books on my mind: Dorothee Schmitz-Koster, Tristan Vankann "Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn"

środa, 12 listopada 2014

Dorothee Schmitz-Koster, Tristan Vankann "Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn"


W III Rzeszy popularny był żart, że prawdziwy Niemiec powinien być blondynem jak Hitler, być wysoki jak Goebbels i szczupły jak Goering. Mimo tych oczywistości, nazistowskie marzenie o rasie panów - jasnowłosych, błękitnookich, postawnych przedstawicielach rasy aryjskiej, przybrało kolosalne, a czasem wręcz groteskowe rozmiary. W imię czystości rasowej bezlitośnie przesiedlano, więziono i mordowano. Jednak plany nazistów nie ograniczały się do rugowania osób o nieczystej krwi, a również z rozmachem planowano zaludnianie Europy aryjczykami o nienagannym rodowodzie. W tym celu w 1936 powołano instytucję Lebensborn, a na jej czele stanął sam Heinrich Himmler. 
Wbrew plotkom domy Lebensborn nie były hodowlami idealnych przedstawicieli rasy. Było to miejsce, w którym niezamężne Niemki mogły dyskretnie urodzić dzieci swoim, najczęściej żonatym, kochankom. Przed przyjęciem przyszłej matki do instytucji starannie sprawdzano jej zgłoszenie. Analizowano pochodzenie i historię rodziny obojga rodziców. Nawet tak dokładna selekcja nie mogła wykluczyć chorób genetycznych i kalectwa. Z chorymi dziećmi system obchodził się nader okrutnie. 
Trudno powiedzieć ile dzieci urodziło się czy zmarło w domach Lebensborn. Domy miały własny urząd stanu cywilnego. Zapisy o narodzinach nie trafiały do oficjalnych, państwowych statystyk. Kiedy klęska Niemiec była już pewna, ewakuowano domy, a dokumentację najczęściej niszczono. Dzieci zostawały z matkami lub trafiały pod opiekę rodzin zastępczych. Często nie były świadome własnego pochodzenia. Odnalezienie informacji o miejscu urodzenia czy o rodzicach bywało bardzo trudne, a nawet często niemożliwe. Czy fakt urodzenia w Lebensbornie miał wpływ na życie "idealnych" dzieci? Czy był obciążeniem? Czy determinował? Na to pytanie postanowiła odpowiedzieć niemiecka pisarka i dziennikarka Dorothee Schmitz-Koster. Przez 17 lat poszukiwała ona dzieci Lebensbornu. Przeprowadziła wiele trudnych rozmów, poznała losy i historie ponad setki z nich. Z tych rozmów autorka wybrała dziewiętnaście. Niektórzy z nich wychowywali się z własnymi rodzicami, inni w rodzinach zastępczych. Poznajemy historie przymusowo zniemczanych dzieci z okupowanej Polski, Norwegii czy Słowacji. Dwudziestą opowieścią są losy rocznej Sigune Immy, która nie spełniała nazistowskich wymogów - była dotknięta zespołem Downa.
Mimo wygłaszanych przez Himmlera płomiennych odezw, w których nawoływał niezamężne kobiety do rodzenia dzieci dla Hitlera i Rzeszy, to w obyczajowości przedwojennych Niemców nie było miejsca na nieślubne dzieci. Domy Lebensborn z założenia mogły być idealnym rozwiązaniem dla kobiet, które wdały się w pozamałżeńskie romanse. W większości z przedstawianych historii, pochodzenie dzieci nie miało tła ideologicznego, a były owocem namiętności. Wiele matek opiekowało się swoimi dziećmi, inne planowały zabrać je z Lebensbornu, kiedy wyklaruje się ich sytuacja osobista. Niestety zdarzały się również kobiety, które z różnych przyczyn nie chciały swoich dzieci. Sama idea domów Lebensborn była rozwiązaniem dobrym dla kobiet. Dawała im szansę na urodzenie i wychowanie nieślubnych dzieci. Jednak ideologia wypaczyła słuszne założenia. Przy przyjęciach do domów panowała ostra rasowa selekcja, a dzieci chore czy słabsze były oddawane do placówek, które zamiast leczyć czy zapewniać opiekę, uśmiercały. Okazało się, że idealne dzieci idealnych rodziców niczym nie różniły się od innych. 
Dzieci Lebensbornu zmagają się ze swoją przeszłością. Oddawane czasowo  pod opiekę państwa, porzucone przez rodziców, przekazywane do rodzin zastępczych często było opóźnione rozwojowo, zmagały się z chorobami i cierpiały na różnego rodzaju zaburzenia. Niektóre z nich odcisnęły stały ślad na psychice tych ludzi. Czy jednak on traumą "nazistowskich zakładów hodowlanych", czy traumą domów dziecka? Na to pytanie każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam.

Dorothee Schmitz-Koster, Tristan Vankann, Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn, Prószyński Media, 2014, s. 432
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl

10 komentarzy:

  1. zachęciłaś mnie! muszę to przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Tej książki nie mogę przegapić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poświęcono ją zapomnianym dzieciom Lebensbornów. Faktycznie interesujace :)

      Usuń
  3. Ciekawa książka, to na pewno. Jak będę miała okazję to przyjrzę się jej blizej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuję się niezwykle zainteresowana... Koniecznie muszę przeczytać! Zaczynam się za nią natychmiast rozglądać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świeżynka, więc łatwo dostać ją w większości księgarni :)

      Usuń
  5. Dzięcięce losy w trakcie wojny są często szokujące. Bardzo chciałabym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo też losów powojennych. To równiez interesujace :)

      Usuń