O twórczości Jakuba Ćwieka słyszał w Polsce chyba każdy. Ze wstydem muszę przyznać, że do tej pory nie miałam przyjemności przeczytać żadnej z jego książek. Wprawdzie przyniosłam z biblioteki "Kłamcę", jednak został on zasypany przez inne, niecierpiące zwłoki lektury. Ale co ma wisieć, nie utonie, więc i na mnie przyszła kryska - z wielką przyjemnością przeczytałam najnowsze "dziecko" Ćwieka - książkę "Dreszcz".
Tytułowy Dreszcz, to mocno podstarzały rockman Rychu Zwierzchowski. Mieszka on w katowickim blokowisku i prowadzi idealne życie. Brak stałej pracy pozwala mu na niczym nie skrępowane oddawanie się rockandrollowym przyjemnościom - piciu, ćpaniu, graniu na ulicy i przede wszystkim kolejnym przygodom miłosnym (o ile można w tym przypadku użyć słowa "miłosne"). Wszystko to finansuje jedna z jego córek, mieszkająca w USA Janice. Żyć, nie umierać. Niestety, wszystko co dobre, musi gdzieś mieć swój koniec. W przypadku Rycha końcem jest niespodziewany piorun, który trafia go podczas leżakowania. Można rzec, że to grom z jasnego nieba. Wypadek ten ma swoje konsekwencje - nasz bohater zyskuje tajemnicze moce. Objawiają się one nie czym innym, jak kopaniem.. prądem. Przypadłość ta ma swoje plusy - pozwala wlać okolicznym bandziorom i niezwykle uatrakcyjnia styl gry na gitarze. Jednak ma też minusy - spala telefony komórkowe, a w dodatku dziwny chłopiec - Benjamin - upiera się zrobić z Ryśka superbohatera o dźwięcznym imieniu Dreszcz.
Rychowi przyjdzie walczyć ze strasznymi przestępcami. To bezwzględni mordercy. Nadprzyrodzone moce niektórych z nich są nie mniejsze niż Ryśkowe. Do tego od pewnego czasu, na rynku superbohaterów panuje niezwykła wprost konkurencja. Czy Dreszczowi uda się zająć należną mu pozycję? Czy uda mu się zdobyć poklask i uznanie? Czy pokona tajemniczych przestępców? I czy w końcu uwierzy w swoją misję?
Jakub Ćwiek niewątpliwie odznacza się niezwykłym poczuciem humoru. Stworzona przez niego postać jest bardzo żywa, kontrowersyjna i budząca sprzeczne uczucia. Odpowiada wszystkim stereotypom rockendrollowych staruszków. Nie wiemy gdzie przebiega cienka granica pomiędzy byciem autentycznym dinozaurem rocka, a byciem menelem. Widać wszystko zależy od punktu widzenia. Za to zdecydowanie sympatyczny jest przyjaciel Rycha, emerytowany górnik Alojzy. Posługuje się on dziwną mieszanką gwary śląskiej i bardzo dba o swojego wyluzowanego przyjaciela. To człowiek o dobrym sercu i bezkresnej cierpliwości. Benjamin z kolei jest dziwną mieszanką anioła z oszustem. Równie perfekcyjny w wyłudzaniu pieniędzy od chciwych taksówkarzy, jak w opiece nad swoim idolem. Wszyscy panowie świetnie się uzupełniają, ratując świat i bawiąc czytelnika do łez.
Trochę żałuję, że Jakub Ćwiek zdecydował się na fabułę podzieloną na kolejne tomy. W "Dreszczu" rozpoczął trzy wątki, nie kończąc żadnego z nich. Trochę brakowało mi jakiegoś spektakularnego wyczynu w wykonaniu Rycha. Niestety będę musiała na niego poczekać. Akcja urywa się, nie dając żadnych odpowiedzi. Kolejne tomy nie dadzą czytać się jako odrębne całości.
Ogromnym plusem książki, oprócz świetnego humoru, jest ogromna dawka mocnego rocka. Książka ta powinna być sprzedawana z płytą ze ścieżką dźwiękową. Myślę, ze to ucieszyłoby niejednego fana porządnych brzmień.
Dziwię się sobie, że do tej pory nie czytałam książek Jakuba Ćwieka. Teraz, kiedy zrobiłam pierwszy krok, jestem pewna, że przeczytam jego wcześniejsze powieści. Polubiłam Rycha, Alojza i Benjamina i chętnie przeczytam o ich dalszych wspólnych przeżyciach. "Dreszcz" jest zabawny, mocny i świetnie się czyta. To świetna lektura na weekendowe popołudnie.
Jakub Ćwiek, Dreszcz, Fabryka słów, 2013
Tytułowy Dreszcz, to mocno podstarzały rockman Rychu Zwierzchowski. Mieszka on w katowickim blokowisku i prowadzi idealne życie. Brak stałej pracy pozwala mu na niczym nie skrępowane oddawanie się rockandrollowym przyjemnościom - piciu, ćpaniu, graniu na ulicy i przede wszystkim kolejnym przygodom miłosnym (o ile można w tym przypadku użyć słowa "miłosne"). Wszystko to finansuje jedna z jego córek, mieszkająca w USA Janice. Żyć, nie umierać. Niestety, wszystko co dobre, musi gdzieś mieć swój koniec. W przypadku Rycha końcem jest niespodziewany piorun, który trafia go podczas leżakowania. Można rzec, że to grom z jasnego nieba. Wypadek ten ma swoje konsekwencje - nasz bohater zyskuje tajemnicze moce. Objawiają się one nie czym innym, jak kopaniem.. prądem. Przypadłość ta ma swoje plusy - pozwala wlać okolicznym bandziorom i niezwykle uatrakcyjnia styl gry na gitarze. Jednak ma też minusy - spala telefony komórkowe, a w dodatku dziwny chłopiec - Benjamin - upiera się zrobić z Ryśka superbohatera o dźwięcznym imieniu Dreszcz.
Rychowi przyjdzie walczyć ze strasznymi przestępcami. To bezwzględni mordercy. Nadprzyrodzone moce niektórych z nich są nie mniejsze niż Ryśkowe. Do tego od pewnego czasu, na rynku superbohaterów panuje niezwykła wprost konkurencja. Czy Dreszczowi uda się zająć należną mu pozycję? Czy uda mu się zdobyć poklask i uznanie? Czy pokona tajemniczych przestępców? I czy w końcu uwierzy w swoją misję?
Jakub Ćwiek niewątpliwie odznacza się niezwykłym poczuciem humoru. Stworzona przez niego postać jest bardzo żywa, kontrowersyjna i budząca sprzeczne uczucia. Odpowiada wszystkim stereotypom rockendrollowych staruszków. Nie wiemy gdzie przebiega cienka granica pomiędzy byciem autentycznym dinozaurem rocka, a byciem menelem. Widać wszystko zależy od punktu widzenia. Za to zdecydowanie sympatyczny jest przyjaciel Rycha, emerytowany górnik Alojzy. Posługuje się on dziwną mieszanką gwary śląskiej i bardzo dba o swojego wyluzowanego przyjaciela. To człowiek o dobrym sercu i bezkresnej cierpliwości. Benjamin z kolei jest dziwną mieszanką anioła z oszustem. Równie perfekcyjny w wyłudzaniu pieniędzy od chciwych taksówkarzy, jak w opiece nad swoim idolem. Wszyscy panowie świetnie się uzupełniają, ratując świat i bawiąc czytelnika do łez.
Trochę żałuję, że Jakub Ćwiek zdecydował się na fabułę podzieloną na kolejne tomy. W "Dreszczu" rozpoczął trzy wątki, nie kończąc żadnego z nich. Trochę brakowało mi jakiegoś spektakularnego wyczynu w wykonaniu Rycha. Niestety będę musiała na niego poczekać. Akcja urywa się, nie dając żadnych odpowiedzi. Kolejne tomy nie dadzą czytać się jako odrębne całości.
Ogromnym plusem książki, oprócz świetnego humoru, jest ogromna dawka mocnego rocka. Książka ta powinna być sprzedawana z płytą ze ścieżką dźwiękową. Myślę, ze to ucieszyłoby niejednego fana porządnych brzmień.
Dziwię się sobie, że do tej pory nie czytałam książek Jakuba Ćwieka. Teraz, kiedy zrobiłam pierwszy krok, jestem pewna, że przeczytam jego wcześniejsze powieści. Polubiłam Rycha, Alojza i Benjamina i chętnie przeczytam o ich dalszych wspólnych przeżyciach. "Dreszcz" jest zabawny, mocny i świetnie się czyta. To świetna lektura na weekendowe popołudnie.
"O twórczości Jakuba Ćwieka słyszał w Polsce chyba każdy" - oprócz mnie :D Nie mam zielonego pojęcia kto to jest. Recenzja fajna, ale czy na książkę bym się zdecydowała... Nie wiem... Chociaż jako tako lekką lekturę, z humorem... Może. :)
OdpowiedzUsuńDlatego dodałam "chyba" ;)
UsuńTeż nie słyszałam o tym autorze :) Jednak jest to już druga recenzja tej książki, którą dzisiaj czytam - to znak, żeby zainteresować się twórczością Jakuba Ćwieka :)
UsuńJak to możliwe? Sądziłam, ze jestem jedyną osoba, która nie czytała "Kłamcy" :)
UsuńJa mam podobnie. Słyszeć oczywiście słyszałam, parę jego książek mam w planach, ale cały czas odkładam to w czasie, zasypana innymi, "pilniejszymi" książkami.
OdpowiedzUsuńA bardzo chciałabym jakąś jego książkę przeczytać! Myślę, że poczucie humoru autora przypadnie mi do gustu.
Jest bardzo zabawna :)
UsuńMam słabość do Ćwieka od czasów "Kłamcy" - mimo słabej części ostatniej ;) i na pewno sięgnę zarówno po "Chłopców", jak i po "Dreszcz" :) tylko tego czasu ciągle mało.. :)
OdpowiedzUsuńNo ja muszę sięgnąć wstecz :) A co do czasu, to świetnie Cię rozumiem :)
UsuńSporo tej książki ostatnio na blogach :)
OdpowiedzUsuńTwórczość pana Jakuba miałam już okazję poznać, dlatego z chęcią sięgnę i po tą książkę :)
Sporo, bo wczoraj była premiera :)
UsuńO tak, sporo humoru tutaj było :D A ten motyw ze ścieżką dźwiękową byłby świetny!
OdpowiedzUsuńPrawda? Czytałoby się jeszcze lepiej :)
UsuńNieśmiało stwierdzam fakt, że nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora. Jednak ten tytuł moja uwage przykuł i przeczytałabym go z chęcią. Faktycznie szkoda, że jest ta historia podzielona na części, czasami lepiej napisac jedną, może troche grubą, książkę i nie dzielić. ale to już autor podjął decyzję. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Klaudyna
To jest jeszcze inaczej - autor rozpoczął co najmniej 3 wątki, których nie zakończył. Wystarczyło w każdym tomie zawrzeć jeden wątek. Od razu byłoby lepiej
UsuńTemat bardzo mi bliski. Na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuńMiłej lektury :)
UsuńRaczej nie przeczytam... no, chyba, ze ksiazka sama mi wejdzie w rece ;-))).
OdpowiedzUsuńSamo to się nic nie robi :D
Usuń