books on my mind: kwietnia 2015

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Charlie LeDuff "Detroit. Sekcja zwłok Ameryki"


Nie ma smutniejszego widoku, niż umierające miasto. Zamykane zakłady przemysłowe, pustoszejące budynki, rosnąca ilość umieszczanych w oknach informacji o mieszkaniach na sprzedaż, rosnące wskaźniki przestępczości. Szczególnie bolesne jest, kiedy powolne wymieranie dotyka naszego rodzinnego miasta. 
Detroit było stolicą przemysłu samochodowego. To tu swoje fabryki miały amerykańskie koncerny. Duża ilość miejsc pracy przyciągała do miasta niezliczone rzesze przybyszów z różnych stron Ameryki i imigrantów. Sporą reprezentację mieli tu także Polacy, chętnie zatrudniani przy produkcji, lecz niezbyt chętnie przyjmowani wśród zamożniejszych, amerykańskich mieszkańców przedmieść. 
Miasto dawało zatrudnienie i zapewniało byt, jednak jednocześnie szybko doszło tu do konfliktów na tle rasowym. W 1967 roku wybuchły tu zamieszki, które pochłonęły życie wielu osób oraz spowodowały wielkie straty ekonomiczne. Strach przez przemocą i przestępczością sprawił, że bogatsi mieszkańcy miasta izolowali się w podmiejskich dzielnicach, zaś przedsiębiorcy zamykali swoje firmy lub przenosili je w inne miejsca. Pociągnęło to za sobą wzrost bezrobocia i coraz większą biedę. Powoli, w pozornie niezauważalny sposób, do miasta wkroczyły korupcja, i niegospodarność. Niedofinansowane służby publiczne nie dawały sobie rady z rosnącą falą przestępstw, wandalizmem i pożarami. Miasto umierało. 
Właśnie do takiego Detroit wrócił dziennikarz Charlie LeDuff. Opuścił miasto wiele lat temu. Zostawił za sobą wspomnienia dzieciństwa i rodzinne tragedie. Losy jego rodziny związane są z miastem w nierozerwalny sposób. Wraz z nim LeDuffowie przeżywali swoje wzloty i upadki. Teraz, po latach, Charlie chciał oddać hołd umierającemu miastu swojego dzieciństwa. Pożegnać miejsca, które mają dla niego szczególne znaczenie, zrozumieć co doprowadziło do upadku takiej potęgi przemysłowej. Dlaczego mieszkańcy barykadują się w swoich domach, a najciekawszą masową rozrywką stało się oglądanie płonących budynków. Dlaczego policja nie radzi sobie ze stale rosnąca liczbą morderstw i innych przestępstw. Dlaczego tak niewielu przestępców trafia tu przed oblicze sądu. Gdzie podziały się pieniądze z budżetu, przeznaczone na dofinansowanie jednostek strażackich. Przecież brak profesjonalnego sprzetu daje pewność, że wcześniej czy później wydarzy się tu wielka tragedia. Wszystko to stanowi dla Charlie'ego LeDuffa swoiste katharsis, podróż przez piekło, powrót do najbardziej bolesnych wydarzeń z przeszłosci. Rozmawiając z kolejnymi osobami, bardzo dostanie i bez rozmycia pokazuje nam, kto jest tu kim. Le Duff nie jest dyplomatą, nie chce nim być. U niego nie ma wybielania czy przemilczania. Wymienia ludzi z nazwiska i mówi o nich w do bólu szczery sposób. Dotyczy to osób, które codziennie przyczyniają się do agonii miasta, któremu miały służyć - polityków, burmistrza, radnych miejskich. U LeDuffa żałosna osoba, taką właśnie pozostaje. Za to ceni on osoby prawe, szczere i odważne. Relatywizuje ich uczynki, zawsze widzi szerszy kontekst. 
Charlie LeDuff nie jest osobą przyjemną w obyciu. To szorstki mężczyzna o wielkim ego. Jednak z każdego jego słowa przebija miłość do miejsca, w którym się wychował oraz smutek, ból i rozczarowanie z powodu takiego jego końca. Często bezwzględna szczerość dziennikarza i wymienianie nazwisk rozmówców, w połączeniu z ich nie do końca oficjalnymi wypowiedziami, sprawiła wiele kłopotów, nawet osobom, które dziennikarz szanował, lubił i podziwiał. Jednak książka, którą napisał jest bardzo dobra, Detroit niewątpliwie jest symbolem Ameryki - nie jej pięknej strony, jaką zwykły pokazywać media, a jej drugiego, ciemnego oblicza. 

Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 240, tłum. Iga Noszczyk
SzczecinCzyta.pl

piątek, 10 kwietnia 2015

Ewa Winnicka "Angole"


Polska gospodarka rozwija się imponująco. Niestety, zupełnie nie przekłada się to na poziom życia Polaków. Średnią krajową większość z nas zna tylko z wiadomości, zaś wiele osób utrzymać się musi za smutną i odzierającą z godności najniższą krajową. Niedawno w Szczecinie oferowano pracę w sklepie, w systemie dwuzmianowym, po 8 osiem godzin dziennie, ze stawką brutto 4,50/godz. Stawka ta żadną miarą nie była zgodna z prawem, a jeśli praca była "na czarno", to o jakim brutto była mowa w ogłoszeniu? Trudno dziwić się, że coraz więcej Polaków wyjeżdża za granicę. To już nie są wyjazdy na szybkie zarobienie na większe wydatki, ale przeprowadzki na stałe, w poszukiwaniu godniejszego życia. Robią to nawet osoby, które w wyjazdowym szczycie, który miał miejsce kilka lat temu twierdziły, że one nigdy nie mogłyby opuścić Polski. No cóż.. Wszystko się zmienia.
Europa początkowo bez obaw przyjmowała przybyszów ze wschodu. Pracy było sporo i nikt nie bał się o swoje stanowisko. Jednak z czasem i wzrastająca liczbą przybywających Polaków coraz częściej słychać pełne obaw głosy. Zdarza się nawet, że osoby niegdyś tylko niechętne emigrantom, teraz radykalizują się. A jak sami najeźdźcy? Jak wygląda ich życie na obczyźnie? Na te pytania w swojej książce próbowała odpowiedzieć Ewa Winnicka. W "Angolach" oddała ona głos tym, którzy problemy odnalezienia się w nowej rzeczywistości znają od podszewki. 
"Angole" to wynik rozmów przeprowadzonych przez autorkę z 35 osobami. Różni ich miejsce pochodzenia, wykształcenie, miejsce w hierarchii społecznej, cele, marzenia i plany. Łączy ich to, że mniej lub bardziej realizują się w Wielkiej Brytanii. Niektórzy z nich są absolwentami prestiżowych angielskich szkół, inni zajmują wysokie stanowiska w międzynarodowych korporacjach, jeszcze inni wykonują słabo płatne prace. Niektórzy zajmują się pomocą rodakom, którzy nie radzą sobie z angielską rzeczywistością, a niektórzy z tej pomocy korzystają.
Smutny jest obraz roztaczany przez rozmówców Ewy Winnickiej. Opowiadają oni o trudnościach, samotności, braku akceptacji. Nawet z opowieści tych, którzy odnieśli mniejszy czy większy sukces zawodowy, przebija nutka żalu, rozgoryczenia czy nostalgii. Nie wiem, czy wynika to z realiów, w jakich żyją, czy też może jest to słynna polska skłonność do narzekania. Życie jest trudne i to niezależnie czy żyje się w Polsce czy wybiera się emigrację. Jednak z czasem w pamięci emigrantów zmienia się obraz opuszczonej ojczyzny, Widzą ją piękniejszą, lepszą, przyjaźniejszą. Rację ma jedna z rozmówczyń, która radzi osobom rozważającym wyjazd: "Jeśli w Polsce nie układa się z pracą i rodziną, to w innym kraju ułoży się jeszcze gorzej". Nie ma złotego środka, ani różdżki, która rozwiąże wszystkie problemy. Z pewnością nie jest nią też wyjazd z Polski. Trudno tu żyć, prawdopodobnie będzie jeszcze trudniej, jednak decyzja o emigracji powinna być dokładnie przemyślana. No i z całą pewnością warto uczyć się języków obcych.
Dobór rozmówców w "Angolach" nie do końca mi odpowiada. Mamy tu dwa bieguny - tych, którym się powiodło oraz tych z nizin społecznych. Znam wiele mieszkających zagranicą osób, które są dokładnie po środku. Mają stabilną pracę, zarabiają tak, że stać ich na zwyczajne, przeciętne życie. Są zadowoleni. Poza tym książka ta powinna stanowić lekturę obowiązkową dla wszystkich tych, którzy rozważają lub rozważać będą wyjazd z kraju. Nic nie jest tak proste i oczywiste. Tak, Polska nie daje nam wielu możliwości, jednak warto przemyśleć kierunek swojej podróży.

Ewa Winnicka, Angole, Wydawnictwa Czarne, 2014, str. 304
SzczecinCzyta.pl

środa, 1 kwietnia 2015

Stosik kwietniowy



Zimowy zastój mam już chyba z głowy. Mimo, że od wczoraj za oknem szaleją śnieżyce i wichury, to w sercu już wiosna. Odżyłam też książkowo. To od razu widać w moim stosie nabytków marcowych. Mam nadzieję, że niedługo i czytać będę więcej. Póki co gramatyka języka angielskiego. Alicja, która uczy mnie tego języka, jest zdania, że pownnam czytać głównie to. No, ale przecież tak się nie da. Dla roztywki przeplatam angielskie czasy biografią Hitlera. Od razu lepiej ;)
A co w stosidle? Najbardziej rzuca się w oczy właśnie ten Hilter. Volke Ullrich sam twierdzi, że nie wnosi nic nowego, jeśli chodzi o historię, ale też i jego cel jest inny. Chce on pokazać Fuhrera jako człowieka. Jego książka ma być obrazem złożonej osobowości, którą uwiódł Niemców. Czy mu się to udało? Przeczytamy, zobaczymy. Następnie mamy dwie książki z Wydawnictwa Czarne: "Droga do wyzwolenia" Lawrenca Wrighta oraz "Detroit" Charlie'ego Leduffa. Pierwsza z nich opowiada o scjentologach, druga zaś o upadku miasta, słynącego z przemysłu motoryzacyjnego. Kolejną książką w stosie jest "Ziarno prawdy" Zygmunta Miłoszewskiego. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora i chciałabym sama przekonać się, czy faktycznie są tak dobre. Niestety nie wiedziałam, że nie jest to pierwszy tom z serii o Teodorze Szackim. No trudno :) Dalej mamy dwie książki Alice Munro; "Dziewczeta i kobiety" i "Jawne tajemnice". Nawet jeśli niektórzy uważają, że książki nie powinny być sprzedawane z pietruszką, to akurat ja lubię kupić niespodziewanie książkę podczas zwykłych, codziennych zakupów. Ile to radości :)
Na koniec trzy ksiażki ze szczecińskiej pólki wymianowej; Roman Bratny "Kolumbowie rocznik 20", Wiesław Rogowski "Biały punkt" i Mika Waltari "Egipcjanin Sinuhe". 

Pozostaje mi życzyć Wam pięknych, wiosennych świąt i mnóstwa czasu na lekturę :)