Rodzina powinna być opoką, bezpiecznym schronieniem przed światem. Dom rodzinny to miejsce, do którego powinno się wracać z przyjemnością. Na progu powinno zostawiać się stresy, nerwy, czy smutki. Na jakie wsparcie może liczyć człowiek, dla którego powrót do domu nie kojarzy się z odpoczynkiem, a drzwi wejściowe mieszkania kojarzą mu się z wrotami piekieł.
Młoda kobieta po śmierci męża wraca wraz z synem Maciusiem do domu rodzinnego w podkrakowskiej wsi. Kobieta ta nie jest ani miła, ani sympatyczna. Wie, że niczego od losu nie dostanie za darmo, na wszystko musi sama zapracować. Więc pracuje. Zdana na własne siły otacza się wysokim murem. Jest oschła i pyskata. Nikogo nie lubi i nikt nie lubi jej. Ma tylko jedną słabość - swojego synka. Jako, że samotnej matce ciężko jest na świecie, wkrótce pozwala się wyswatać z bratem sąsiada - człowiekiem bezwolnym, słabym, cichym. Od tej pory zaczyna się wspólne piekło tej pary. On chce spokoju, ciszy, ona cały czas walczy o to, żeby on chociaż raz pokazał jakieś uczucia - tupnął nogą, krzyknął, czy nawet uderzył. Żeby pokazał, że żyje. Jak szanować takiego słabego człowieka? Sytuacji nie poprawia Maciuś, który świetnie umie wykorzystać panującą w domu atmosferę. Wkrótce w rodzinie pojawia się kolejne dziecko - cicha i myszowata kopia ojca - Wandzia. Tak jak matka z ojca, tak Maciuś z Wandzi próbuje wykrzesać emocje. W końcu uznaje, że najłatwiej wykrzesać z niej jedno - strach. Od tej pory konsekwentnie strach ten w niej budzi. W końcu jej istnienie jest w jego oczach uzasadnione.
Lata mijają, sytuacja w rodzinie zastaje się i ugruntowuje. Sensem życia matki stają się awantury - namiastka pasji. Już sama nie wie, nie pamięta czemu nienawidzi swojego męża. Jego celem życia jest unikanie żony. Pracuje coraz dłużej, do domu wraca tylko na sen. Codzienny kieliszek wódki pozwala mu przetrwać narzekania żony. Wandzia czeka kiedy w końcu w ojcu coś pęknie. Boli ją jego milczenie, ale jednocześnie sama nie umie przeciwstawić się bratu. A Maciuś? Ten niezwykle inteligentny i utalentowany człowiek pozwala swojemu życiu toczyć się bezwładnie. Nie ma aspiracji, nie ma celów, ani marzeń.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy brałam "Szopkę" z bibliotecznej półki, to byłam przekonana, że to satyryczna opowieść o polskiej rodzinie. Nie było w niej nic satyrycznego. Smutny jest obraz rodziny przedstawiony przez Zośkę Papużankę. Książka jest cienka, ale ja w czytaniu jej musiałam robić przerwy. Przytłaczał mnie ten szary świat pozbawiony sensu, celu i nadziei. Może książce brakowało też czegoś, co sprawiało, że trudno się od niej oderwać. Jakiejś płynności. Jednak ciągłe zmiany osoby narratora sprawiły, że bohaterem staje się nie pojedynczy człowiek, a cała rodzina. I jest to rodzina w tym jednym zgodna, raz mówiąca jednym głosem, opowiadająca o wspólnym piekle, w jakim przyszło im razem żyć. Książka ta porównywana jest do "Gnoju" Kuczoka. Nie mogę się do tego odnieść, ponieważ "Gnój" jeszcze czeka na mnie na mojej półce. Za to pisząc o "Szopce" nie mogę uciec od skojarzenia z filmem Marcina Koszałki "Takiego pięknego syna urodziłam". Potoki słów płynące z ust matki, ataki, oskarżania bolą wręcz fizycznie. Jak można chcieć wracać do takiego domu? Jak można tak żyć? Jak można tak bardzo krzywdzić się nawzajem?
A tak przy okazji - nie wiem, czy Zośka Papużanka to prawdziwe imię i nazwisko, czy pseudonim, ale jestem nim zachwycona
Zośka Papużanka, Szopka, Świat Książki, 2012
Dobre się to wydaje, chociaż fakt faktem, że z Twojej opinii wyłania się obraz powieści smutnej (jak sama zresztą przyznałaś). Takie rzeczy można czytać chyba tylko wtedy, gdy za oknem jest ładna pogoda - wtedy tak mocno nie ruszają...
OdpowiedzUsuńDla mnie chyba pogoda nie ma znaczenia :)
UsuńJa na razie przeczytałam "Szopkę" do połowy. Ciężko mi się ją czyta, bo autorka wciąż zmienia narratorów i stosuje różne gry słowne, a ja za grami słownymi nie przepadam.
OdpowiedzUsuń"Gnój" wydał mi się o wiele bardziej przejmujący.
Muszę koniecznie przeczytać Kuczoka
UsuńJestem świeżo po lekturze "Szopki". Niesamowita książka, szczera do bólu, ale momentami też przerysowana. Na długo zapamiętam ten debiut.
OdpowiedzUsuńFaktycznie debiut dobry. Ciut brakuje do mistrzostwa, ale myślę, że pani Papużanka jest na dobrej drodze.
UsuńPrawdziwe, tylko że panieńskie. Dziękuję za recenzję.
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za wyjaśnienie zagadki :) Pozdrawiam
Usuń