Jestem fanką serialu "True blood". Bardzo lubię Sookie Stackhouse, ale najbardziej kocham oczywiście Aleksandra Skarsgarda. Bardzo podoba mi się takie małomiasteczkowe życie i bardzo chętnie zamieszkałabym w Luizjanie. Po obejrzeniu serialu czułam pewien niedosyt (oraz ciekawa byłam, jak potoczy się wątek Sookie-Eric), dlatego wzięłam się za czytanie książek Charlain Harris. Przebrnęłam przez cztery, ale dalej już nie mogłam. Książki były tak fatalne, że twórcom z HBO należy się nagroda Nobla, za zrobienie z nich tak ciekawego serialu. Mimo tego uprzedzenia postanowiłam, że dam pani Harris jeszcze jedną szansę. Padło na "Prawdziwe morderstwa". Jest to pierwsza część cyklu o Aurorze Teagarden.
Aurora jest skromną bibliotekarką w Lawrenceton w Georgii. Dziewczyna jest całkowitym przeciwieństwem swojej obdarzonej charyzmą matki - miejscowej bizneswoman. Malutka, ciemnowłosa Roe, z całą świadomością wybrała sobie pracę bibliotekarki, wraz z jej stereotypowym wizerunkiem. Rolę swoją odgrywa ją z dbałością o szczegóły. Nosi odpowiednie ubrania, odpowiednio się czesze, prowadzi uporządkowane, nudne życie. Jej jedyną rozrywką są piątkowe spotkania klubu "Prawdziwe morderstwa". Jego członkowie spotykają się i rozkładają na czynniki pierwsze dawne zbrodnie. Oceniają materiał dowodowy, snują hipotezy i teorie dotyczące winy, bądź niewinności podejrzanych. Spotkania klubu byłyby całkiem niewinną rozrywką, gdyby podczas pewnego piątkowego wieczoru ktoś nie zabił Mammie Wright. Wydarzenie to zapoczątkowało serię morderstw wzorowanych na omawianych przez klub sprawach. W obawie o swoje życie Roe zaczyna poszukiwanie mordercy. Pomagają jej w tym urzekający słynny pisarz, który właśnie sprowadził się do miasteczka oraz trochę mrukowaty oficer miejscowej policji.
Książkę "Prawdziwe morderstwa", a przeciwieństwie do serii o Sookie, do się przeczytać. Nie sposób nie zauważyć, że Charlaine Harris w obu tych seriach korzysta z tego samego schematu - niewinne, malutkie, skromne dziewczę (najlepiej dziewica) i dwóch mężczyzn rywalizujących o jej względy. Jeden z panów koniecznie musi być wysokim światowcem, drugi stanowi jego przeciwieństwo. W obu seriach pani Harris dużo uwagi poświęca toalecie i garderobie swoich bohaterek. Aurora, w przeciwieństwie do Sookie wydaje się być ciut dojrzalsza w kwestiach damsko-męskich.
Zagadka, którą zaserwowała nam Charlaine Harris nie jest zbyt skomplikowana. Dość szybko można zorientować się, kto jest mordercą. Niemniej jednak książkę czyta się sympatycznie (i bardzo szybko). Bardzo podoba mi się klimat Lawrenceton i biblioteka, w której pracuje Aurora. Książki Harris mają jedną zaletę - ich akcja dzieje się w cudnych miejscach. Nie jest to lektura ani wysmakowana, ani ambitna, ani specjalnie dobra, ale można z nią całkiem przyjemnie spędzić niedzielne leniwe popołudnie.
Mam na półce tej autorki "Czyste szaleństwo" - jak mi się spodoba, to sięgnę i po inne jej książki :)
OdpowiedzUsuńNo to czytaj, ciekawa jestem, jak Ci się spodobają :)
UsuńSama nie wiem... moze kiedys, jak ksiazka na mnie napadnie z bibliotecznej polki ;-))).
OdpowiedzUsuńTo może się zdarzyć, książki bywają podstępne ;)
Usuńmiałam wielką ochotę na tę książkę, odkąd Replika wystawiła ją w zapowiedziach
OdpowiedzUsuńpotem poczytałam recenzje i dużo słów krytyki było na jej temat
obecnie nie wiem, czy po nią sięgnę
Z drugiej strony jest coś fajnego w tej komiksowatej okładce ;)
UsuńPowieści tej pani wydają mi się bardzo schematyczne, mało w tym świeżości... Może kiedyś się przekonam, ale wątpię :)
OdpowiedzUsuńDołączam do obserwatorów bloga :)
Te dwie serie z pewnością mają podobny szkielet. Nie ma co na siłę czytać, bo w sumie nie ma po co ;)
UsuńMiło mi, że dołączyłaś :)
Na mojej półce czekają cztery książki pani Harris, które chcę przeczytać. Chociaż w oryginale były wydane lata temu to nadal są aktualne i bardzo dobrze się je czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A właśnie, słyszałam taką opinię, że w oryginale to są całkiem fajne książki. Podobno tracą w tłumaczeniu.
Usuń