books on my mind: lipca 2012

sobota, 28 lipca 2012

Leszek Matela "Polska magiczna. Przewodnik po miejscach mocy"


Wakacje to czas, kiedy większość z nas planuje wyjazdy i zdecydowanie chciałaby nabrać sił na długie jesienno-zimowe dni. Pomocą w realizacji tych planów służyć może książka "Polska magiczna. Przewodnik po miejscach mocy" Leszka Mateli.
Leszek Matela jest jednym z największym polskich autorytetów w dziedzinie radiestezji i geomancji. W swoim przewodniku pokazuje nam, że w Polsce znajduje się wiele miejsc koncentrujących w sobie pradawną energię przyrody i charakteryzują się silnym, pozytywnym promieniowaniem. Zdumiewający jest fakt, że mimo iż przed wiekami ludzie nie dysponowali współczesnymi urządzeniami do pomiaru promieniowania energetycznego, to bezbłędnie odnajdywali miejsca, których energia leczyła i sprzyjała medytacji. W miejscach mocy i na przecięciach ley lines budowano miejsca kultu, świątynie, czy zamki. Późniejsze świątynie chrześcijańskie budowano na pogańskich miejscach kultów. Wielu współczesnych księży i zakonników zajmuje się radiestezją. Szczególnie biegły w tym temacie jest zakon cystersów.
Autor podzielił "Polskę magiczną" na rozdziały - każde województwo opisane jest osobno. Każdy rozdział rozpoczyna się mapką województwa z zaznaczonymi miejscami mocy. Dalej mamy podrozdziały - każdy dotyczy innej miejscowości w województwie. Najpierw poznajemy historię miejsca, później opis miejsca mocy, a na końcu praktyczne informacje turystyczne. Wszystko to uzupełniają kolorowe zdjęcia z opisywanych miejsc.
Przewodnik "Polska magiczna" jest pięknie wydany, wydrukowano go na papierze kredowym świetnej jakości. Jest kompletnym źródłem wiedzy dla osób chcących odwiedzić polskie miejsca mocy. Myślę, że w obliczu bankrutujących biur podróży warto zaplanować sobie wycieczkę po Polsce. Dzięki temu poradnikowi można takiej wyprawie nadać magiczny charakter i nie tylko zwiedzić ciekawe miejsca, ale także znaleźć ukojenie w medytacji, poprawić stan zdrowia i zregenerować siły. Gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Studio Astropsychologii.

Leszek Matela, Polska magiczna. Przewodnik po miejscach mocy, Studio Astropsychologii, 2009

czwartek, 26 lipca 2012

Izabela Pietrzyk "Wieczór panieński"


Uwielbiam babską solidarność.Uważam, że każda kobieta powinna mieć takie swoje "kółko wsparcia" i nie powinna go zdradzać dla żadnego mężczyzny. Sama mam grupę przyjaciółek, zwanych czule czarownicami i spotykających się na sabatach. Czas trochę rozluźnił nasze więzi, ale wiem, że na każdą z moich czarownic mogę w razie potrzeby liczyć. Wygarną mi kiedy jest taka potrzeba, przytulą i spionizują, kiedy płaczę. Babska solidarność jest serio  niezastąpiona. 
Takie grono przyjaciółek ma także Izabela. Jest ich niepoliczalna ilość (przez całą powieść nie doliczyłam się ile ich jest). Dziewczynki, zwane też zdzirami są paniami po przejściach. Każda z nich ma swoje kłopoty - dorastające (bądź zbyt dorosłe, wręcz nad wyraz poważne dzieci), wrednych byłych mężów, niezdecydowanych konkubentów, paskudne sprawy rozwodowe. I mimo iż żyją w różnych światach, to mają świadomość, że zawsze mogą na siebie liczyć. Dzięki forum, które sobie założyły, są na bieżąco w swoich sprawach. Zawsze gotowe radzić, pocieszać, dokuczać. Dzięki tym ich rozmowom nawet największy dramat szybko zyskuje właściwą perspektywę, a najstraszniejsza życiowa sprawa szybko staje się tylko tematem do wspólnych żartów.
Pewnego dnia trzy z pań decydują się na podróż na wieczór panieński swojej krakowskiej przyjaciółki. W pociągu jedna z nich - urocza Principessa - gubi portfel. Dziewczynki nie wiedzą, że to dopiero początek niesamowitych wydarzeń i miłosnych uniesień. Portfel trafia w ręce pana Idealnego, który z miejsca zakochuje się w roztargnionej Principessie. Księżniczka też nie pozostaje obojętna na zaloty swego wielbiciela. Wszystko wskazuje na to, że to prawdziwa, filmowa love story. Ale czy na pewno?
"Wieczór panieński" jest niekończącą się szermierką słowną pełnych fantazji, inteligencji i temperamentu pań. Czasem panie błądzą po krętych dróżkach wielopiętrowych dygresji, a ich niczym nieskrępowana wyobraźnia powoduje u czytelnika salwy śmiechu. Świetnie bawiłam się czytając te  niekończące się dyskusje. Uwielbiam takie zabawy słowem.
Książka Izabeli Pietrzyk jest idealną lekturą na urlop. Jest niezwykle ciepła i zabawna. Jestem przekonana, że rozbawi każdego czytelnika. Mimo swojej objętości czyta się świetnie. Nie męczy dłużyznami (chociaż przyznaję, że jestem fanką dygresji). Bardzo miło jest też czytać książkę, której akcja toczy się w Szczecinie. Znane ulice i miejsca. Ba! Jedna z dziewczynek jest nawet moją sąsiadką.
Gorąco polecam "Wieczór panieński" na letnie wieczory.


Izabela Pietrzyk, Wieczór panieński, Prószyński i S-ka, 2012

Recenzja dla Szczecinczyta.pl

poniedziałek, 23 lipca 2012

Emily Craig "Tajemnice wydarte zmarłym"


Miałam dość mętne pojęcie o tym, czym zajmują się antropolodzy sądowi. Opierało się ono głównie na serialu o przygodach genialnej Temperance Brennan. Ta urocza kobieta, całkowicie pozbawiona zdolności socjalnych, potrafi na podstawie jednego małego ułamka kosteczki opowiedzieć wszystko o jej prawowitym właścicielu. Wiadomo, że nie jest to zbyt realne. Bardzo ciekawa byłam, jak wygląda prawdziwa praca antropologa sądowego. 
Emily Craig, autorka "Tajemnic wydartych zmarłym" jest jedną z najlepszych na świecie antropologów. Nie każda mała dziewczynka marzy o karierze antropologa. Ta konkretna - Emily wiedziała co ją fascynuje, tylko nie wiedziała, jak to przełożyć na przyszłą karierę zawodową. Trochę czasu zajęło jej odnalezienie swojej drogi. Ale kiedy już zrozumiała, nic nie mogło jej powstrzymać. Była uczennicą Williama Bassa - założyciela pierwszej trupiej farmy. Docenił on talent swojej niezbyt młodej studentki i szybko rzucił ją na głęboką wodę - wyznaczył ją do pracy przy identyfikacji ofiar tragedii w Waco. To był początek błyskotliwej kariery dr Emily Craig.
Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego jak trudna i niezbędna jest praca antropologów sądowych. Nie przyszło mi do głowy, że ich obecność jest tak potrzebna przy wszelkich katastrofach, zbrodniach masowych, czy konfliktach zbrojnych. Podziwiam ich za cierpliwość i za wykonywanie tak żmudnej pracy jaką jest przesiewanie gigantycznych ilości ziemi w celu znalezienia malutkiego kawałka kości. Nie są oni cudotwórcami, mały fragment kości nie opowiada im wszystkiego o swoim właścicielu, ale oni nie poddają się tak łatwo. 
"Tajemnice wydarte zmarłym" czyta się, jak pasjonującą powieść. Czasem zabawną, czasem porywającą, a czasem smutną. Szczególnie trudny dla autorki był fragment opowiadający o pracy w ruinach Word Trade Center. Ten jej smutek udziela się czytelnikom. Mnie zmusił do zadumy.
Warto przeczytać tę książkę. Gorąco polecam i zapewniam, że i osoby o większej wrażliwości spokojnie sobie z nią poradzą. 

Emily Craig, Tajemnice wydarte zmarłym, Znak, 2010

wtorek, 17 lipca 2012

Konstantinos "Wampiry wśród nas. Ukryta prawda"


Moda na wampiry jest obecnie w rozkwicie. Trudno przed nią uciec. Ja też jestem pod wielkim wrażeniem pewnego wampira-Wikinga Erica Northmana.  Wampiry zawsze rozpalały wyobraźnię, budziły strach i ciekawość. Ostatnimi laty stały się one niezwykle pociągającymi, emanującymi zmysłowością i godnością postaciami. Czasem lśnią na słońcu, jak rozsypany brokat, czasem są fashion victim, mają uczucia i kochają nas, niepozornych śmiertelników. Dracula grany przez Garego Oldmana jest marzeniem każdej dorastającej panienki. Wampiry miały też twarze Brada Pitta, Roberta Pattinsona, Iana Somerhaltera, czy w końcu Alexandra Skarsgarda. I jak ich nie kochać?
Czy te popkulturowe wampiry zgodne są z ich wizerunkiem w ludowych wierzeniach? Odpowiedzi na to pytanie szuka Konstantinos. Jest on dziennikarzem, który od 15 lat jest praktykującym magię neopoganinem. Interesuje się on okultyzmem i jako wykształcony mentalista sceniczny demaskuje fałszywe przejawy sił nadrzyrodzonych. W wolnym czasie śpiewa gothic rock. 
Konstantinos napisał kilka książek i teraz postanowił zbadać historię wampirów. Książkę "Wampiry wśród nas" podzielił na kilka części. Zaczyna się ona od omówienia legend, mitów i wierzeń dotyczących wampirów, które występują w różnych religiach i kulturach. Temat ten jest dla mnie bardzo interesujący i ma potencjał. W książce (być może z powodu jej niewielkich rozmiarów) został on omówiony dość pobieżnie. Dalej poznajemy kilka przykładów wampirów znanych z historii. I tu też autor nie do końca wykorzystał potencjał tematu - przykłady, które przytoczył są znane każdemu, kto chociaż trochę interesuje się tematem.
Bardzo ciekawy jest rozdział o wampirach energetycznych. Konstantinos omówił go bardzo wnikliwie i dość szeroko. Często nie zdajemy sobie sprawy, jakich szkód w naszym zdrowiu i życiu mogą narobić takie wampiry. Autor przedstawił bardzo dobre przykłady ich występowania, dzięki którym łatwo ocenić, czy nie padliśmy przypadkiem ofiarą takiego wampira. Na końcu książki podane są sposoby na ochronę przed wampiryzmem energetycznym. I tu moja uwaga - nie jest istotne, czy wierzycie, czy nie wierzycie w wampiry - rytuały, które przedstawił Konstantinos są absolutnie podstawowymi rytuałami oczyszczającymi i ochronnymi, które powinien stosować każdy. Stanowią one podstawę warsztatu każdego bioenergoterapeuty. Pozwalają na samodzielne, szybkie i bardzo skuteczne poradzenie sobie nie tylko z ewentualnymi wampirami, ale także z wszelkimi zakłóceniami energii w naszej aurze. Niezależnie, czy wierzycie w wampiry, czy nie, przeczytajcie medytacje zawarte na końcu tej książki i wypróbujcie je na sobie. Jestem pewna, ze pomogą w wielu sytuacjach. Dziwi mnie trochę, że podane zostały, jako ochrona przed wampirami, ale lepszy rydz, niż nic :)
Książkę Konstantinosa "Wampiry wśród nas" czyta się dobrze i szybko. Stanowią podstawowe źródło wiedzy dla osób, które nie miały do tej pory do czynienia z tym tematem. Do tego zawarte w niej medytacje z pewnością nie zaszkodzą, a pomogą. Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Studio Astropsychologii

Konstantinos, Wampiry wśród nas. Ukryta prawda, Studio Astropsychologii, 2012

niedziela, 15 lipca 2012

Ann Rule "Serce pełne kłamstw"


Liysa Northon jest prawdziwą szczęściarą. Ma wspaniałego, kochającego ją męża, cudowne dzieci - Papako i Bjorna, ma dom na Hawajach i kilka innych nieruchomości, ma pracę, którą kocha i swoje pasje, które rozwija. Wydawałoby się, że niczego jej nie brakuje do szczęścia. Jednak to wszystko pozory. Liysę zjada jej własna wyobraźnia, ciągła potrzeba spełniania kolejnych zachcianek. To co już udało się zdobyć szybko przestaje być dla niej atrakcyjne, ciągle potrzebuje nowych wyzwań.  Jej wybujała fantazja każe jej nieustannie kłamać, kręcić i grać kogoś innego.
Chris jej jej trzecim mężem. Ślub z tym zatwardziałym kawalerem był celem Liysy. Wyprosiła go i wymusiła. Robiła co mogła, żeby stanąć z nim przed ołtarzem. Czy zrobiła to z miłości, czy  powodu darmowych przelotów, które przysługiwałyby jej jako żonie pilota? W listach miłosnych, które pisała do Chrisa, darmowe przeloty zajmują mnóstwo miejsca. W końcu dopięła swego. Jej mąż szczerze pokochał jej syna z poprzedniego małżeństwa Papako, a kiedy urodził się im ich własny syn Chris zwariował na jego punkcie. Nie wiedział, że kiedy on zarabiał na rodzinę i opiekował się synami, jego żona wszystkim, którzy chcieli jej słuchać opowiadała jakim jest on potworem. Przedstawiała się jako ofiara przemocy domowej i prezentowała siniaki i zadrapania. Wkrótce też zaczęła werbalne ataki na męża. Przy każdej okazji robiła mu awantury i upokarzała go. Mężczyzna coraz bardziej zamykał się w sobie. Nie wiedział, że ta precyzyjnie przygotowana przez żonę akcja propagandowa jest podłożem pod mordercze plany żony. Pewnego kwietniowego dnia, na rodzinnym biwaku Liysa zastrzeliła męża. Jako powód morderstwa podawała samoobronę, a jako linię obrony wybrała wieloletnie maltretowanie jej przez męża, którego przedstawiała jako brutalnego alkoholika i narkomana. Jak wyglądała prawda? Ława przysięgłych stanęła przed trudnym zdaniem. 
"Serce pełne kłamstw" jest trzecią książką Ann Rule przetłumaczoną na język polski i jest to w końcu taka Ann Rule, jakiej się spodziewałam. Książka jest wnikliwym studium życiorysów i małżeństwa Liysy i Chrisa. Stara się w miarę bezstronnie przedstawić sprawę. Czuć, że jej sympatia jest po stronie Chrisa, ale tak było zapewne w przypadku każdej osoby, która miała kontakt z tą sprawą.  Jednak ta książka musiała wyjątkowo dotknąć Liysę Northon, ponieważ na swojej stronie w internecie zamieściła 131 stron odpowiedzi na "kłamstwa Ann Rule". Nie dziwi to specjalnie, ponieważ w "Sercu pełnym kłamstw" przeczytać możemy o grafomanii Liysy i jej skłonności do walki ze wszystkimi wokół niej. Nawet z więzienia podejmowała próby dyrygowania innymi i zmieniania ich życia w piekło. Współczuję synom, rodzinie i przyjaciołom Chrisa, że już w 2013 roku będą mieli na głowie wolną Liysę.
"Serce pełne kłamstw" czyta się świetnie. Ann Rule wnikliwie przedstawiła czytelnikom szczegóły morderstwa Chrisa Northona. Dzięki temu każdy sam może wyrobić sobie opinię o winie, czy niewinności Liysy. Po skończeniu książki cieszyć się tylko mogę, że nie spotkałam nigdy w swoim życiu osób pokroju Liysy Northman i mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi kogoś takiego spotkać.

Ann Rule, Serce pełne kłamstw, Hachatte, 2012

wtorek, 10 lipca 2012

Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"


Czy kilka sekund, dziwny splot wydarzeń mogą zmienić nasze życie?
Julia Rogucka jest miłą, niczym nie wyróżniającą się dziewczyną. Nie ma większych ambicji zawodowych, realizuje się w pracy w salonie jednej z sieci komórkowych. Wynajmuje z koleżankami ze studiów mieszkanie na poznańskim blokowisku. Od niedawna spotyka się z Pawłem. Prowadzi spokojne, usystematyzowane życie. Niczym się nie wyróżnia, niczym nie zwraca na siebie uwagi. A jednak ktoś ją zauważył..
Pewnego dnia do pracy Julii zostaje dostarczony wielki bukiet róż od tajemniczego wielbiciela. Romantycznie? Wydawałoby się, że bardzo, ale od tego momentu zaczyna się dla dziewczyny piekło.  Kwiaty, prezenty, smsy, a przede wszystkim nieustannie dzwoniący telefon. To, co początkowo wydaje się niewinną, romantyczną przygodą, szybko zmienia się w mękę. Wielbiciel stopniowo osacza swoją ofiarę. Wchodzi bez zaproszenia w jej życie. Żyje urojeniami o ich związku. W niekończącym się potoku smsów odbywa wyimaginowane rozmowy z Julią. Kłóci się z nią i godzi. Grozi, wyzywa, żeby zaraz przepraszać i wyznawać miłość. Nie pomaga ignorowanie telefonu, nie pomagają krzyki w słuchawkę: "Odczep się psycholu". Nie ma żadnej drogi ani sposobu, żeby zniechęcić zakochanego mężczyznę. 
Życie Julii ulega stopniowej destrukcji. Początkowo zmienia się jej osobowość - z wesołej, żywej dziewczyny zmienia się w zastraszone zwierzę łowne. Boi się każdego stuknięcia, dzwonek telefonu przyprawia ją o drgawki. Później sytuacja zaczyna mieć wpływ także na jej otoczenie. Julia traci pracę, koleżanki boją się z nią mieszkać, rodzice też mają przez tę sytuację kłopoty. Na koniec wielbiciel bierze się za związek dziewczyny. Nie cofnie się przed niczym. 
Stalking nie jest zjawiskiem nowym, chociaż od niedawna dopiero jest karalny. Ofiary nękania nie potrafią wychwycić delikatnej granicy, kiedy coś zdawałoby się nieszkodliwego zaczyna ruinować ich życie. Ofiarą stalkingu może stać się każdy. A kim może być stalker? Może to być ekspartner, znajomy, ale może to być także zupełnie nieznajoma nam osoba, którą przypadkiem spotkamy a naszej drodze. Ofiara nie jest winna tego, co ją spotkało. Każdy ma prawo określić swoje granice i wymagać ich respektowania. Niestety smutne statystyki przeprowadzone w USA, gdzie popularne są wydawane przez sąd zakazy zbliżania się, mówią, że w ciągu trzech miesięcy od wydania takiego zakazu stalker podejmuje próbę zabicia swojej ofiary. 
Temat stalkingu jest mi szczególnie bliski, ponieważ mam przyjaciółkę, która od 20 lat (tak, od dwudziestu lat) zmaga się z nękającym ją ekschłopakiem. Widziałam jaki wpływ miało na jej życie zachowanie stalkera. Wiem jaki wpływ miało to na jej otoczenie. To jest piekło. A najgorsze jest to, że nie ma z niego ucieczki. 
Książka Olgi Rudnickiej nie jest może arcydziełem literatury, ale czyta się ją bardzo szybko i świetnie czuje się emocje bohaterów. Cały proces nękania i jego wpływu na ofiarę i jej otoczenie pokazany jest niezwykle dokładnie i obrazowo. Dobrze, ze taka książka powstała, może dzięki niej nauczymy się określać swoje granice i mówić "nie". To może zapobiec wielu ludzkim dramatom.

Olga Rudnicka, Cichy wielbiciel, Prószyński i S-ka, 2012

Recenzja dla Szczecinczyta.pl

poniedziałek, 9 lipca 2012

Maxime Chattam "Diabelskie zaklęcia"


To moje trzecie spotkanie z detektywem Joshem Brolinem i jednocześnie to ostatnia część trylogii o nim. 
Josh Brolin to chodzący ideał. Nie dość, że jest diabelsko przystojny, to jeszcze błyszczy intelektem. Sensem jego życia jest praca. No ale i Superman musi mieć czasem wolne. Brolin postanawia spędzić urlop ze swoją przyjaciółką Annabele O'Donnel. Plany krzyżuje im niespodziewana śmierć brata jednego z przyjaciół Brolina. Ginie on na pewnej łące z wyrazem bezkresnego przerażenia na twarzy. Wszystko wskazuje na to, że został ukąszony przez gigantycznego pająka. Do tego w okolicy w tajemniczych okolicznościach zaczynają znikać młode kobiety. Co najdziwniejsze śpiący obok nich mężowie nie budzą się podczas porwań.
Brolin i Annabel postanawiają spędzić urlop pomagając miejscowej policji. Szybko znajdują się w samym środku szaleństwa, w umyśle psychopaty.
"Diabelskie zaklęcia" czyta się tak jak poprzednie części, czyli dobrze. Szybko wciągnęłam się w akcję i chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej. Ponieważ przyzwyczaiłam się już do pary idealnych bohaterów, to w tej części rażą mnie trochę mniej. Za to odkryłam, jak niewiele pamiętam już z poprzednich tomów - autor często odnosi się do swoich poprzednich książek i trochę miałam problem, żeby przypomnieć sobie o co tam chodziło. 
Z uwag technicznych, to zupełnie nie rozumiem, jak tytuł ma się do treści. Nie widziałam w tej książce ani pół zaklęcia.
Kto jest mordercą odgadłam od razu, po wprowadzeniu tej postaci do akcji. Przyznaję, że oczekiwałam wyjaśnienia tajemnicy męża Annabele, no i może jakiegoś wątku ciut romansowego (no należy się dziewczynie jakaś radość z towarzyszenia Brolinowi!).  Pomysł na książkę był taki hmm.. ciut niewiarygodny. Oczywiście rozumiem, ze warto czytelnika zaskoczyć i zaszokować, ale chyba nie tędy droga. Podziwiam mordercę za to, z jakim poświeceniem wprowadzał w życie swój karkołomny i wydumany plan. I w sumie Chattam nie do końca go potem wyjaśnił. W przeciwieństwie do poprzednich książek, w których mordercy szczegółowo omawiali z detektywem Brolinem motywy, jakie nimi kierowały, tak tu mamy niezbyt rozmownego mordercę.Może wynika to z faktu, że w momencie łapania to i Brolin nie był tym razem zbyt rozmowny.
Jeszcze raz powtórzę to, co pisałam przy poprzednich częściach - Chattam nie jest wirtuozem pióra, a jego książki nie są arcydziełami gatunku, ale jest sprawnym rzemieślnikiem, który zbije fortunę, kiedy jego książkami zainteresuje się Hollywood.
Pożegnałam się z Brolinem, chociaż autor wspomina, że będzie on czasem pojawiał się jako wątek poboczny w innych jego książkach. Teraz  z pewnością odpocznę sobie od pana Chattama. Pewnie jeszcze się z nim spotkam, ale z całą pewnością nie teraz.

Maxime Chattam, Diabelskie zaklęcia, Sonia Draga, 2006

wtorek, 3 lipca 2012

Mario Vargas Llosa"Pochwała macochy"



W domu don Rigoberta i doñi Lukrecji kwitnie szczęście. Mimo, że przyjaciółki ostrzegały ponętną czterdziestolatkę, że trudno jest porozumieć się z pasierbem, to ich pesymistyczne prognozy zupełnie się nie sprawdziły. Mały Fonsik, syn don Rigoberta z pierwszego małżeństwa ubóstwia swoją macochę. Całą rodzinę poznajemy w dniu 40 urodziny Lukrecji. W prezencie od pasierba dostaje ona laurkę z wyznaniami miłości. Wzruszona rozważa, jak szczęśliwą jest kobietą - ma kochającego męża, wspaniałego pasierba, cudny dom. Po złych doświadczeniach z pierwszego małżeństwa z wielką obawą wchodziła w kolejny związek. Wszystkie jej obawy okazały się płonne. Ach jaka szczęśliwa jest doña Lukrecja.
Mario Vargas Llosa przewrotnie prowadzi nas przez labirynt erotycznych uniesień i zabaw małżeństwa Rigoberta i Lukrecji. Wszystko to okraszone jest mitologicznymi opowieściami, które odgrywają w sypialni małżonkowie. "Nie zapytasz mnie kim dziś jestem?". A fantazje się zmieniają. Odnoszą się do pasji Rigoberta - malarstwa erotycznego. Oglądamy je jako kolejne obrazy - od dumy męża z powodu urody żony, po podglądaną Dianę w kąpieli, igrającą z młodzieńcem Wenus, po odrażającego potwora. Skupiony na swoim ciele mąż nie zauważa subtelnej zmiany zachodzącej w żonie. Kiedy on zajmuje się toaletą, ona wpada w sidła własnego rozbuchanego erotyzmu. Mimo ostrzeżeń służącej, leci do tragedii, jak ćma do świecy. 
Od jakiegoś czasu bardzo chciałam przeczytać coś Llosa Mario Vargasa. Nie wiem, czy dobrze się stało, że zaczęłam właśnie od "Pochwały macochy".  Oczywiście rozumiem, że najlepiej sprzedaje się seks, ale to co zafundował czytelnikom Vargas przekracza moim zdaniem granice dobrego smaku. Trudną sztuką przy epatowaniu erotyką jest uniknięcie szokowania za wszelką cenę. Gdzie jest granica pomiędzy erotyką a pornografią? Gdzie przebiega cienka linia wynaturzenia? 
Zawsze znajdą się koneserzy, którzy będą uważali, że to co szokuje, to z pewnością jest sztuka. Właśnie dla nich umieszczono w opisie słowa: "Nie czytaj tego!". Używając słów o jej perwersyjności, o tym, że należy tę książkę spalić itd. odniesiono się do najprymitywniejszych instynktów człowieka. Jestem przekonana, że szeroka masa "intelektualistów" uzna tę książkę za dzieło wybitne tylko dlatego, że jest perwersyjna. Tu przypomina mi się "wybitne dzieło" polskiej kinematografii "Szamanka", której celem było szokowanie na siłę i epatowanie perwersją. Niestety nie szła za tym żadna wartość artystyczna. I nawet to "dzieło" znalazło swoich fanów, którzy zachwycali się jej hiperintelektualnością i z góry patrzyli na tępą szarą masę, którą film ten zniesmaczał.
Nie znam pozostałych książek Mario Vargasa Llosy, więc trudno mi stwierdzić, czy on to napisał serio, czy zwyczajnie kpi sobie z przeintelektualizowanych czytelników. Nawet przewrotność, jaka zafundował nam autor na końcu wydaje się być kpiną.  Co jest prawdą, a co oszustwem? Czy autor nas oszukuje? Czy dajemy się nabrać na jego piękne słowa?
Jak to dobrze, że "Pochwała macochy"to tak krótka książka - dzięki temu dobrnęłam do zaskakującej pointy. Gdyby nie to, to pewnie,porzuciłabym tę książkę z poczuciem niesmaku i nigdy już do Mario Vargasa Llosy nie wróciła. Po przeczytaniu "Pochwały macochy" w całości jest możliwość, że to nie jest ostatnia książka tego autora, którą przeczytałam.

MarioVargas Llosa , Pochwała macochy, Znak, 2010
 

niedziela, 1 lipca 2012

Stosik lipcowy


Wprawdzie do urlopu mam jeszcze 3 tygodnie, ale plany książkowe na lipiec mam już zdecydowanie urlopowe. Wiadomo, lato nie sprzyja czytelnictwu, dlatego część tych planów pokazywałam już w poprzednich stosikach. Dziś uzupełnienie.
Dzisiejszy stosik to kompilacja książek z bookchange, allegro i od niezawodnej Szpiegowsky.
Jestem wielką fanką filmów Michaela Moore. Wszystkie oglądałam po kilka razy i muszę przyznać, że bije we mnie ciut lewackie serce. Ktoś może zapytać dlaczego lewackie? Ano dlatego, że ponad politykę stawiam człowieka. Oczywiście każda skrajność jest zła, ale tylko dzięki przejaskrawieniom możemy wyłapać z treści tą malutką część, która odnosi się do nas. I tak właśnie jest z Michaelem Moorem. Ponieważ filmy już znam na pamięć, to teraz czas na książki. Biblioteka w tym przypadku zawiodła, ale na allegro można kupić (prawie) wszystko ;)
Dalej dwie zdobycze bookchangowe - "Krótka historia prawie wszystkiego" i "Tybetańska księga umarłych". Przy czytaniu książki Szymona Hołowni zwróciłam uwagę, że często powołuje się on na "Krótką historię prawie wszystkiego". Jako, że lubię mieć swojego zdanie, to strasznie chciałam przeczytać tę książkę. Udało się i trafiła ona do mnie. Nie omieszkam podzielić się wrażeniami.
Co do "Tybetańskiej księgi umarlych", to usłyszałam o niej kilka lat temu, kiedy moje zainteresowanie ezoteryką osiągało swoje apogeum. Do tej pory miałam tylko wersję elektroniczną tej książki. Teraz mam swój własny papierowy egzemplarz. 
Szpiegowsky sprezentowała mi ostatnio dwie książki Bogusława Wołoszańskiego. Wprawdzie historię wolę w bardziej hmm.. surowym wydaniu, ale chętnie przeczytam "Ten okrutny wiek". 
W tej samej paczce od Szpiegowsky przyszła książka Bernharda Schlinka "Coraz dalej od miłości". Weronika chyba czytała mi w myślach, bo oglądałam ją ostatnio w ksiegarni. "Lektor" bardzo mi się podobał i ciekawa byłam, co jeszcze napisał pan Schlink. Książka malutka i cieniutka. Z pewnością podzielę się wrażeniami. 
Ha! Mimo wcześniejszych rozczarowań, jak widać postanowiłam dać Ann Rule jeszcze jedną szansę. Trudno mi pogodzić się z konfrontacją moich wobec niej oczekiwań, z rzeczywistością. Masochistycznie będę próbowała dalej :D
A co z synu? Z synu obecnie słuchamy audiobooka "Dzieci z Bullerbyn". Chciałam mu wieczorami poczytać "Braci Lwie Serce", ale ze smutkiem stwierdziłam, że on jeszcze za mały jest.  Z teo powodu porzucamy Braci na rzecz Wandy Chotomskiej.