Nazwisko Eustachego Rylskiego do tej pory kojarzyło mi się jedynie z koszem wyprzedażowym w jednej ze szczecińskich księgarni. Nie miałam do twórczości tego pana żadnego stosunku. Dlatego też kiedy usłyszałam na TokFm o jego nowej książce, to byłam zaciekawiona i zaintrygowana. Do tego udało mi się wysłuchać wywiadu z autorem. Wydał mi się interesujący, chociaż nieco antypatyczny. Niestety wkrótce po tym pana Rylskiego zaproszono do programu Xsiegarnia. Powiedziała niemal słowo w słowo to samo, co wcześniej w radio. Maniera z jaką mówił ten pan nieco ostudziła mój zapał, co do jego twórczości . Jednak w programie powiedziano tyle ciepłych słów o "Obok Julii", że mimo wszystko postanowiłam spróbować. To był błąd, wielki błąd.
Jest rok 1963. Janek Ruczaj wiedzie dość monotonne życie. Pracuje w bazie samochodowej, jest członkiem klubu Hemingwaya, korzysta ze słońca i łamie kobiece serca. Wszystko zmienia się kiedy do miasteczka przyjeżdża dawna nauczycielka Janka Julia Neider - niegdysiejszy obiekt jego westchnień. Od tej pory wszystko się zmienia.
I w tym właśnie miejscu, gdzieś w okolicach setnej strony postanowiłam książkę pana Rylskiego porzucić. Lubię ładne książki, lubię kiedy pisane są ładnym językiem. Jednak dla mnie mniej znaczy więcej. Prostota językowa to coś, co cenię. Nie rozumiem przyjemności, jaką czerpał autor z tworzenia zagmatwanych konstrukcji słownych. Książka składa się z pięcio- sześciolinijkowych, jednozdaniowych akapitów. Kiedy autor popisuje się erudycją, w jego książce akcja rozjeżdża się i coraz trudniej ją wśród tych popisów znaleźć. Oczywiście, nie mogę zaprzeczyć, że sam klimat sennego miasteczka i upalnego lata stworzony jest bardzo dobrze. Niemal czuje się żar lejący się z nieba. Jednak klimat ten usypia i zniechęca (przynajmniej mnie). Czytając traciłam uwagę, przez co bohaterowie znikali i pojawiali mi się nagle, nie wiadomo skąd i dlaczego.
Uznałam, że nie ma sensu brnąć przez "Obok Julii" do końca. Widać pewnych rzeczy nie da się rozdzielić. Stosunek jaki mamy do autora zdecydowanie przekłada się na jego twórczość. Może gdybym nie zniechęciła się do pana Rylskiego, to miałabym większą tolerancję dla jego dzieła. Jednak stało się inaczej i teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dla mnie książka to nie tylko skomplikowane konstrukcje z pięknych słów, nie umiem cenić samych popisów erudycyjnych, dla mnie w książce potrzebne jest jeszcze to COŚ, jakaś nic porozumienia pomiędzy mną, a autorem.
Jestem przekonana, że "Obok Julii" wielu osobom się spodoba. Krytycy wypowiadają się o niej w samych superlatywach, są zachwyceni. Dlatego też z czystym sumieniem mogę dać tu wyraz mojej niechęci do tej książki (czy też jej autora). Przecież rzecz nie jest w tym, żeby się wszystkim podobać. Jestem bardzo ciekawa, co o tej książce napiszecie Wy :)
Eustachy Rylski, Obok Julii, Wielka Litera, 2013
Jest rok 1963. Janek Ruczaj wiedzie dość monotonne życie. Pracuje w bazie samochodowej, jest członkiem klubu Hemingwaya, korzysta ze słońca i łamie kobiece serca. Wszystko zmienia się kiedy do miasteczka przyjeżdża dawna nauczycielka Janka Julia Neider - niegdysiejszy obiekt jego westchnień. Od tej pory wszystko się zmienia.
I w tym właśnie miejscu, gdzieś w okolicach setnej strony postanowiłam książkę pana Rylskiego porzucić. Lubię ładne książki, lubię kiedy pisane są ładnym językiem. Jednak dla mnie mniej znaczy więcej. Prostota językowa to coś, co cenię. Nie rozumiem przyjemności, jaką czerpał autor z tworzenia zagmatwanych konstrukcji słownych. Książka składa się z pięcio- sześciolinijkowych, jednozdaniowych akapitów. Kiedy autor popisuje się erudycją, w jego książce akcja rozjeżdża się i coraz trudniej ją wśród tych popisów znaleźć. Oczywiście, nie mogę zaprzeczyć, że sam klimat sennego miasteczka i upalnego lata stworzony jest bardzo dobrze. Niemal czuje się żar lejący się z nieba. Jednak klimat ten usypia i zniechęca (przynajmniej mnie). Czytając traciłam uwagę, przez co bohaterowie znikali i pojawiali mi się nagle, nie wiadomo skąd i dlaczego.
Uznałam, że nie ma sensu brnąć przez "Obok Julii" do końca. Widać pewnych rzeczy nie da się rozdzielić. Stosunek jaki mamy do autora zdecydowanie przekłada się na jego twórczość. Może gdybym nie zniechęciła się do pana Rylskiego, to miałabym większą tolerancję dla jego dzieła. Jednak stało się inaczej i teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dla mnie książka to nie tylko skomplikowane konstrukcje z pięknych słów, nie umiem cenić samych popisów erudycyjnych, dla mnie w książce potrzebne jest jeszcze to COŚ, jakaś nic porozumienia pomiędzy mną, a autorem.
Jestem przekonana, że "Obok Julii" wielu osobom się spodoba. Krytycy wypowiadają się o niej w samych superlatywach, są zachwyceni. Dlatego też z czystym sumieniem mogę dać tu wyraz mojej niechęci do tej książki (czy też jej autora). Przecież rzecz nie jest w tym, żeby się wszystkim podobać. Jestem bardzo ciekawa, co o tej książce napiszecie Wy :)
Ja mam duży dystans do twórczości wszelakiej chwalonej przez krytyków. Najczęściej moje upodobania rozjeżdżają się z upodobaniami w/w i nie po drodze mi z noblistami i laureatami prestiżowych nagród. A Xsiegarnia mnie strasznie irytuje swoją nadętością.
OdpowiedzUsuńNa pewno tej książki nie przeczytam, dzięki za recenzję:)
No właśnie, z Xsięgarnią to tak już jest. Ale mimo wszystko lubię ją i uparcie oglądam :)
UsuńO proszę - ja słyszałem same komplementy pod adresem Rylskiego, co prawda nie dotyczyły "Obok Julii" a "Człowieka w cieniu" i "Warunku" więc może zaczęłaś znajomość nie z tej strony :-). Dzięki za ostrzeżenie :-).
OdpowiedzUsuńMożliwe, chociaż mam już teraz wewnętrzne przekonanie, że nic co wyszło spod pióra pana Rylskiego nie będzie mi się podobało ;)
UsuńJa także rozczarowałam się trochę twórczością Rylskiego. Naczytałam się zachwytów na temat "Po śniadaniu", tymczasem książka nie do końca mi się spodobała. Nie lubię, kiedy w esejach o książkach pojawia się ordynarne słownictwo. Spróbuję przeczytać coś jeszcze tego autora, bo jedna powieść to za mało, by wydać osąd :)
OdpowiedzUsuńNie przeszkadza mi nawet ordynarne słownictwo, jeśli wielkie zlepki słowne mają sens. Chciałabym zobaczyć, jak pan Rylski posługuje się takim językiem na co dzień :D
UsuńMiałam krótką przygodą z "Wyspą". Krótką, bo nie dałam rady dobrnąć do końca. To również koniec przygody z panem Rylskim. I zgadzam się z Twoimi uwagami dotyczącymi stylu. Dla mnie to jak tłuszcz kapiący z mięsa :-))) I chyba dobrze, że wywiadu nie słyszałam...
OdpowiedzUsuńPrawda? Strasznie odrzuca od czytania. Widać nie dane nam cieszyć się geniuszem autora :D
UsuńObowiazkowo przeczytam :-). Chociaz czytalam "Warunek" - nie byl zly, mial pewnie zalety... ale czytac sie go nie dalo i porzucilam.
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że ta książka może Ci się spodobać :)
UsuńTy mnie tak znasz, ze zaczyna mnie to przerazac ;PPP.
UsuńOj, mam dość wychwalanych przez krytyków książek, które okazują się po prostu nie do czytania. Nie znam autora i jego twórczości, ale nie zamierzam tego zmieniać. Przynajmniej na razie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo ja tez nie znałam i się zniechęciłam. Ale dobrze, ze przynajmniej wiem :)
UsuńWydawała mi się ciekawa, nawet ta okłada jakaś taka zachęcająca, tytuł nawet. Ale po Twojej recenzji wiem, że książki nie przeczytam. Podchodzę sceptycznie do czegoś, co jest wszędzie wychwalane pod niebiosa... Wiele razy się sparzyłam, nie chcę i tym razem. :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj, może akurat Ci się spodoba. Nigdy nie wiadomo :)
UsuńMyślę, że coś dla mnie. Uwielbiam wyrafinowany, zagmatwany język, a prostoty języka nie cierpię.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam Twoją opinię :)
Usuń