books on my mind: Szczepan Twardoch "Morfina"

piątek, 18 stycznia 2013

Szczepan Twardoch "Morfina"


Z książką Szczepana Twardocha "Morfina" od początku jej zaistnienia w mojej świadomości były jakieś problemy. Pierwszy raz zobaczyłam ją w księgarni Weltbild. Zastanawiałam się wtedy, kto wpadł na pomysł takiej zabójczej dla oczu okładki. Podumałam, podumałam i poszłam. Wkrótce po tym zobaczyłam w tvn-owej Xsięgarni wywiad z Twardochem. Im wyżej prowadzący program wspinali się w swym pytaniach na wyżyny patetyzmu, tym bardziej gość był tym rozbawiony. Jego bezpretensjonalne wypowiedzi ujęły mnie na tyle, że przypomniałam sobie o oczobitnej okładce. Poszłam więc do księgarni z zamiarem zawarcia z nią bliższej znajomości. No niestety, okazało się, że "Morfina" jest nieosiągalna. Prawdę mówiąc, to przed świętami była ona towarem deficytowym w szczecińskich księgarniach. Postanowiłam więc zobaczyć, czy jest ona w bibliotece. Owszem, była. No niestety, okazało się, że jestem 12 w kolejce oczekujących, co w przeliczeniu na czas dawało nadzieję, na przeczytanie tej książki w okolicach stycznia 2014. Odwiedzałam więc pobliskie empiki pytając o "Morfinę" Twardocha. W jednym ze sklepów pani powiedziała mi, że nie, oni w twardej nie mieli.  Dodam jeszcze, że w księgarni Amazon książka ta kosztuje 45$. No ale w końcu się udało.
Jest rok 1939. Warszawa została zajęta przez Niemców. Rozsypał się bezpieczny kokon przedwojennego życia. Dla Konstantego Willemana okupacja to głównie godzina policyjna i utrudniony dostęp do morfiny. Resztę niedogodności da się jakoś znieść. Pod pretekstem ukrywania się przez Niemcami można rzadko odwiedzać żonę i syna. Łatwo być idealnym mężem, idealnej polskiej patriotki, kiedy większość czasu spędza się z żydowską kochanką. Niestety, czasem dobre stosunki małżeńskie wymagają odrobiny poświęcenia. Aby sprawić przyjemność żonie Konstanty zgadza się na dostarczenie paczki, pod wskazany przez nią adres. W ten sposób trafia do ruchu oporu. Dla ruchu jest nabytkiem idealnym. Ma świetnie pochodzenie - jest synem szalonej Ślązaczki i młodego niemieckiego arystokraty. Biegle włada językiem niemieckim, ma nienaganne maniery i świetną prezencję. Idealny kandydat na szpiega. I w tej dziedzinie Konstanty sprawdzi się idealnie. 
Kim jest Konstanty? Tego nie wie i on sam. Potulnie przyjmuje wszystko, co niesie mu los. Nie ma w sobie strachu przed nadchodzącym "Nowym", nie obawia się zmian. Konformista idealny. On sam próbuje znaleźć dla siebie jakąś szufladkę. Jest synem swojej matki, mężem żony, kochankiem, pijakiem, morfinistą. Kapryśny los rzuca go po całej skali swoich możliwości. Jest bohaterskim, odznaczonym za waleczność polskim ułanem, ale równie łatwo przyjmuje rolę niemieckiego weterana I wojny światowej. Z łatwością, bez żadnych oporów wchodzi z jednej roli w drugą. Kocha kobiety, na które właśnie patrzy, ideałom jest wierny tak długo, jak akurat o nich myśli. Jest bezwolną masą, którą dowolnie kształtuje przeznaczenie. W narracji towarzyszy mu drugi głos - jak chór w greckim dramacie. Przez pewien czas zastanawiałam się, kim jest ten drugi głos - czy jest to szalona Katarzyna Willeman, czy może bardziej alegorycznie Polska. Teraz myślę, że to jedna z Mojr - siła wyższa, której swe życie powierzył Konstanty. Była z nim, dopóki nie dojrzał do wzięcia odpowiedzialności za siebie. Tylko czy można uciec przeznaczeniu?
Wiele słyszałam o tym, że Konstanty Willeman jest antybohaterem. Nie zgadzam się z tym. Myślę, że Konstanty uosabia wszystko to, co w nas wygodne i ludzkie. Bo tak naprawdę niewiele osób gotowe jest całym sercem walczyć w imię idei. Oczywiście są takie osoby. I rzecz jasna większość z nas, gdy to niezbędne gotowa jest przełamać swoje egoistyczne potrzeby. Niemniej jednak zawsze pozostanie takie małe ziarenko pokusy - poddać się, nie walczyć, przyjąć, co dają. Do tego wszystkiego mam wrażenie, że wybory Konstantego nie rażą, nie ją irytujące, są naturalne, logicznie wynikają jeden z drugiego.
Ostatecznie Konstanty Willeman odnajduje siebie. Zrywa wszelkie maski i etykiety, które dał sobie przyczepić. Odcina się od przeszłości i w końcu może spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: "Jestem Konstanty Willeman". Nie syn, nie mąż, nie ojciec, nie pijak, nie morfinista, nie babiarz, nie zdrajca, nie bohater. Konstanty Willeman. Tak po prostu. Łatwe? Nie, to z pewnością łatwe nie było. Ale jaka przyjemność daje wypowiedzenie tych słów: "Jestem Konstanty Willeman". 
Szczepan Twardoch napisał bardzo dobrą książkę. Napisana jest pięknym językiem i czyta się ją z przyjemnością. Warto poszukać jej w księgarniach, czy nawet stanąć po nią w gigantycznej kolejce w bibliotece. 

Szczepan Twardoch, Morfinia, Wydawnictwo Literackie, 2012

15 komentarzy:

  1. Słyszałam i czytałam wiele dobrego o tej książce. Sama miałam ją w ręku i odłożyłam znowu na półkę w Matrasie. Teraz myślę "czemu?"

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ją, a teraz, jak już dostała Paszport Polityki, to chyba przyspieszę czytanie:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka jest powalająca. Zapiszę ją sobie do planowanych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też odczułam ten przedświąteczny brak w szczecińskich księgarniach:)Dziwne to było zjawisko, doprawdy. Wtedy jednak byłam gotowa ją kupić już, zaraz, a teraz mi przeszło. Co nie zmienia faktu, że nadal jestem nastawiona dobrze, a Twoja uwaga o pięknym języku tylko mnie w tym nastawieniu utwierdza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak jest, ze chce się jakiejś książki tak bardzo, a później mija. No ale w tym przypadku warto chcieć :)

      Usuń
  5. A u mnie w bibliotece ciagle ma status "w opracowaniu" - a jestem pierwsza w kolejce!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie to najlepsza książka jaką czytałam w ostatnich miesiącach. Ujęła mnie narracja oraz fakt, że poznajemy także wcześniejsze i późniejsze losy niektórych bohaterów. Świat, w który zabrał mnie Szczepan Twardoch był wyjątkowy, aż szkoda było kończyć książkę. Moim zdaniem całkowicie zasłużenie autor otrzymał Paszport "Polityki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nie jestem specjalistką od literatury, ale ujęła mnie forma narracji. I myśl, że spotykamy ludzi i nie wiemy, jaki los ich czeka. Niby nic, ale rzadko się nad tym zastanawiam :)

      Usuń
  7. Nie sądziłam, że zdobycie "Morfiny" było poprzedzone tyloma wysiłkami... Szczerze powiedziawszy, chodzę trochę po szczecińskich księgarniach i akurat "Morfina" wybitnie rzucała mi się w oczy, a szczególnie jej okładka, której nie mogę przeboleć. To ona (podejrzewam, że całkiem niesłusznie) odstrasza mnie od przeczytania książki. Jednak naczytałam się ostatnio wielu pozytywnych recenzji na temat prozy Twardocha, w których wychwalany jest za umiejętność stworzenia tak charakterystycznego bohatera jakim jest Konstanty. Nie pozostaje mi nic innego, jak osobiście przekonać się czy powyższa powieść przypadnie mi do gustu. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed Bożym Narodzeniem było trudno, oj było. Jak jest teraz - nie wiem :)

      Usuń
  8. Och, zachwyciłam się "Morfiną", ogromnie!!!

    OdpowiedzUsuń