Nie ma smutniejszego widoku, niż umierające miasto. Zamykane zakłady przemysłowe, pustoszejące budynki, rosnąca ilość umieszczanych w oknach informacji o mieszkaniach na sprzedaż, rosnące wskaźniki przestępczości. Szczególnie bolesne jest, kiedy powolne wymieranie dotyka naszego rodzinnego miasta.
Detroit było stolicą przemysłu samochodowego. To tu swoje fabryki miały amerykańskie koncerny. Duża ilość miejsc pracy przyciągała do miasta niezliczone rzesze przybyszów z różnych stron Ameryki i imigrantów. Sporą reprezentację mieli tu także Polacy, chętnie zatrudniani przy produkcji, lecz niezbyt chętnie przyjmowani wśród zamożniejszych, amerykańskich mieszkańców przedmieść.
Miasto dawało zatrudnienie i zapewniało byt, jednak jednocześnie szybko doszło tu do konfliktów na tle rasowym. W 1967 roku wybuchły tu zamieszki, które pochłonęły życie wielu osób oraz spowodowały wielkie straty ekonomiczne. Strach przez przemocą i przestępczością sprawił, że bogatsi mieszkańcy miasta izolowali się w podmiejskich dzielnicach, zaś przedsiębiorcy zamykali swoje firmy lub przenosili je w inne miejsca. Pociągnęło to za sobą wzrost bezrobocia i coraz większą biedę. Powoli, w pozornie niezauważalny sposób, do miasta wkroczyły korupcja, i niegospodarność. Niedofinansowane służby publiczne nie dawały sobie rady z rosnącą falą przestępstw, wandalizmem i pożarami. Miasto umierało.
Właśnie do takiego Detroit wrócił dziennikarz Charlie LeDuff. Opuścił miasto wiele lat temu. Zostawił za sobą wspomnienia dzieciństwa i rodzinne tragedie. Losy jego rodziny związane są z miastem w nierozerwalny sposób. Wraz z nim LeDuffowie przeżywali swoje wzloty i upadki. Teraz, po latach, Charlie chciał oddać hołd umierającemu miastu swojego dzieciństwa. Pożegnać miejsca, które mają dla niego szczególne znaczenie, zrozumieć co doprowadziło do upadku takiej potęgi przemysłowej. Dlaczego mieszkańcy barykadują się w swoich domach, a najciekawszą masową rozrywką stało się oglądanie płonących budynków. Dlaczego policja nie radzi sobie ze stale rosnąca liczbą morderstw i innych przestępstw. Dlaczego tak niewielu przestępców trafia tu przed oblicze sądu. Gdzie podziały się pieniądze z budżetu, przeznaczone na dofinansowanie jednostek strażackich. Przecież brak profesjonalnego sprzetu daje pewność, że wcześniej czy później wydarzy się tu wielka tragedia. Wszystko to stanowi dla Charlie'ego LeDuffa swoiste katharsis, podróż przez piekło, powrót do najbardziej bolesnych wydarzeń z przeszłosci. Rozmawiając z kolejnymi osobami, bardzo dostanie i bez rozmycia pokazuje nam, kto jest tu kim. Le Duff nie jest dyplomatą, nie chce nim być. U niego nie ma wybielania czy przemilczania. Wymienia ludzi z nazwiska i mówi o nich w do bólu szczery sposób. Dotyczy to osób, które codziennie przyczyniają się do agonii miasta, któremu miały służyć - polityków, burmistrza, radnych miejskich. U LeDuffa żałosna osoba, taką właśnie pozostaje. Za to ceni on osoby prawe, szczere i odważne. Relatywizuje ich uczynki, zawsze widzi szerszy kontekst.
Charlie LeDuff nie jest osobą przyjemną w obyciu. To szorstki mężczyzna o wielkim ego. Jednak z każdego jego słowa przebija miłość do miejsca, w którym się wychował oraz smutek, ból i rozczarowanie z powodu takiego jego końca. Często bezwzględna szczerość dziennikarza i wymienianie nazwisk rozmówców, w połączeniu z ich nie do końca oficjalnymi wypowiedziami, sprawiła wiele kłopotów, nawet osobom, które dziennikarz szanował, lubił i podziwiał. Jednak książka, którą napisał jest bardzo dobra, Detroit niewątpliwie jest symbolem Ameryki - nie jej pięknej strony, jaką zwykły pokazywać media, a jej drugiego, ciemnego oblicza.
Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 240, tłum. Iga Noszczyk
SzczecinCzyta.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz