books on my mind: Martin Sixsmith "Tajemnica Filomeny"

poniedziałek, 17 marca 2014

Martin Sixsmith "Tajemnica Filomeny"


Są historie, które wzruszają i poruszają nas do głębi. Opowiadają o stracie, bólu i miłości. O wyjątkowej niesprawiedliwości i niegodziwości. Taką opowieścią, jest historia Filomeny Lee - dziewczyny, która odważyła się kochać w nieodpowiednim czasie i okolicznościach. 
Filomena to młoda Irlandka, która w 1952 roku zakochała się w młodym, wysokim brunecie, pracowniku poczty w Limerick. Chłopak był dobry dla dziewczyny. Dbał o nią, był czuły. Naturalną koleją rzeczy w takich związkach jest poszukiwanie bliskości, także fizycznej. I stało się, Filomena zaszła w ciążę. To straszny wstyd dla rodziny, dlatego oddają kłopotliwą córkę pod opiekę sióstr zakonnych. Tam, dzień po dniu dziewczyna ma pokutować za swój straszny grzech. Stanowisko Kościoła w sprawie grzesznic jest jasne - są one zagrożeniem dla swoich dzieci. To wynaturzone grzesznice z deficytami moralnymi, a ich dzieci skazane są na porażkę i cierpienie. Dlatego Kościół decyduje się ratować maluchy - sprzedaje je za granicę w płatnych adopcjach. Nie sprawdza do kogo trafiają dzieci, zakon interesuje tylko suma zasilająca jego konto. I tak, po trzech latach od narodzenia syn Filomeny Anthony zostaje sprzedany amerykańskiemu małżeństwu o nazwisku Hess. 
Chłopiec nie jedzie do Ameryki sam, towarzyszy mu mała przyjaciółka z zakonu Mary. Dzieci mają szczęście, rodzina, do której trafiły jest porządna. Wprawdzie doktor Hess jest surowy i nieprzyjemny, to jednak jego żona Marge potrafiła stworzyć dzieciom ciepły, rodzinny dom. Nie potrafi jednak dać im jednego - tożsamości. Nie chce rozmawiać o ich biologicznych matkach. Tłumaczy dzieciom, że zostały oddane zaraz po urodzeniu. Imię Anthony'ego zmieniono na Michael. Nie pozostaje to bez wpływu na psychikę dorastających Irlandczyków. 
Michael jest bardzo zdolny. Obdarzony niezwykłą inteligencją i urokiem chłopak świetnie się uczy i bez trudu odnajduje się w amerykańskiej elicie politycznej. Robi błyskawiczną karierę i zostaje głównym doradcą prawnym przy Białym Domu. Jednak w życiu prywatnym wiedzie mu się znacznie gorzej. Wchodzi w kolejne homoseksualne związki, lubi przygodny seks i ciągle marzy o prawdziwej bliskości. Jego brak pewności siebie sprawia jednak, że niszczy wszystko, co dobre w jego życiu. ze strachu przed odrzuceniem, niszczy to, co udaje mu się zbudować. Do czasu.
Michaelowi całe życie towarzyszy pustka po stracie biologicznej matki. Dlatego postanawia ja odnaleźć. Nie wie jednak, że przyjdzie mu zderzyć się z murem nieprzejednanej niechęci ze strony zakonnic. Nie wzrusza je nawet fakt, że Michael jest chory na AIDS i zostało mu mało czasu. Dobrze, że godzą się na spełnienie jego ostatniego życzenia - mężczyzna chce być pochowany na przyklasztornym cmentarzu. 
Przeraża mnie bezduszność i okrucieństwo irlandzkiego Kościoła. Nie rozumiem dlaczego do słynnych pralni przyklasztornych trafiały tylko dziewczęta. Za grzesznice uważano także ofiary gwałtów. W pokucie za swój "grzech" musiały wykonywać pracę ponad siły. Wszystko to ku chwale Boga i bogactwa zakonu. Bezduszne prawo traktowało dzieci jako swoją własność. Zmuszało kobiety do podpisywania zrzeczenia się praw rodzicielskich. Często też fałszowano podpisy. Dzieci, jak towar, sprzedawano temu, kto dał więcej. Nie miało znaczenia czy była to porządna rodzina czy jacyś zwyrodnialcy. Dla zakonnic liczył się tylko zysk. 
Michael i Mary Hess mieli szczęście. Udało im sie trafić do porządnej rodziny. Wiele dzieci takiego szczęścia nie miało. Mimo tego ból biologicznej matki był ogromny. Nie udzielano jej żadnych informacji o jej dziecku. Zasłaniano się ochroną danych osobowych i wszędzie pokazywano wymuszony podpis na zrzeczeniu praw rodzicielskich. Nie umiem wyobrazić sobie bólu matki, której po trzech latach wychowywania odebrano dziecko. Okrucieństwo zakonnic jest dla mnie nie do pojęcia. 
Co do samej książki - jest to beletryzowany zapis śledztwa dziennikarza Martina Sixsmitha, do którego o pomoc zwróciła się Filomena. Pan Sixsmith nie ma zbyt lekkiego pióra i jego opowieść jest nieco kanciasta. Do tego książka w wersji oryginalnej  ma bardzo trafny tytuł ("The Lost Child of Philomena Lee"), jednak jego sens został całkowicie zagubiony w tłumaczeniu. Książka Sixsmitha nie opowiada o tajemnicy nieszczęsnej matki, a o jej zaginionym dziecku. 

Martin Sixsmith, Tajemnica Filomeny, Prószyński i S-ka, 2014, s. 504
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl

6 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę poznać historię Filmeny! i obejrzeć film z boską Judi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie taki miałam plan. Teraz koniecznie muszę zobaczyć film :)

      Usuń
  2. Obejrzałam film w ten weekend. Szokująca historia, byłam ZAŁAMANA tym, jak musiała przeżyć swoje życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ksiązki wynika, ze jej życie nie było złe, chociaż naznaczone piętnem utraconego dziecka.

      Usuń
  3. Szykuje się do obejrzenia filmu, chociaż książkę też z przyjemnością bym przeczytała

    OdpowiedzUsuń