Z książkami, jak z ludźmi, jednych lubimy od pierwszego wejrzenia, do innych czujemy irracjonalną niechęć. Jakiekolwiek próby zracjonalizowania tej antypatii nie mają większego sensu. Tłumaczenie sobie, że przecież wszystko z takim człowiekiem jest w porządku, jest miły, sympatyczny, zabawny i przyjemny dla oka, to daremny trud. Niestety ta sama zasada dotyczy książek. Są takie, które teoretycznie nie powinny nam się spodobać, a wpadamy w nie po uszy i są takie, które mają wszystkie atuty, żeby nam się spodobać i nic z tego, nie ma chemii między autorem i czytelnikiem. Tak w moim przypadku jest z książką "Przekleństwa niewinności".
Pięć sióstr Lisbon stanowi przedmiot marzeń wszystkich chłopców z okolicy. Dziewczęta są wychowywane przez bardzo surowych rodziców, przez co są niedostępne. To właśnie ta niedostępność pobudza wyobraźnię i stanowi część ich atrakcyjności. Nieoczekiwane samobójstwo najmłodszej z sióstr budzi wiele pytań. Nikt nie wie dlaczego Cecila zdecydowała się na tak drastyczny krok, a jej śmierć naznacza pozostałe dziewczęta. Od tej pory noszą na sobie smutek i coś nieuchwytnego. Do tego pani Lisbon podejmuje decyzję o całkowitym zamknięciu córek przed światem. To, co miało być dla nich ochroną, staje się więzieniem, w którym życie nie ma żadnych szans. Dom rodziny Lisbon staje się grobowcem dla swoich mieszkańców. Szklany klosz, który miał chronić róże, odebrał im powietrze. Dziewczyni decydują się ostateczną ucieczkę - śmierć.
Opowieść o siostrach Lisbon poznajemy z perspektywy dorosłych już wielbicieli dziewczyn. To oni, po latach, chcą rozwiązać tajemnicę śmierci, które naznaczyły ich młodość i zdeterminowały późniejsze dorosłe życie. Duchy sióstr były nieustanne obecne w ich związkach, wpływały na ich życiowe wybory. Narrator nie jest osobowy, narratorem jest bliżej nieokreślona grupa. Nie wiemy ilu było chłopców, ilu z nich czuje potrzebę wrócenia do dawnych bolesnych wydarzeń. Jest o rozrachunek z przeszłością, próba oddania ostatniego hołdu siostrom Lisbon. Pożegnanie z nim.
Teoretycznie w książce Eugenidesa powinno podobać mi się wszystko. Opowieść o siostrach umiejscowiona jest na leniwych przedmieściach, w latach siedemdziesiątych. Postacie dziewcząt zarysowane są bardzo dobrze - każda z nich jest indywidualnością, lecz jednocześnie tworzą one dziwną całość, jeden twór znany jako Lisbonki. Bardzo dobrze jest też przedstawiony proces powolnego umierania dziewcząt, sam akt zbiorowego samobójstwa jest tylko naturalną konsekwencją wydarzeń. Cała historia opowiedziana jest w dziwny, senny i nieco nierealny sposób. Niby wszystko gra, a chemii brak..
Nie mogę nie docenić tej powieść, lecz obawiam się, że nie zostanie ona we mnie na dłużej. Nie sprawia, że o niej myślę, nie powoduje niepokoju, nie zostawia śladu. Dodam jeszcze, że niegdyś widziałam również ekranizację tej książki. Miałam w stosunku do niej dokładnie takie same uczucia - miałam problem z przypomnieniem sobie, że widziałam ten film. Tak niestety czasem bywa. Czy warto ją czytać? Zdecydowanie! Jednak namawiać nie będę - decyzja należy do Was.
Wiedzialam, ze Ci sie nie spodoba, wiedzialam! ;-))))))))
OdpowiedzUsuń(bo ja bylam totalnie oczarowana ta ksiazka ;PP)
To, że nie było chemii, to nie znaczy, że nie doceniam jej urody :)
UsuńMiałam podobne odczucia. Ta senność, taki surrealizm troszkę? Podobała mi się, podobnie jak film, zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale teraz - po latach od jej przeczytania - pamiętam tylko o samobójstwach i fabułę tak "pi razy drzwi". Nie przeniknęła mnie na tyle, bym do niej wracała. Niemniej polecam tę książkę, gdyż to taki niecodzienny eksperyment, dość magiczny, książka jest zdecydowanie oryginalna i dość niepokojąca, mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńNo właśnie,tylko taka książka powinna zostać z czytelnikiem na dłużej,nie powinno się jej skończyć, odłożyć i zapomnieć.
UsuńZafascynowała mnie ta fabuła! Żałuję,że opowiedziana przez mężczyzn po x latach, ale może niepotrzebnie?
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam i zapisuję do swojej listy.
Fakt opowiadania jej z perspektywy czasu nadaje opowieści odpowiedniego dystansu. Dzięki niej opowieść zyskuje głębię.
UsuńO! Ciekawa opinia :)
OdpowiedzUsuńCiagle sie waham, czy ja nabyc, czy tez nie. Na polce wciaz czeka "Middlesex", wiec moze najpierw sie przekonam, czy pioro autora w ogole mi odpowiada.
Nie wiem, czy zdecyduję się na kolejną książkę tego autora. Może, ale póki co nie zakładam :)
UsuńJuż po recenzji czułem, że warto, a po przeczytaniu komentarzy z miejsca pobiegłem dopisać książkę do listy "muszę mieć" :)
OdpowiedzUsuńDaj znać, jak Ci się podobała :)
UsuńZrobiłem zakupy w sklepiku wydawnictwa Znak, m.in. właśnie dwie książki (w tym ta) Eugenidesa :-) Jeszcze raz dzięki za recenzje, podsunęłaś mi ciekawego autora :-)
UsuńNa mnie ta książka wywarła wielkie, niezapomniane wrażenie. Natomiast "Middlesex" nie wywołał we mnie żadnych emocji :)
OdpowiedzUsuńHmm.. no to może u mnie byłoby odwrotnie. Musze to przemyśleć :)
UsuńNie moja bajka, więc ja po nią nie sięgnę, ale wiem, komu polecę :)
OdpowiedzUsuńI życz miłej lektury :)
UsuńCzytałam- w 100% zgadzam się z opinią.
OdpowiedzUsuńnie uważam tego czasu, za czas stracony, ale jednak książce czegoś brakuje.
Tę mam jeszcze przed sobą, dostałam w prezencie i jestem jej ciekawa. Chociaż rozumiem to, o czym piszesz w pierwszym paragrafie, bo tak właśnie zraziłam sie do książki tego samego autora Middlesex. Nic mi ona nie uczyniła, a nie mogłam się zmusić do jej skończenia, chociaż mieliśmy ją w naszym book club i powinnam była teoretycznie, czuć się zmuszona do zaliczenia jej na czas.
OdpowiedzUsuń