim zrobiło. Wspaniale spędziliśmy czas i bardzo wypoczęliśmy. Teraz można stawiać czoła rzeczywistości. 
Ostatnie kłopoty sprawiły, że ze zdumieniem odkryłam, że w tym miesiącu niewiele przybyło książek w mojej biblioteczce. Mojego honoru czytelniczego bronią dwie pozycje: "Pęknięte miasto Biesłan" Zbigniewa Pawlaka i Jerzego A. Wlazło oraz "Anagramy z Warszawy. Opowieść kabalistyczna" Richarda Zimlera. Mam nadzieję, że będą bronić godnie :)

Teraz pozostaje mi życzyć Wam przyjemnego miesiąca, samych dobrych wiadomości i wielu nowych książek w biblioteczce. A Was proszę, trzymacie kciuki za to, żebym w całości, z dumą i szczęśliwie przeszła przez czekającą mnie rewolucję :)