books on my mind: Charles Bowden "Mordercze miasto. Meksykańskie lekcje umarłych"

poniedziałek, 3 lutego 2014

Charles Bowden "Mordercze miasto. Meksykańskie lekcje umarłych"


Meksykańskie miasto Juarez kojarzyło mi się z tajemniczymi zaginięciami młodych kobiet. Pamiętam, że kiedyś oglądałam program telewizyjny na ten temat. Był też film z Jennifer Lopez. Zaczynając lekturę, mogłam spodziewać się co mnie czeka. Jednak Charles Bowden zabrał mnie do piekła. Pokazał mi miejsce, które jest niczym najgorszy koszmar. Miejsce, gdzie życie ludzkie nie ma żadnej wartości, gdzie liczą się tylko pieniądze i władza. 
Miasto Ciudad Juarez leży przy granicy amerykańskiej. Jest miejscem urzędowania wielkich karteli narkotykowych i kilkuset mniejszych gangów. Oficjalne statystyki podają, ze miasto ma ok. 1,2 mln mieszkańców. Jednak w rzeczywistości jest ich ponad 2 mln. Wśród nich mordercy - według szacunkowych wyliczeń autora jest ich ok. 5000. 5000 uzbrojonych po uszy, żądnych mordu bestii. Każdy dzień w tym mieście przynosi kolejne ofiary. W 2009 roku było ich 2600. Statystyki miesięczne mówią o tym, ze na ulicach zabijanych jest od 50 do 300 osób miesięcznie. To daje 28% morderstw całego Meksyku. Kiedyś najczęstszą przyczyną śmierci w tym mieście był zawał serca, teraz jest to morderstwo. 
Prezydent, widząc krytyczną sytuację Juarez zadecydował o wprowadzeniu do miasta armii. Nikt nie spodziewał się, że będzie to miało dla mieszkańców tragiczne skutki. Teraz w mieście mordują wszyscy - kartele, gangi i policja. Jednak najgorsze jest wojsko. Żołnierze są zupełnie bezkarni. Zabijają, torturują, porywają, gwałcą. Jeśli przychodzi po ciebie wojsko, to nie możesz mieć żadnej nadziei. Armia zabija także policjantów. Zatrzymuje patrole - mężczyzn torturuje, a policjantki gwałci. I nikomu nie wolno oficjalnie o tym mówić. Tu kulkę możesz dostać za nieodpowiednie zdjęcie, za krytykę wobec władz, za mówienie o wszechobecnej korupcji. Dziennikarze, aby przeżyć, biorą łapówki i udają, że nic się nie dzieje. A najgorsze jest to, że nie mogą oni dostać nawet azylu w sąsiednich Stanach Zjednoczonych. Dlaczego? Dlatego, że Juarez jest głównym punktem przerzutowym narkotyków. Większość polityków ma w tym biznesie swoje udziały. Armia meksykańska jest szczodrze wspierana finansowo przez rząd amerykański. Wszystko to dzieje się pod płaszczykiem prawa. 
Ta ogromna ilość morderstw to tylko liczby. Jednak za każdą z nich kryją się ludzkie dramaty. Bowden walczy o pamięć o zamordowanych. Chce nadać twarz także bezimiennym ciałom, odnalezionym na pustyni czy w tzw. domach śmierci. Opowieść swoją oparł na trzech osobach - szalonej miss Sinaloa, martwym dziennikarzu i artyście zabijania. Każde z nich snuje swoją historię, a w tle, jak apel umarłych, przewijają się kolejni zabici. Autor przedstawia nam te historie w poetycki, złagodzony sposób, jednak całość jest bardzo drastyczna. Dla mnie to był ogromny szok. Nie wiem dlaczego ludzie chcą nadal mieszkać w tym mieście. Nie ma tam świętości ani tabu. Nikt nie może się czuć bezpiecznie. Nie chronią ani pieniądze, ani władza, ani pozycja. Nie chroni szaleństwo, ani choroba. Nie ma względów dla kobiet i dzieci. Na łaskę nie może liczyć ani ksiądz, ani miejscowy autorytet. Policja nie przyjeżdża na wezwanie - boi się opuszczać posterunek. Jeśli ranna ofiara trafia do szpitala, to morderca z pewnością ją tam znajdzie i dobije. W Juarez ludzie boją się chodzić na pogrzeby zamordowanych, bo mogą być kolejni na liście. Do drzwi posterunku przypinana jest lista funkcjonariusz do zabicia z podziękowaniem za cierpliwe czekanie. 
"Mordercze miasto" to trudna lektura. Poetycki język Bowdena kłóci się z drastyczną treścią. Czytając miałam wrażenie, że "pochód" umarłych nie ma końca. Książkę uzupełnia 100 stron wycinków z miejscowych gazet. Są to wzmianki o morderstwach, informacje o stanie bezpieczeństwa mieszkańców i oficjalne dane. Autor wspomina, że wszystkie zebrane wycinki zajęły 1500 stron. Dokumentowały one karnawał śmierci w Juarez. W mieście, gdzie śmierć jest codziennością, w przedsionku piekieł, gdzie rządzi diabeł. 

Charles Bowden, Mordercze miasto. Meksykańskie lekcje umarłych, Wydawnictwo Replika, 2010, s. 360
Recenzja dla SzczecinCzyta.pl

14 komentarzy:

  1. Muszę zdecydowanie zainteresować się tą książką. Tymczasem chciałam poinformować Cię, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Zapraszam do zabawy http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/02/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężki temat. Nie jestem pewna, czy jestem na niego gotowa. Ale na pewno warto znać takie książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej, że mało się o tym pisze. Owszem, o morderstwach kobiet owszem, ale przedstawiane jest to jako straszna ciekawostka. A w tym mieście żyją ludzie. Chodzą do pracy, odprowadzaja dzieci do szkoły. To ich piekło, jak najbardziej realne.

      Usuń
  3. Staram się nie czytac takich książek, nie lubie się denerwować czyms, co jest daleko i na co nie mam najmniejszego wpływu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że w Meksyku jest źle, ale nie przypuszczałam, że aż tak! To, o czym napisałaś, jawi się jako najgorszy koszmar. Postaram się przeczytać, chociaż nie wiem czy dam radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam zaszokowana. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Nie wiem, jak mozna tam żyć.

      Usuń
  5. O rany!... Chciałoby się, żeby to, o czym napisałaś, było fikcją, ale to reportaż... Nie wiedziałam, że jest tam aż tak źle.
    Nie podoba mi się okładka. Intensywnie czerwone litery pasowałyby raczej do ociekającego krwią kryminału, a nie do lit.faktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poniekąd jest to ocekający krwią kryminał - niestety tym bardziej przerażający,że prawdziwy.

      Usuń
  6. Ojej, przerażające i szokujące, ale chętnie bym przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, zaraz zapoznam się z zasadami. Chętnie wzięłabym udział w wyzwaniach, tylko boję się swojego braku dyscypliny :)

    OdpowiedzUsuń