Z twórczością Marii Nurowskiej zapoznaję się od niedawna i bardzo mi się to poznawanie podoba. Tym bardziej cieszy mnie ilość książek tej autorki, które jeszcze mam do przeczytania. "Listy miłości" poleciła mi teściowa mojego bardzo nieletniego dziecka. Powiedziała, że to najbardziej wzruszająca książka, jaką zna i przy okazji jej ulubiona. Czytała ją już wielokrotnie.
Nastoletnia Elżbieta Elsner jest w połowie Żydówką. Kiedy jej ojciec dostaje nakaz przeniesienia się do getta, Elżbieta decyduje się iść z nim. Niestety profesor filozofii nie ma żadnych praktycznych umiejętności pozwalających na przetrwanie w piekle. Kiedy współlokatorka proponuje Elżbiecie pracę prostytutki, zdesperowana dziewczyna godzi się na to. Jej młody wiek, jasne włosy, piękne oczy i niezwykły dystans do wykonywanego zajęcia czynią z niej wkrótce Żydowskiego Anioła Śmierci. Wkrótce zostaje protegowaną niemieckiego oficera. Mimo dobrej sytuacji finansowej budzi się w niej złość na ojca, który swoją bierną postawą popchnął ją w prostytucję. Jego milczenie bierze za przyzwolenie i akceptację. Nie może się z tym pogodzić. Jednak przy nim trwa. Kiedy ojciec umiera, już nic nie trzyma jej w gettowym burdelu. Esesman pomaga jej przejść na aryjską stronę i oferuje możliwość dostatniego życia. Jednak Elżbieta ucieka. Z dokumentami na nazwisko Krystyny Chylińskiej staje na progu mieszkania zupełnie obcej dla siebie osoby. Pani Korzecka przygarnia dziewczynę. Syn starszej pani jest żołnierzem, jej synowa została wysłana do obozu koncentracyjnego. Został jej tylko 5-letni wnuk Michał. Pani Korzecka przelewa na Elżbietę/Krystynę uczucia macierzyńskie. Kiedy starsza pani umiera, do domu wraca jej syn - dr Andrzej Korzecki. Między nim, a Krystyną wybucha wielka miłość. Krystyna wiele razy chce wyznać ukochanemu tajemnicę swojego pochodzenia. Okazuje się jednak, że Andrzej jest zagorzałym antysemitą. W tej sytuacji Krystyna postanawia milczeć. Jednak nikt nie może dusić w sobie tak wielkiej tajemnicy, dlatego kobieta decyduje się na pisanie do męża listów, w których zwierza mu się ze wszystkich swoich sekretów. Listów, który mąż nigdy ma nie przeczytać.
Czytając "Listy miłości" zastanawiałam się, czy potrafiłabym zbudować swoje życie na kłamstwie. Nie do końca rozumiem decyzje podejmowane przez Krystynę. Dla mnie miłość to szczerość i zaufanie. Czy można wierzyć w solidne podstawy związku, kiedy nasz partner tak naprawdę nic o nas nie wie, kiedy nie powiedzieliśmy mu o sobie ani słowa prawdy? Spirala oszustwa nakręca się i w końcu nie wiem, co w naszym życiu jest prawdziwe. Czy Andrzej kochał Krystynę, czy tylko jej obraz, jaki stworzył sobie w wyobraźni? Czy Krystyna kochała Andrzeja, skoro kłamała patrząc mu w oczy?. Które z uczuć były prawdziwe, a które nie? Do tego jedno kłamstwo nakręca kolejne. Przeszłość zawsze ma tendencję do upominania się o nas. Tak też było w przypadku Krystyny. Aby chronić starannie zbudowaną przez siebie iluzję świata musiała kłamać dalej i dalej. Jej przeszłość nie została zapomniana. Raz wypowiedziane kłamstwo, czy przemilczana prawda powodowały kolejne sytuacje - zdrady, oszustwo i poczucie zagubienia. Po kilku latach Krystyna już nie wiedziała kim naprawdę jest. Czy Elżbietą? Prawą dziewczyną, którą życie zmusiło do upodlenia, czy Krystyną, kochającą żoną pana doktora. Ta potrzeba uchwycenia czegoś prawdziwego była powodem kilku nieprzemyślanych, wręcz zdumiewających wyborów w życiu kobiety. A życie lubi równowagę.
Czy szkoda mi Krystyny? Nie jestem przekonana nawet do faktu, czy ją lubię. Jej życiowe wybory powodowały u mnie poczucie buntu. Nie mogłam się z nią identyfikować. Niemniej jednak trochę ją rozumiem i trochę jej współczuję. Nie z powodu sytuacji, w jakich się znalazła - w większości były one logicznym efektem podejmowanych przez nią działań, ale z powodu jej własnego strachu. Świetnie wiem, co miłość potrafi zrobić z człowiekiem, ale ona tak bardzo nie wierzyła w to, że ktoś może ją pokochać, że stworzyła fikcyjną postać, która miała być bardziej godna miłości, niż ona sama. Rozumiem lęk przed utratą ukochanej osoby, ale nie można pozbawić ukochanego wyboru okłamując go. Prawda zawsze wyjdzie na jaw i nie unikniemy konsekwencji. A jeśli ukochany odejdzie? Wtedy i tak możemy mieć pewność, że wcześniej, czy później by nas zostawił. Widać nie kochał nas, a wyobrażenie o nas. Bo prawdziwa miłość wytrzyma próbę prawdy. Bo kocha się nie za coś, a mimo wszystko. Wciąż w to wierzę.
"Listy miłości" to nie jest romansidło, ani opowieść o pięknej miłości. Maria Nurowska po raz kolejny każe swoim czytelnikom rozmyślać o naturze miłości i o człowieczeństwie, o prawdzie, zaufaniu i tożsamości. Bo czy nieidealni ludzie mogą kochać idealnie? Życie to nie bajka, nic w nim nie jest proste. Polecam ją do przeczytania nie tylko w walentynkowy wieczór.
Maria Nurowska, Listy miłości, Wydawnictwo WAB, 2012
a właśnie sobie tą książkę wypożyczyłam parę dni temu ;-)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń. Koniecznie napisz :)
UsuńTo przeczytaj jeszcze "Hiszpańskie oczy". Tam jest pokazany inny rodzaj miłości i skoro książki Nurowskiej przypadły Ci do gustu to ta też powinna Ci się spodobać.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam opis i bardzo chętnie ją przeczytam. Dziękuję :)
UsuńInteresujące, bardzo podoba mi się koncepcja książki. No i nieszablonowe pokazanie uczucia.
OdpowiedzUsuńWalentynki zobowiązują ;)
UsuńKurczę... A mnie się w ogóle ta książka nie spodobała, byłam nią naprawdę zawiedziona... No cóż...
OdpowiedzUsuńPolecam serdecznie "Miłośnicę" i "Rosyjskiego kochanka":)
Pozdrawiam:)
Z całą pewnością spróbuję :)
UsuńNurowskiej nie czytałam już całe wieki! pewnie się skuszę:)
OdpowiedzUsuńSkuś się, skuś :)
Usuńspecjalnie nie czytałam Twojej opinii na temat tej książki, ale zgadzam się z Twoimi słowami, w pewnym momencie bohaterka zaczęła mnie strasznie drażnić,
OdpowiedzUsuńprzeczytałam 2 pod rzad książkę Nurowskiej i jakoś takie oczywiste w Jej książkach jest, że jest sobie kobieta zagubiona, są adoratorzy, jakaś choroba, ma półeczce leżą jeszcze 2 Jej książki, ciekawe czy będą tak samo oczywiste
kiedyś czytałam już listy, ale zupełnie ich nie pamiętam,
OdpowiedzUsuńchyba będę musiała je sobie odświeżyć.
Zaczęłam czytać, jestem ciekawa moich końcowych wrażeń ;)
OdpowiedzUsuń