books on my mind: listopada 2013

piątek, 29 listopada 2013

Nelson Johnson "Zakazane imperium"



Atlantic City to piękne miasto położone nad brzegiem oceanu. Wprawdzie stolicą amerykańskiego hazardu pozostaje las Vegas, to Atlantic City zajmuje w tej dziedzinie drugie miejsce. Ogromna ilość kasyn, sklepów, klubów, restauracji, barów i innych rozrywek sprawiają, że ściągają tu turyści z całego świata. Każdy chce się przejść słynną już promenadą, po której w "złotych czasach" miasta spacerowali najgroźniejsi gangsterzy, gdzie zakazany alkohol lał się strumieniami, panował wszechobecny hazard, girlsy uwodziły spojrzeniem, a nad wszystkim tym czuwał mężczyzna z czerwonym goździkiem w butonierce - Nucky Johnson. 
"Zakazane imperium" to opowieść o mieście. Poznajemy historię o wizjonerze Jonathanie Pitneyu, który zapragnął zmienić piaszczystą, wietrzną wyspę Absecon w nadmorski kurort. Początkowo miało być to miejsce odpoczynku dla najbogatszych. Jednak szybko okazało się, że kluczem do sukcesu może stać się zmiana grupy docelowych odbiorców. Zauważono, że klasa robotnicza też chce wypoczywać. Ciężko pracując i oszczędzając chce móc pozwolić sobie na wakacje marzeń. Dlatego też obok drogich hoteli zaczęły powstawać małe pensjonaty, ekskluzywne butiki sąsiadowały z tanimi sklepikami z pamiątkami, a przy nowo wybudowanej promenadzie otwierano bary, domy gry i rewie. To tu właśnie w 1921 roku odbyły się pierwsze wybory Miss America. Nie było żadnych ograniczeń. Nie przejmowano się prawem - to miasto oferowało każdy rodzaj rozrywki.
Zupełnie nowe standardy wprowadził do Atlantic City Louis Kuehnle, nazywany Komandorem. To za jego rządów w mieście władza polityczna, wymiar sprawiedliwości, przedsiębiorcy i przestępcy połączyli swoje interesy i wspólnie pracowali na rzecz miasta i swoją. Schedę po Komandorze przejął syn miejscowego szeryfa - Nucky Johnson. Dopiero za jego czasów korupcja urosła do niespotykanych rozmiarów. Teraz kradł już każdy - zasada była jedna - dzielić się zyskiem z odpowiednimi ludźmi. Korupcja była wszechobecna. Nucky nie chciał piastować urzędów wybieralnych, dlatego zdecydował się na stanowisko skarbnika miejskiego. Jednak bardzo angażował się w politykę. Nic w mieście i regionie nie działo się bez jego wiedzy i aprobaty. Był mentorem, do którego o pomoc mógł się zgłosić każdy. Chętnie pomagał słabym i ubogim, pomagał rozwiązywać problemy, opiekował się ludźmi, którymi żelazną ręką rządził. Prawdziwy "ojciec chrzestny". Jego słabym punktem były kobiety i to właśnie spór o jedną z nich zapoczątkował jego upadek - Nucky i miejscowy magnat prasowy William Hearst zainteresowali się tą samą tancerką. Dzięki artykułom prasowym i wpływom politycznym zazdrosny Hearst zniszczył rywala. Władzę w mieście przejął senator Frank "Hap" Farley. Rządził do 1972 roku. Niestety złote czasy prosperity minęły. Dochody były coraz mniejsze, a miasto podupadało. Szansę na odnowienie przyniosło dopiero pojawienie się milionera Donalda Trumpa. 
Książka Nelsona Johnsona (zbieżność nazwisk autora i Nuckiego jest przypadkowa) stała się dla HBO inspiracją do stworzenia serialu "Boardwalk Empire". Wybrali oni najciekawszy ich zdaniem okres w historii miasta, nieco ubarwili opowieść, dodali kilka wątków, trochę pozmieniali i odnieśli wielki sukces. Na ekranie oglądamy cudowny, barwny i kolorowy świat lat 20-tych i 30-tych. Sama książka jest świetnym uzupełnieniem wiedzy. Dzięki niej poznać możemy prawdziwą historię Nuckiego Johnsona i przede wszystkim miasta. Autor nie skupił się tylko na wątkach sensacyjnych - wspaniale zarysował także socjologiczne oblicza miasta. Szczególną uwagę zwrócił na sytuację czarnoskórych mieszkańców Atlantic City. Nie jest to powieść fabularna, a dobrze i sprawnie napisana monografia. Uzupełniają ją zdjęcia archiwalne oraz serialowe. Całość wydana jest estetycznie.
To wspaniały prezent dla miłośników historii i tego serialu.

Nelson Johnson, Zakazane imperium, Wydawnictwo MUZA, 2013
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl



środa, 27 listopada 2013

Z googla na bloga cz.2

Pisałam już o tym, jak bardzo lubię sprawdzać słowa kluczowe, z jakich czytelnicy trafiają na mój blog (TUTAJ). Słowa, porowadzące do niektórych blogów są przezabawne. Moi czytelnicy są rozsądni i rozumni - pytania odnoszą się głównie do książek. Mimo wszystko czasem trafia się coś zabawnego. Dziś kolejna dawka pytań, na które według wujka Gógla znam odpowiedz. "Kwiatki" podzielić mozna na kilka kategorii. No to zaczynamy :)

Religijne: 
kto zabił Jezusa? - odpowiedź w najblizszej parafii

Psychologiczne:
trudne osobowości - no cóż... ten czytelnik musi mnie dobrze znać
wyznaje nie warto - zawsze warto wyznawać
nagi instynkt przetrwania - liczy się cel, a nie środek

Medyczne: 
choroby spowodowane przez szatana - katar. to diabelska choroba
na co choruje chylińska? - pewnie katar, a to, wiadomo, diabelska choroba
śmierć Johna Virapena - z tego co wiem, to on żyje

Kryminalne: 
mąż zabił żonę pięć nożem łódź - bo to zła kobieta była
testament leneory - coś dziedziczę?

Towarzyskie: 
Przemysław Borkowski żona dzieci - panie Przemysławie?
www.zbozub na fajny związek.pl - eeee....
żona maślak - widać zakochana
mamalgosia kotek - ooo.. rozczuliłam się

Plotkarskie: 
rok 2013 co nowego u thomas jane - przyznam szczerze, że nie mam pojęcia :)

Literackie:
komuda lepszy czy piekara - kwestia gustu
kontynuacja Szubienicznika - o! i na to pytanie też chciałabym znać odpowiedź

A jak tam ze słowami kluczowymi u Was? :)

wtorek, 26 listopada 2013

Bogdan Białek "Cienie i ślady"


Są wśród Polaków kwestie, których poruszanie powoduje niezadowolenie. Są wspomnienia, które chcemy wyprzeć czy wydarzenia w historii, o których najchętniej zapomnielibyśmy. Do takich  tematów należy polski antysemityzm. Oburzamy się, kiedy w zachodniej prasie pojawiają się sformułowania "polski obóz zagłady". Oburza nas sam fakt, że ktoś mógłby pomyśleć, że winę za Holocaust w jakimś stopniu ponosimy my - Polacy. Przecież już Mickiewicz mówilł, że "Polska Chrystusem narodów". Wielkim oburzeniem napawa nas sama sugestia o tym, że Polacy mogli mieć korzyści ze śmierci żydowskich sąsiadów, zakrzykiwać będziemy głosy mówiące o Polakach mordujących Żydów. Przecież to nie my! My jesteśmy prawi, dobrzy i to my jesteśmy ofiarami. Tak, jesteśmy wspaniali i tolerancyjni. Wśród Polaków nie ma antysemitów. Tylko dlaczego słowo "Żyd" bywa używane jako obelga? Dlaczego doszukujemy się żydowskich korzeni u nielubianych osób? Skąd biorą się glosy o tym, że Hitler przynajmniej oczyścił Polskę? Skąd pełne nienawiści słowa o mordercach Jezusa? Skąd w nas pogarda, wyszydzanie czy poniżanie? Skąd niechęć do rozmawiania o przeszłości? 
Bogdan Białek jest dziennikarzem, redaktorem naczelnym miesięcznika "Charaktery". Jest współtwórcą Stowarzyszenia im. Jana Karskiego. Poświęcił się pracy nad dialogiem i pojednaniem polsko-żydowskim. Punktem wyjścia w jego pracy był pogrom kielecki z 1946 roku. Zdumienie pana Białka wywołał fakt, że współcześni Kielczanie tak mało wiedzą o tych wydarzeniach. Starannie wyrugowali ze swojej świadomości taką okropność. Odpowiedzialnością za pogrom obciążano komunistyczne władze czy bliżej nieokreślonych prowokatorów. Kielczanie nie chcieli przyjąć do wiadomości, że za to, co się wydarzyło odpowiadają Polacy, ich sąsiedzi, ludzie, których być może znali, którym kłaniali się na ulicy. Ogrom masakry był trudny do ogarnięcia. Jednak jeszcze trudniejsze było zrozumienie postawy Polaków. 
Bogdan Białek rozpoczął żmudne i wymagające czasu zadanie - zapoczątkował dialog między narodami. Przez spotkania, wykłady, rozmowy, artykuły zaczął dotykać tego, co boli nas najbardziej. Nie dotyczyło to tylko samego pogromu, ale zwykłego, codziennego antysemityzmu. Traktowania kultury żydowskiej, jako czegoś obcego, orientalnego czy dziwnego. Przecież społeczność żydowska, tak liczna przed wojną, nie była odrębnym bytem - była częścią Polski - jej obyczajowości i codzienności. Nie rozwijała się gdzieś na krańcach świata, w oderwaniu od kultury polskiej. A właśnie tu, w Polsce - w miastach i na prowincji.
"Cienie i ślady" to zbiór artykułów, wywiadów, rozmów czy przemówień, które przez lata pracy Bogdana Białka ukazywały się w prasie. Ich punktem wyjścia jest pogrom kielecki, jednak dalej, wraz z ich autorem, wędrujemy przez różne zakamarki historii i psychiki ludzkiej. Poznajemy wspaniałych ludzi, rozważamy istotę zła, mówimy o tolerancji i człowieczeństwie. Książka skłania do przemyśleń, do uporządkowania swojego postrzegania świata - mój egzemplarz cały oklejony był kolorowymi karteczkami "ku pamięci". 
Nie muszę chyba pisać, że warto przeczytać tę książkę. Jestem przekonana, że zachęcanie nie jest potrzebne. Jestem też przekonana, że pan Białek spotka się z krytyką "prawdziwych Polaków". Jednak dla niego to chleb powszedni - on wie, jak zachować się w przypadku, kiedy ktoś zaatakuje go na odczycie. Jednak warto było panie Bogdanie - właśnie po to, żebyś mieli teraz o czym myśleć i o czym rozmawiać. Czas żebyśmy zobaczyli fakty i wyciągnęli z nich wnioski na przyszłość. 

Bogdan Białek, Cienie i ślady, Charaktery, 2013

wtorek, 19 listopada 2013

Wiesław S. Kuniczak "Dzień tysiąca godzin"


Współczesnemu Polakowi słowo "patriotyzm" kojarzy się z banałem, rozróbami z okazji 11 listopada, zamaskowanymi pseudokibicami, ekspertami Macierewicza i niekończącym się serialem smoleńskim. Taki pożytek robimy z naszej wolności i niepodległości. Jak zachowalibyśmy się w obliczu realnej groźby utraty wolności? Czy umielibyśmy stanąć wspólnie, ponad podziałami i ramię w ramię walczyć o każdy, nawet najmniejszy, kawałek polskiej ziemi?
Ostatnie dni sierpnia 1939 roku były bardzo gorące. Słońce prażyło niemiłosiernie, od wielu dni nie padał deszcz. Gorąca atmosfera panowała też w europejskich stolicach. Zamiary Hitlera były jasne. Mało kto jeszcze łudził się, że wojny można uniknąć. Anglicy i Francuzi próbowali oszukać siebie i cały świat, że panują jeszcze nad sytuacją. Prośbą i groźbą przekonywali polski rząd do zaniechania mobilizacji. Wszystko to jednak na próżno. Niemców nie dało się powstrzymać. 1 września rozpętało się piekło. Wojenna nawałnica porywa wszystkich. Biednych i bogatych, tych z doświadczeniem wojskowym i tych, którzy nigdy wcześniej nie opuścili swojej wsi. Każdy z nich traktuję wojnę inaczej, wszystkich łączy jedno - miłość do ojczyzny.
Generał Janusz Prus w końcu znowu czuje, że żyje. Ten antybohater czekał w zapomnieniu, aż Polska znowu będzie go potrzebowała. Nic nie jest tak ważne, jak wojna. Dla niej gotów jest porzucić ukochaną Lilę. Brat Generała - Michał jest świetnym strategiem. On, jako jeden z nielicznych wie, jak w rzeczywistości wyglądają szanse Polski w starciu ze świetnie uzbrojonymi i od miesięcy gotowymi  do walki Niemcami. Syn Michała - Paweł - od lat nie ma kontaktu z ojcem. Michał nigdy nie wybaczył mu, że trwoni życie, że wybrał taką, a nie inną drogę. Jednak Michał się myli, Paweł jest kimś wyjątkowym - świetny myśliwy i człowiek o niezwykłym kodeksie moralnym. No i najmłodszy z Prusów, syn Generała - Adam. Zakochany dziewiętnastolatek, którego pasją są góry. Wojna zastaje go w Austrii, gdzie wraz z przyjacielem Erichem zdobywa kolejne szczyty. Chłopcy nie wiedzą jeszcze, że przyjdzie im stanąć przeciwko sobie.
Jest jeszcze Antek - młody wiejski chłopak, który na wojnie uczy się życia. Jest Żyd Berg, którego celem było przeżycie, a teraz szuka swojej tożsamości. Jest też nieszczęśliwy amerykański korespondent Loomis. Nie wie jeszcze jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za odkrycie sensu życia. Są świadomi
Książka Wiesława Kuniczaka jest ogromna. 856 stron, w dużym, nieporęcznym formacie. To pierwsza część trylogii. Dużo tragedii, bólu i cierpienia. Książka ta pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na wydarzenia znane nam z podręczników historii. Autor nadał historii twarze swoich bohaterów, pozwolił nam uczestniczyć, nie tylko w walkach, ale też w ich osobistych dramatach. W "Dniu tysiąca godzin" wątki historyczne przeplatają się z fabularnymi. Występują postacie znane nam z kart historii, jak i postacie fikcyjne. Wielką zasługą tłumacza jest to, że w przypisach znaleźć możemy wyjaśnienia dotyczące np. obrony Westerplatte.
Lektura tej książki była dla mnie ciekawym doświadczeniem. Zafascynowana przewracałam kolejne kartki. Uczestniczyłam w walkach, czułam bezsilność bohaterów, przerażała mnie ilość przemocy i okrucieństwa. Czy nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z tego, jak wyglądał wrzesień 1939 roku, czy też może nie chciałam się nad tym zastanawiać. Wiesław Kuniczak rzucił mnie w sam środek pożogi, w taniec śmierci. Język powieści jest prosty, obrazowy, bez zbędnego epatowania grozą. Przerażenie budzą proste zdania, z których wyłania się obraz wojny, chaosu, obłędu i rezygnacji. Śliczni kadeci, którzy w swoich wyprasowanych mundurach i ze śpiewem na ustach szli wprost na śmierć. Szarże ułańskie na czołgi. Desperacja granicząca z szaleństwem. Tak wyglądał polski patriotyzm.
"Dzień tysiąca godzin" to fizycznie wielka książka. Jednak zdecydowanie warta przeczytania. Gdzieś po drodze zgubiliśmy to, co najważniejsze - przestaliśmy doceniać wolną Polskę. Narzekając na niskie płace, na koszty życia i kiepski rząd, decydujemy się na emigrację. Zapominamy o ludziach, którzy zginęli w walce o każdy pęd tej ziemi. Słowa patriotyzm., ojczyzna czy honor stają się tylko elementem politycznej propagandy. Dlatego warto przypomnieć sobie co one w rzeczywistości znaczą. Ile wspólnego mają bandyci, którzy 11 listopada demolują Warszawę, z żołnierzami, którzy oddawali życie walcząc.
Mam nadzieję, że wydawca zdecyduje się na przetłumaczenie kolejnych tomów tej trylogii. Z całą pewnością je przeczytam.

Wiesław S. Kuniczak, Dzień tysiąca godzin, Zysk i S-ka, 2013
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl

wtorek, 12 listopada 2013

Hugh Lofting "Doktor Dolittle i Tajemnicze Jezioro"


Tomek Stubbins jest młodym asystentem znanego doktora Dolittle - pomaga mu w opiece nad zwierzętami i uczy się ich języka. Starego doktora pochłaniają ciągle nowe pasje. Każdej z nich oddaje się bez reszty i z pełnym zaangażowaniem. Obecnie pracuje nad nieśmiertelnością, jednak efekty jego pracy są znikome. Tomek i zwierzęta martwią się o swojego opiekuna. Chcąc mu pomóc, postanawiają odszukać w bibliotece notatki doktora z rozmów ze starym żółwiem Błotnistą Skorupą - ostatnim żyjącym pasażerem Arki Noego i świadkiem Potopu. Ku ich przerażeniu zapiski zniknęły. Okazuje się, że ich odtworzenie jest niemożliwe, ponieważ po starym żółwiu zaginął wszelki ślad, a jego dom został zniszczony przez trzęsienie ziemi. Doktor zakłada najgorsze i wraz z przyjaciółmi wyruszają na wyprawę ratunkową. Muszą odnaleźć Błotnistą Skorupę i raz jeszcze spisać jego wspomnienia. 
Książka "Doktor Dolittle" powstała w 1948 roku. Jest to jedna z mniej znanych w Polsce opowieści o przygodach mądrego doktora. Styl, w jakim jest napisana, jest zupełnie różnych od współczesnych powieści dla dzieci. Postać doktora nie jest rubaszna i beztroska. To, co mnie uderzyło, to bijący z niej smutek, determinacja i rezygnacja - cechy bardzo ludzkie. Nie jest to oczywiste dla dzieci, ale już dla rodziców owszem. Doktor budzi sympatię, ale przede wszystkim uzasadniony szacunek. I wynika on z konkretnych jego postaw, zachowań i wydarzeń, a nie tylko z faktu, że z założenia powinien. Dolittle jest pełen trosk o swoje zwierzęta, o przyjaciół, o losy świata. Nieustanną pracą próbuje jak najwięcej w swoim życiu zdziałać. 
Narratorem opowieści jest Tomek Stubbins. Uważnie obserwuje on swojego mistrza. Rozumie kierujące nim pobudki i wraz ze zwierzętami chce maksymalnie ułatwić mu życie. Dba o niego i jest to troska szczera, wynikająca z podziwu i szacunku, a nie powinności. Relacje, które ich łączą są prawdziwe i niosą za sobą przesłanie - dbajmy o nasze kontakty z innymi ludźmi. Szanujmy ich i traktujmy tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. Doceniajmy starania i troskę. Jednak moralizatorstwo w opowieści nie jest nachalne, jak w niektórych powieściach współczesnych. Sprawnie wplecione w fabułę łatwiej trafia do młodego czytelnika. 
Opowieść o doktorze i jego przyjaciołach bardzo przypadła mojemu synowi do gustu. Z zainteresowaniem wysłuchiwał kolejnych rozdziałów, ciągle prosząc: "Mama, jeszcze jeden. Jeszcze tylko jeden..". Powieść, mimo, iż dość obszerna, podzielona jest na krótkie rozdziały i dawkowanie ich dziecku jest proste. Szybko przyzwyczailiśmy się do stylu narracji i z zaciekawieniem przerzucaliśmy kolejne strony. Może i lubimy współczesne powieści dziecięce, jednak klasyka, to klasyka. Doktor Dolittle jest klasą sam w sobie. Warto poczytać dziecku o jego przygodach. 

Hugh Lofting, Doktor Dolittle i Tajemnicze Jezioro, Znak, 2013
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl

poniedziałek, 4 listopada 2013

Krzysztof Beśka "Ornat z krwi"



Moja przygoda z "Ornatem z krwi" nie zaczęła się zbyt fortunnie. Z powodów osobistych trudno mi było skoncentrować się na lekturze i pierwsze 100 stron czytałam przez dwa tygodnie, urywkami i na raty. Już myślałam, że przyjdzie mi się poddać, kiedy niespodziewanie zaiskrzyło. Nagle nie mogłam się oderwać od akcji, nerwowo przerzucałam kolejne strony i przez dwa dni przeczytałam książkę do końca (a liczy ona 578 stron). Teraz mogę powiedzieć, że Krzysztof Beśka napisał dobry kryminał. 
W Królewie koło Malborka zostaje zamordowany miejscowy proboszcz. Wkrótce w podobny sposób ginie proboszcz kościoła w Kwidzynie. Znika też profesor Krasiński, który przewodzi grupie archeologów, prowadzących w Kwidzynie wykopaliska. W tych dramatycznych okolicznościach los przecina drogi młodej archeolog Ewy Rimmel i powracającego z wakacji warszawskiego dziennikarza Tomasza Horna. Parze tej przyjdzie zmierzyć się z tajemnicami, mającymi swoje korzenie jeszcze w czasach chrystianizacji Polski oraz w życiorysach Mikołaja Kopernika i jego brata Andrzeja. To one właśnie są drogą, do wyjaśnienia dziwnych, współczesnych morderstw. W rozwiązywaniu zagadki głównych bohaterów wspierają także: ksiądz Nehring, który świetnie zna się na wojskowym fachu oraz rozważny i doświadczony komisarz Matejuk. 
Dalej mamy już wszystko - pościgi, porwania, wybuchy, szaleńca i jego tajny plan. Akcja toczy się błyskawicznie. Dotyczy to szczególnie Horna, którego pisarska wyobraźnia autora rzuca w coraz groźniejsze sytuacje. Ewa, mimo iż charakterna z niej kobieta, stanowi tu jednak tło dla wydarzeń - uzupełnia historyczną część opowieści. Przyznam szczerze, że moją największą sympatię zdobył ksiądz Nehring i jeśli powstaną zapowiadane kolejne tomy tej opowieści, to mam nadzieję, że go nie zabraknie. 
Postacie stworzone przez Krzysztofa Beśkę są krwiste, chociaż poznajemy ich tu i teraz, bez przeszłości (oprócz księdza Nehringa). Nie ma to większego wpływu na akcję, jednak przy tworzeniu tryptyku warto byłoby zwrócić na to baczniejszą uwagę. Przeszłość sprawia, że lepiej zrozumieć można motywy postępowania bohaterów. Akcja powieści toczy się bardzo dynamicznie. Nie ma przestojów i dłużyzn. Ba! Czasem brak chwili na złapanie oddechu. Trudno chociaż na chwilę przerwać lekturę, autor trzyma nas w nieustannym napięciu. Nie mam też nic do zarzucenia historycznemu uzasadnieniu tego kryminału. Jest ono spójne, sensowne i opisane w wiarygodny sposób. No i właśnie, co do uzasadnienia opowieści, to czytając "Ornat z krwi" trudno uciec przed skojarzeniami z bestsellerowymi powieściami Dana Browna. Tu też mamy tajemnicę sprzed wieków i śledztwo prowadzone przez parę detektywów z przypadku. I powieści Browna i "Ornat z krwi" to świetna lektura na jesienne wieczory. Niezbyt wymagająca, trzymająca w napięciu, ciekawa. Współczesne śledztwo przeplata się z wątkami historycznymi, a wszystko to prowadzi nas do spektakularnego finału.
"Ornat z krwi" to pierwsza powieść Krzysztofa Beśki, którą czytałam. Z przyjemnością przeczytam pozostałe powieści tego autora i równie chętnie poznam dalsze losy Ewy Rimmel i Tomasza Horna. Jeśli więc chcecie spędzić wieczór z wciągającą, ciekawą książką, to bez wahania sięgajcie po "Ornat". Jestem przekonana, że się nie zawiedziecie. 

Krzysztof Beśka, Ornat z krwi, Oficynka, 2013
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl

piątek, 1 listopada 2013

Stosik listopadowy :)


Minął kolejny miesiąc, a ja nadal czytam książki ze stosika październikowego. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, że przez dwa pierwsze tygodnie października byłam solidnie dekoncentrowana (powinnam była jednak skupić się na książkach :D). No w każdym razie w listopadzie mam silne postanowienie poprawy i już nie dam się zwieść na manowce, chociażby obiecano mi gwiazdkę z nieba czy krokodyla  ;)
W tym miesiącu większą część stosika stanowią książki z Kiermaszu  Książki Przeczytanej
1, "Wyspę klucz" na swoim blogu polecała Iza. Wszystko wskazuje na to, że jest to idealna lektura dla mnie.
2, Jednym z moich ulubionych seriali jest "Zakazane imperium". Nie mogłam odmówić sobie przyjemności lektury książki, na podstawie której powstał. 
3.Na "Dziki kontynent" ochotę miałam od dawna. Chodziłam w okół tej książki i chodziłam, aż w końcu sytuacja dojrzała do zakupu. Nie mogę już doczekać się jej przeczytania. 
4. I synu i ja bardzo lubimy książki Marcina Mortki. Synu kocha Tappiego z Szepczącego Lasu, ja gustuję raczej w horrorach. Tak czy inaczej musimy przeczytać o "Ostatnim rycerzu". 
5. "Smilla" także trafiła do mnie z rekomendacji Izy. Jak mogłam ją zostawić na Kiermaszu, kiedy kosztowała tylko 5 zł? No nie mogłam :)
6. Na koniec dwa kryminały z bibliotecznej półki. Nie znam autorów, ale opisy brzmią interesująco. Mam nadzieję, że zawartość jest równie ciekawa :)
No to do roboty :)
Życzę wszystkim pysznej herbaty, ciepłych koców i wciągającej lektury :)