Są czasem takie książki, z którymi od pierwszego wejrzenia łączy nas jakaś więź. Od pierwszego spojrzenia na okładkę, wiemy, że musimy ją przeczytać. Do tej miłości nie jest potrzebny nawet okładkowy opis od wydawcy. Wiemy i już. Z powieścią "Wyznaję" połączyła mnie taka właśnie magiczna więź. Ale z książkami jest jak z ludźmi - czasem zauroczenie mija i zostaje wielkie nic, a czasem pierwsza chemia zamienia się w coś trwałego. A jak było w tym przypadku?
Trudno jest opisać fabułę tej książki. Jest to zapis wspomnień umierającego Adriana Ardevola. Choroba niszczy jego mózg, a prawdziwe wspomnienia mieszają się z fantazją. Adrian jest genialnym lingwistą, zna wiele języków, jest fenomenalnym filozofem, historykiem, wszechstronnym humanistą, muzykiem, pisarzem. Jako dziecko nie zaznał miłości. Zdystansowana matka i wiecznie podążający za kolejnymi zabytkami ojciec - właściciel antykwariatu, nie okazywali mu uczuć. Dla rodziców był tylko kolejnym eksponatem w kolekcji. W domu rodzinnym Adriana nie było miłości ani ciepła, były za to piękne przedmioty. To one stanowiły personifikację wszelkich uczuć. Najpiękniejszym z nich były wspaniałe, zabytkowe skrzypce, noszące własne imię Vial. Skrzypce te stanowiły przedmiot pożądania. Kiedy się na nich grało, dawały szczęście, ale potrafiły też przynieść śmierć.
W takim właśnie świecie dorastał Adrian. Nic nie czuł do matki i bardzo chciał być inny, niż jego owładnięty pasją zdobywania cennych zabytków ojciec. Z czasem jednak ta niechciana miłość, ta pasja wyszukiwania, zdobywania dotyka i jego. Staje się jego nałogiem. Miłość do przedmiotów momentami jest silniejsza niż przyjaźń, czy nawet miłość do ukochanej Sary.
"Wyznaję" ma być wiernym zapisem wspomnień chorego na chorobę Alzheimera człowieka. Narracja cały czas się zmienia - raz jest pierwszoosobowa, raz trzecioosobowa. Opowiadane historie mieszają się ze sobą, zmieniają się bohaterowie. Inkwizytor zmienia się w faszystowskiego lekarza, zakon w obóz koncentracyjny. Zdania urywają się w połowie, nie są zakończone wielokropkiem. Brak tu chronologii, zdarzenia mieszają się ze sobą. Początkowo trudno jest znaleźć w tym chaosie jakiś sens. Jednak nadchodzi moment, kiedy wszystkie klocki wskakują na swoje miejsce. Nagle wszystko staje się jasne i klarowne.
Czy mogę powiedzieć, że ta powieść mnie zachwyciła? Nie do końca. Brak jej czegoś. Czuję się trochę rozczarowana. Oczywiście, przeczytałam ją z przyjemnością, jednak z mojego zauroczenia nic dalej nie będzie. Myślę, że nie będę do niej wracała. Chociaż jest w niej coś, co mnie urzekło - proces Stwarzania Świata. Coś niesamowitego. Bardzo chciałabym móc w moim mieszkaniu zrobić coś takiego. Niestety, mój metraż pozwoliłby mi stworzyć jedynie Australię.
No dobrze, to podsumowując - "Wyznaję" to książka przyjemna dla oka i miła lektura. Czy dzieło wyjątkowe? Według mnie nie. Czy warto ją przeczytać? Tak, dla samej przyjemności lektury. Jeśli jednak zastanawiacie się, czy ją kupić, czy poczekać na bibliotekę, to radzę poczekajcie ;)
W takim właśnie świecie dorastał Adrian. Nic nie czuł do matki i bardzo chciał być inny, niż jego owładnięty pasją zdobywania cennych zabytków ojciec. Z czasem jednak ta niechciana miłość, ta pasja wyszukiwania, zdobywania dotyka i jego. Staje się jego nałogiem. Miłość do przedmiotów momentami jest silniejsza niż przyjaźń, czy nawet miłość do ukochanej Sary.
"Wyznaję" ma być wiernym zapisem wspomnień chorego na chorobę Alzheimera człowieka. Narracja cały czas się zmienia - raz jest pierwszoosobowa, raz trzecioosobowa. Opowiadane historie mieszają się ze sobą, zmieniają się bohaterowie. Inkwizytor zmienia się w faszystowskiego lekarza, zakon w obóz koncentracyjny. Zdania urywają się w połowie, nie są zakończone wielokropkiem. Brak tu chronologii, zdarzenia mieszają się ze sobą. Początkowo trudno jest znaleźć w tym chaosie jakiś sens. Jednak nadchodzi moment, kiedy wszystkie klocki wskakują na swoje miejsce. Nagle wszystko staje się jasne i klarowne.
Czy mogę powiedzieć, że ta powieść mnie zachwyciła? Nie do końca. Brak jej czegoś. Czuję się trochę rozczarowana. Oczywiście, przeczytałam ją z przyjemnością, jednak z mojego zauroczenia nic dalej nie będzie. Myślę, że nie będę do niej wracała. Chociaż jest w niej coś, co mnie urzekło - proces Stwarzania Świata. Coś niesamowitego. Bardzo chciałabym móc w moim mieszkaniu zrobić coś takiego. Niestety, mój metraż pozwoliłby mi stworzyć jedynie Australię.
No dobrze, to podsumowując - "Wyznaję" to książka przyjemna dla oka i miła lektura. Czy dzieło wyjątkowe? Według mnie nie. Czy warto ją przeczytać? Tak, dla samej przyjemności lektury. Jeśli jednak zastanawiacie się, czy ją kupić, czy poczekać na bibliotekę, to radzę poczekajcie ;)
Hmm, Twoja recenzja niestety troszkę mnie rozczarowała, już wyjaśniam dlaczego. "Wyznaję" mam od jakiegoś czasu na półce, ale właśnie dlatego, że myślałam, że jest to dzieło wyjątkowe, zwlekam z jego przeczytaniem na bardziej odpowiedni czas, kiedy będę miała dużo wolnego czasu, możliwość maksymalnego skupienia i w ogóle nastrój na taką książkę. Jestem przed przeczytaniem tej powieści i jednak mimo Twojej opinii, ja nadal mam nadzieję, że uznam to dzieło za wyjątkowe i że będę do niego powracać nie raz. Przyznam, że dotychczas spotkałam się jedynie z bardzo, bardzo pochlebnymi recenzjami tej książki i jestem nieco zdziwiona tym co przeczytałam tutaj. Jedno jest pewne- nie przekonam się, dopóki nie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tym Stwarzaniem Świat, cóż to może dokładnie być?... :-)
To jest bardzo dobra książka. Zabrakło mi w niej czegoś wyjątkowego, czegoś, co rzuci mnie na kolana i sprawi, że będę o niej myślała jeszcze długo po zakończeniu lektury. Tego niestety w niej nie znalazłam.
UsuńJestem ciekawa Twoich wrażeń. Koniecznie się nimi podziel :)
A co do Stworzenia Świata, to podpowiem, że dotyczy to książek ;)
Dzięki, że napisałaś o tym "poczekaniu na bibliotekę", bo ta książka do tanich nie należy, a bardzo chciałabym ją przeczytać. Nie kupiłam do tej pory, bo czekam na jakąś okazję. A recenzje, które czytałam do tej pory, to same megapozytywy :-)
OdpowiedzUsuńPodobno była jakaś wielka promocja, ale nie trafiłam na nią. Poczekaj, przekonasz się, czy warto inwestować :)
UsuńTo ja jednak poczekam na egzemplarz biblioteczny. Okładka tej książki mnie intryguje, ale sama fabuła już mniej.
OdpowiedzUsuńOkładka jest przepiękna. Można kupić książkę dla samej przyjemności patrzenia na tę okładkę :)
UsuńJa, podobnie jak Perry, zwlekam bo chciałam odwlec przyjemność czytania tej książki najdłużej jak się da. Twoja recenzja nieco mnie zasmuciła, ale i tak dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńDaj znać, jak Ci się podobało :)
UsuńZetknęłam się z tą książką i zastanawiam się, czy po nią sięgnąć. Opis nie bardzo mnie przekonuje, mimo wszystko lubię trochę inną literaturę.
OdpowiedzUsuńNic na siłę. Czytanie ma być przyjemnością :)
UsuńJa właśnie czekam, ale troszkę mi zapał osłabł po Twojej recenzji, spodziewałam się jednak lepszej lektury.
OdpowiedzUsuńBez wątpienia jest to dobra lektura. Dla mnie nie jest zachwycająca. I tyle :)
UsuńWłaśnie nie jestem przekonana do tej książki, chociaż wiele osób ją poleca. Odstrasza mnie chaos, obawiam się tych mieszających się światów, po prostu chyba nie odnajdę się w tej historii.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo jest trudno, ale ten chaos szybko staje się ogarnialny :)
UsuńDobrze, że napisałaś o tym czekaniu na bibliotekę, bo w supermarkecie spożywczym wciąż natykam się na tę książkę. Nic nie wiem, bo nie śledzę nowości, a okładka przyciąga wzrok. No, to poczekam!:)
OdpowiedzUsuńO, a w którym? Uwielbiam promocje z Biedronki :D
Usuń
OdpowiedzUsuńRównież odwlekam moment, w którym sięgnę po tę książkę. Chyba podobnie jak Dosiak boje się, że się pogubię, że będzie to lektura nie do końca dla mnie zrozumiała. Wydaje mi się, że z tego typu książką trzeba przysiąść na dłużej, w ciszy i spokoju, a nie tak, jak ja większość książek czytam w biegu.
Wiem jednak, że ten moment nadejdzie i na pewno "Wyznaję" przeczytam:)