Jako nastolatka pasjami zaczytywałam się horrorami. Uwielbiałam się bać. Wprawdzie miłość do horrorów odeszła już dawno w zapomnienie, ale do tej pory mam słabość do thrillerów i innych takich dziwadeł. Ale nawet teraz, kiedy mam ochotę na jakąś lekką lekturę, to biorę sobie z bibliotecznej półki jakiś lekkostrawny horror. Tym razem padło na - jak głosi okładka - brytyjskiego mistrza gatunku - Jamesa Herberta.
"Nawiedzony" zapowiadał się interesująco. Zmęczony życiem, sceptyczny profesor David Ash w dzieciństwie przeżył traumę. Kiedy dorósł swoje zawodowe życie poświęcił na udowadnianie, że duchy nie istnieją i na demaskowanie fałszywych mediów i spirytystów. Pewnego dnia przyjmuje zlecenie od pewnej starszej pani, która twierdzi, że jej dom jest nawiedzony. David Ash wyrusza w podróż do odległego Edbrook House.
Teoretycznie "Nawiedzonemu" niczego nie brakuje. Jest tu nadużywający alkoholu, niezwykle inteligentny profesor, jest wielkie, opuszczone domostwo, stojące w opuszczonej, zalesionej okolicy, jest zastraszona cioteczka i oczywiście piękna siostrzenica Christina, jest też tajemnica rodzinna. Mimo, że mamy wszystkie te elementy, to nie składają się one w nic ciekawego. "Nawiedzony" napisany jest chaotycznie, trudno nadążyć za skokami w czasie, jakie funduje nam autor. Część retrospektyw jest zupełnie zbędna i wyglądają jak zapychacze miejsca. Książka jest cieniutka, w sumie spokojnie można było ją skrócić do opowiadania. Do tego, mimo iż bardzo się starałam, to nie przestraszyłam się ani trochę. Rozwiązanie zagadki rodziny Mariell znałam już po pierwszych 20 stronach. Książka ta wygląda, jakby była szkicem do scenariusza filmowego (książka ta z resztą została zekranizowana - mam nadzieję, że z lepszym skutkiem).
Przyznaję, że "Nawiedzony" znudził mnie i rozbawił. Rozczarowanie jest tym większe, że książka ta miała całkiem niezłe recenzcje. Jako, że na półce mam "Duchy ze Sleath" tego samego autora, to dam mu jeszcze jedną szansę. Mam nadzieję, że "Nawiedzony" to tylko chwilowy spadek formy Jamesa Herberta.
Teoretycznie "Nawiedzonemu" niczego nie brakuje. Jest tu nadużywający alkoholu, niezwykle inteligentny profesor, jest wielkie, opuszczone domostwo, stojące w opuszczonej, zalesionej okolicy, jest zastraszona cioteczka i oczywiście piękna siostrzenica Christina, jest też tajemnica rodzinna. Mimo, że mamy wszystkie te elementy, to nie składają się one w nic ciekawego. "Nawiedzony" napisany jest chaotycznie, trudno nadążyć za skokami w czasie, jakie funduje nam autor. Część retrospektyw jest zupełnie zbędna i wyglądają jak zapychacze miejsca. Książka jest cieniutka, w sumie spokojnie można było ją skrócić do opowiadania. Do tego, mimo iż bardzo się starałam, to nie przestraszyłam się ani trochę. Rozwiązanie zagadki rodziny Mariell znałam już po pierwszych 20 stronach. Książka ta wygląda, jakby była szkicem do scenariusza filmowego (książka ta z resztą została zekranizowana - mam nadzieję, że z lepszym skutkiem).
Przyznaję, że "Nawiedzony" znudził mnie i rozbawił. Rozczarowanie jest tym większe, że książka ta miała całkiem niezłe recenzcje. Jako, że na półce mam "Duchy ze Sleath" tego samego autora, to dam mu jeszcze jedną szansę. Mam nadzieję, że "Nawiedzony" to tylko chwilowy spadek formy Jamesa Herberta.
James Herbert, Nawiedzony, Wydawnictwo Książnica, 2008
nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, mimo że mam kilka jego książek na półce [pamiątka po starszym pokoleniu], tej książki akurat nie mam i chyba po nią nie sięgnę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Można ją sobie spokojnie darować :)
UsuńNie moje klimaty, chyba sobie daruje.
Usuń;PPPPP
Horrory to nie dla mnie, ja się boje nawet jak nie jest strasznie brrrr
OdpowiedzUsuńMnie horrory specjalnie nie ciągną, choć thrillery lubię. Tym razem spasuję. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń