Chyba już pisałam o tym, ze nie jestem fanką literatury kobiecej. Czytuję ją na tyle rzadko, że trudno mi porównywać powieści czy w miarę obiektywnie je oceniać - dla mnie w większości są one ckliwe i przewidywalne. Czasem jednak zdarza mi wziąć się za lekturę czegoś z tego nurtu. Jeśli książka mi się nie podoba, to bez wyrzutów sumienia porzucam ją na rzecz bardziej "mojej" tematyki. Czasem jednak trafiam na perełkę, którą nie tylko przeczytam do końca, ale robię to też z przyjemnością. Tak było z powieścią Barbary Mutch "Kolor jej serca" (chociaż przyznaję, że bardziej podoba mi się angielki tytuł: "The Housemaid's Daughter").
Cathleen i Adę dzieli wszystko. Pierwsza z kobiet jest Irlandką, która przybywa do Afryki i poślubia Edwarda Harringtona. Od zaręczyn do ślubu minęło pięć lat, podczas których narzeczeni się nie widzieli. Młodziutka mężatka zupełnie nie zna swojego męża. Zmiana otoczenia, poczucie wyobcowania źle wpływają na Cathleen. Pocieszenie znajduje ona w pisaniu pamiętnika. Z czasem znajduje bratnią duszę w czarnoskórej służącej Miriam. Nie zważając na podziały społeczne zaczyna uczyć jej córkę Adę gry na pianinie. Dziewczyna jest niezwykle utalentowana. Cathleen, zawiedziona własną samolubną córką, przelewa uczucia macierzyńskie na Adę. Wkłada wiele energii w edukację dziewczynki. Uczy ją nie tylko czytania, ale i miłości do literatury. Nie umiejąc całkowicie otworzyć swojego serca zapisuje w pamiętniku wszystko to, co chciałaby powiedzieć dziewczynie. Zostawiając swoje zapiski w widocznym miejscu przekazuje swojej podopiecznej wszystko to, czemu nie umie jej powiedzieć.
Ada wyrasta na piękną kobietę. Niestety los szykuje obu paniom straszną niespodziankę. Pewnego dnia Cathleen wraca z podróży i dowiaduje się, że Ada odeszła. Zrozpaczona kobieta nie może się z tym pogodzić. Rozpoczyna poszukiwania ukochanej podopiecznej. Nie wie, że Ada zaszła w ciążę. Wkrótce rodzi dziewczynkę. Jest ona mulatką, przez co odrzucają ją wszyscy - dla białych jest czarna, dla czarnych jej narodziny są wynikiem zdrady rasy. Ada będzie musiała stoczyć ciężką walkę o los swojego dziecka.
Całą opowieść poznajemy z perspektywy Ady. Całość przeplatana jest fragmentami dziennika Cathleen. Obie panie przedstawione są nieco nierealnie, zbyt idealnie i cukierkowo, przez co są nieco płaskie. Jednak w literaturze kobiecej nie odbieram tego jako wady. "Kolor jej serca" to wzruszająca opowieść o sile kobiecej przyjaźni, która przetrwa wszystko i tym jak ważne jest wsparcie, jakie otrzymujemy od najbliższych. Opowiedziana przez autorkę historia wzrusza i pozostawia nas z przemyśleniami. Nie tylko o zagmatwanych ludzkich losach, ale także o tym, jak systemy polityczne i uprzedzenia społeczne mogą na nie wpływać. Przecież to nie kolor skóry decyduje o tym, jakim człowiekiem jesteśmy.
"Kolor jej serca" to idealna lektura dla miłośniczek kobiecych tematów. Znaleźć można w niej wszystko, czego oczekuje się o tego typu literaturze, czyli wzruszenia. Łatwo jest polubić bohaterki i utożsamiać się z nimi. Dlatego nawet jeśli nie lubicie "babskich" książek, to może kiedyś dacie tej powieści szansę. Warto.
Barbara Mutch, Kolor jej serca, Wydawnictwo MUZA, 2014, s. 432
Całą opowieść poznajemy z perspektywy Ady. Całość przeplatana jest fragmentami dziennika Cathleen. Obie panie przedstawione są nieco nierealnie, zbyt idealnie i cukierkowo, przez co są nieco płaskie. Jednak w literaturze kobiecej nie odbieram tego jako wady. "Kolor jej serca" to wzruszająca opowieść o sile kobiecej przyjaźni, która przetrwa wszystko i tym jak ważne jest wsparcie, jakie otrzymujemy od najbliższych. Opowiedziana przez autorkę historia wzrusza i pozostawia nas z przemyśleniami. Nie tylko o zagmatwanych ludzkich losach, ale także o tym, jak systemy polityczne i uprzedzenia społeczne mogą na nie wpływać. Przecież to nie kolor skóry decyduje o tym, jakim człowiekiem jesteśmy.
"Kolor jej serca" to idealna lektura dla miłośniczek kobiecych tematów. Znaleźć można w niej wszystko, czego oczekuje się o tego typu literaturze, czyli wzruszenia. Łatwo jest polubić bohaterki i utożsamiać się z nimi. Dlatego nawet jeśli nie lubicie "babskich" książek, to może kiedyś dacie tej powieści szansę. Warto.
Z każdym kolejnym wpisem o tej książce mam na nią coraz większą ochotę :)
OdpowiedzUsuńTo czytaj, czytaj. I podziel się wrażeniami :)
UsuńKsiążkę czytałam jakiś czas temu i bardzo przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńBo to wzruszająca opowieść :)
UsuńTłumaczenie tytułu mnie rozwaliło :D Może kiedyś dam jej szansę i ją przeczytam...
OdpowiedzUsuńPrawda? Czasem zdumiewające są tytułowe decyzje wydawnictw :)
UsuńCo prawda nie przepadam za wyrażeniem "literatura kobieca", ale powieść przyciąga mnie bardzo :) Tylko teraz musisz mi jakoś wynaleźć lukę w czasoprzestrzeni, bo już sama nie wiem kiedy miałabym ją przeczytać :D Hm... A może zakupię na prezent niebawem? To potem wypożyczę z nadzieją, że przeczytam szybciej :D
OdpowiedzUsuńNo faktycznie, bardzo żałuję, że doba jest taka krótka :)
UsuńA wiesz, że ja w ogóle nie pomyślałam o tej książce w kontekście literatury kobiecej? I chyba dobrze, bo to określenie mnie do książek nieco zniechęca.
OdpowiedzUsuńMam najlepszy wyznacznik - jeśli książka podoba się mojej mamie, to z pewnością jest babska :D
UsuńA tak serio, to nie ograniczam literatury kobiecej do romansideł. No i faktycznie taka kwalifikacja może zniechęcać :)
Też nie jestem fanką kobiecej literatury:) Właśnie głównie ze względu na tą lukrową otoczkę, która zazwyczaj jej towarzyszy. Pomysł na książkę nawet ciekawy, ale tym razem chyba jednak odpuszczę..
OdpowiedzUsuńNic na siłę :)
Usuń