Lato to czas kryminałów. Wiadomo, że mistrzami tego gatunku są Skandynawowie. Bardzo cieszę się, że ostatnio Polska nie zostaje w tej dziedzinie z tyłu. Na rynku pojawia się coraz więcej rodzimych produkcji. Jedną z nich jest powieść "Limeryki zbrodni" Janusza Miki
W beligijskim miasteczku w Brugii zamordowany zostaje starszy pan. Wkrótce w podobny sposób ginie inny staruszek - tym razem w Polsce. Przy obu panach znaleziono kartki z limerykami. Oba morderstwa nie mają tła rabunkowego, a wyglądają na likwidację. Tym bardziej, że obaj panowie mają wspólną mroczną przeszłość. Powodów, dla których owi panowie mogli zginąć jest mnóstwo. Osób, które mogłyby chcieć ich śmierci - równie wiele. Jak spośród tylu podejrzanych wytypować sprawcę? Zadanie to przypadnie policji i jednemu sprytnemu dziennikarzowi - Kornelowi Rączemu. Pan Kornel, oprócz rozwiązywania zagadki morderstwa, ma też do wyjaśnienia kilka spraw rodzinnych. Czy uda mu się podgodzić te dwie sprawy? Czy znajdzie zabójcę?
Muszę przyznać, że mam dość mieszane uczucia, co do książki. Jest dość cienka, a jej pierwsza połowa to skomplikowane zawiązywanie akcji. Poznajemy mnóstwo postaci wraz z ich otoczeniem, każda z nich ma mieć znaczenie w śledztwie. Początkowo dość trudno się w nich połapać. Kiedy w połowie książki akcja w końcu rusza z miejsca, robi się bardzo ciekawie. Wydarzenia pędzą, aż do rozczarowujacego zakończenia. Wygląda to tak, jakby autor nie miał pomysłu na wybrnięcie ze swojej własnej intrygi. Do tego zmiana podjerzanego przeprowadzona jest dość hmm.. topornie. Taka ilość rozpoczętych watków i postaci byłaby lepsza przy dłuższym tekście. Rozumiem, że Janusz Mika chciał zbudować swoją powieść na wzór limeryka, jednak ten zabieg również do mnie nie trafił. Trudno mi również zrozumieć tak ogromną niechęć do komunistów, jaką w "Limerykach.." prezentują stosunkowo młodzi bohaterowie. Samo zakończenie jest nieprawdopodobne i wydumane.
Teraz plusy - bardzo podobał mi się język, jakim napisane są "Limeryki zbrodni".Myślę, że tę powieść warto przeczytać nawet dla tego języka. To wielka odmiana po zalewie kiepskich pod tym względem książek. Bohaterowie mówią w ładny sposób i trzeba też przyznać, że wszyscy słuchają również dobrej muzyki. W tekście czuje się ogromną milość autora do krakowskiej Krowodrzy. Podoba mi się sposób, w jaki autor nakreślił tę dzielnicę. I to wszystko razem tworzy bardzo estetyczną i sympatyczną całość.
Czy warto czytać "Limeryki zbroni"? Myślę, że to świetna powieść na plażę i do pociągu. Lektura jest lekka i przyjemna, momentami zabawna. Nie widzę tu jednak zapowiadanego na okładce intelektualnego wyzwania. Jeśli jednak oczekujemy kryminalnej rozrywki - to jest to odpowiedni wybór.
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl
Jak mam smutasa, wchodzę na Twój blog i widzę uśmiechnięte oczy! Bajka!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mi miło :)
UsuńNiestety tym razem się nie skuszę. Nie lubię niedopracowanych zakończeń, więc pewnie zirytowałaby mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńMogłoby tak być. Jednak jestem zdania, ze warto próbować :)
UsuńA ja tą powieść przeczytam! Bo ją mam ;)
OdpowiedzUsuńA że książka niedopracowana? No cóż, w końcu to debiut, może się zdarzyć :)
No tak, ale bywają też fenialne debiuty :)
Usuń