W domu don Rigoberta i doñi Lukrecji kwitnie szczęście. Mimo, że
przyjaciółki ostrzegały ponętną czterdziestolatkę, że trudno jest porozumieć
się z pasierbem, to ich pesymistyczne prognozy zupełnie się nie sprawdziły.
Mały Fonsik, syn don Rigoberta z pierwszego małżeństwa ubóstwia swoją macochę. Całą
rodzinę poznajemy w dniu 40 urodziny Lukrecji. W prezencie od pasierba dostaje
ona laurkę z wyznaniami miłości. Wzruszona rozważa, jak szczęśliwą jest kobietą
- ma kochającego męża, wspaniałego pasierba, cudny dom. Po złych
doświadczeniach z pierwszego małżeństwa z wielką obawą wchodziła w kolejny
związek. Wszystkie jej obawy okazały się płonne. Ach jaka szczęśliwa jest doña Lukrecja.
Mario Vargas Llosa przewrotnie
prowadzi nas przez labirynt erotycznych uniesień i zabaw małżeństwa Rigoberta i
Lukrecji. Wszystko to okraszone jest mitologicznymi opowieściami, które
odgrywają w sypialni małżonkowie. "Nie zapytasz mnie kim dziś
jestem?". A fantazje się zmieniają. Odnoszą się do pasji Rigoberta -
malarstwa erotycznego. Oglądamy je jako kolejne obrazy - od dumy męża z powodu
urody żony, po podglądaną Dianę w kąpieli, igrającą z młodzieńcem Wenus, po
odrażającego potwora. Skupiony na swoim ciele mąż nie zauważa subtelnej zmiany
zachodzącej w żonie. Kiedy on zajmuje się toaletą, ona wpada w sidła
własnego rozbuchanego erotyzmu. Mimo ostrzeżeń służącej, leci do tragedii, jak
ćma do świecy.
Od jakiegoś czasu bardzo chciałam
przeczytać coś Llosa Mario Vargasa. Nie wiem, czy dobrze się stało, że zaczęłam
właśnie od "Pochwały macochy". Oczywiście rozumiem, że
najlepiej sprzedaje się seks, ale to co zafundował czytelnikom Vargas
przekracza moim zdaniem granice dobrego smaku. Trudną sztuką przy epatowaniu
erotyką jest uniknięcie szokowania za wszelką cenę. Gdzie jest granica pomiędzy
erotyką a pornografią? Gdzie przebiega cienka linia wynaturzenia?
Zawsze znajdą się koneserzy,
którzy będą uważali, że to co szokuje, to z pewnością jest sztuka. Właśnie dla
nich umieszczono w opisie słowa: "Nie czytaj tego!". Używając słów o
jej perwersyjności, o tym, że należy tę książkę spalić itd. odniesiono się do
najprymitywniejszych instynktów człowieka. Jestem przekonana, że szeroka masa
"intelektualistów" uzna tę książkę za dzieło wybitne tylko dlatego,
że jest perwersyjna. Tu przypomina mi się "wybitne dzieło" polskiej kinematografii "Szamanka", której celem było szokowanie na siłę i epatowanie perwersją. Niestety nie szła za tym żadna wartość artystyczna. I nawet to "dzieło" znalazło swoich fanów, którzy zachwycali się jej hiperintelektualnością i z góry patrzyli na tępą szarą masę, którą film ten zniesmaczał.
Nie znam pozostałych książek Mario Vargasa Llosy, więc trudno mi
stwierdzić, czy on to napisał serio, czy zwyczajnie kpi sobie z
przeintelektualizowanych czytelników. Nawet przewrotność, jaka zafundował nam
autor na końcu wydaje się być kpiną. Co jest prawdą, a co oszustwem? Czy
autor nas oszukuje? Czy dajemy się nabrać na jego piękne słowa?
Jak to dobrze, że "Pochwała
macochy"to tak krótka książka - dzięki temu dobrnęłam do zaskakującej pointy.
Gdyby nie to, to pewnie,porzuciłabym tę książkę z poczuciem niesmaku i nigdy już do Mario Vargasa Llosy nie wróciła. Po przeczytaniu "Pochwały macochy" w całości jest możliwość, że to nie jest ostatnia książka tego autora, którą przeczytałam.
MarioVargas Llosa , Pochwała
macochy, Znak, 2010
A mnie się podobała. Było w tym coś zaskakującego, momentami nawet niesmacznego. Ale sama konstrukcja i zakończenie - naprawdę niezłe :)
OdpowiedzUsuńNiesmaczna to ona była nie tylko czasami :D
UsuńA ja jakoś nie jestem do Llosy przekonana. Fakt przeczytałam tylko "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", ale tam właśnie ten przesadyzm, to 'przerotyzowanie', przerysowanie bohaterów odrzuciło mnie na tyle, że długo po jego ksiażki nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńChyba dam mu jeszcze jedną szansę, chociaż fakt, trudno traktować tych bohaterów poważnie
UsuńJestem pomiędzy tak i nie..., musiałabym się dłużej zastanowić czy faktycznie chcę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńTrudno wyrobić sobie swoją opinię bez przeczytania. Czytaj, czytaj
UsuńCzytałam "Ciotkę Julię i skrybę" i podobała mi się, a w planie mam jeszcze "Pantaleon i wizytantki". Llosa ma taki styl, żeby było kontrowersyjnie, czasami niesmacznie, ale nic nie robi do przesady.
OdpowiedzUsuńNo właśnie w tym przypadku obawiam się, ze do przesady :)
UsuńTrochę wyrafinowanej zmysłowości, hedonistycznej radości czerpanej ze sztuki, literatury, dobrego jedzenia, fizjologii, opiewania rozkoszy życia - i lud się od razu burzy ;PP.
OdpowiedzUsuńA tak serio - ja "Pochwały macochy" nie odbieram jako dzieła perwersyjnego. Raczej właśnie jako napisaną z humorem i dystansem, zmysłową pochwałę życia i jego rozkoszy. A że Llosa to mistrz pióra - to przyjemność obcowania z bogactwem jego literackich płodów tym większa :-).
PS. Laska na okładce ma stanowczo za mały tyłek... gdzie jej do wielkiego zadu Lukrecji ;PPP.
OdpowiedzUsuńZgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. ;-)
UsuńPrzeczytałam większość wydanych w Polsce książek Llosy i mogę dodać, że "Pochwała macochy" jest jednak dziełem dość specyficznym w jego dorobku, więc nie warto wyrabiać sobie o nim opinii li na podstawie tejże opowiastki.
Ze swej strony polecam "Pantaleona i wizytantki" - czytając, płakałam ze śmiechu i nie mogłam się nadziwić jego pomysłowym zabawom z formą.
Mila, tez plakalam przy Pantaleonie ;-))))))))))).
UsuńAle to znowu o seksie i podejrzewam, ze moze sie zaliczyc do perwersji, chlip ;-))).
Z tych nie o seksie, to bardzo polecam "Rozmowe w Katedrze" - nie jest to latwa ksiazka, ale bardzo warto ja przeczytac.
Potwierdzam, warto. ;-)
UsuńAbstrahując od tematu twórczości Llosy w ogóle, to wbrew autorowi zawsze wyobrażałam sobie Lukrecję jako piękną, wiotką, małą, słodką, tonącą w swetrach don Rigoberta kobietkę. Gdzie tam wielki zad! ;-)
A ja ją widzę, jako nie do końca rozumną kobietę i tak, z wielkim zadem :D
UsuńNie przepadam za książkami, w których za dużo jest seksu jako takiego, a jak sama piszesz, tu troszkę autor przegiął z tematem. Zatem mówię pass.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
W sumie słusznie :)
UsuńTej nie czytałam, za to miałam okazję zapoznać się z kontynuacją - Zeszytami Don Rigoberta i bardzo mi się podobały !
OdpowiedzUsuńDlatego ważne jest od czego zaczniesz znajomość. A niestety, pierwsze wrażenie robi się tylko raz.
Usuńprzeczytałam kilka pierwszych stron i sobie odpuściłam, może kiedyś wrócę do niej, ale sama nie wiem...
OdpowiedzUsuńNic na siłę
UsuńTeż już od jakiegoś czasu chcę się zapoznać z twórczością autora, ale cały czas coś mnie powstrzymuje. Czytałam już na kilku blogach o różnych jego książkach i cały czas nie jestem do końca przekonana do niego, ale też nie mówię mu definitywnie nie... :) Co do dużej ilości erotyzmu w książce, to generalnie nie przepadam, ale ok, pod warunkiem, że ma to jakieś artystyczne uzasadnienie i nie ma za cel jedynie szokowania. Tu, jak napisałaś, nie wygląda to najlepiej, więc chyba spasuję w przypadku tego tytułu, a na rozpoczęcie znajomości z autorem jeszcze zaczekam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTu nie ma. Tu seks jest bohaterem książki.
UsuńKsiążkę już od dawna mam w planach jednak jakoś ciągle nie mam czasu do niej sięgnąć. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń