Po niedawnej lekturze "Wałkowania Ameryki" bardzo chciałam przeczytać wydaną miesiąc później książkę Marcina Wrony "Wrony w Ameryce". Miałam nadzieję, że będzie ona dużo lepsza od "Wałkowania...". Tym, którzy nie lubią długich recenzji od razu powiem, że bardzo się rozczarowałam.
Zacznę od tego, że książka "Wrony w Ameryce" jest moim zdaniem fatalnie wydana. Tandetna okładka, papier kiepskiej jakości, na zamieszczonych w środku zdjęciach trudno cokolwiek zobaczyć. Jako iż cenę obie książki mają podobną, to nie rozumiem takiej oszczędności wydawcy.
Teraz przejdźmy do treści. Książkę Marcina Wrony czyta się o niebo przyjemniej niż statystyki Marka Wałkuskiego. Mimo wszystko w kwestiach kompozycyjnych "Wałkowanie.." wypada lepiej. Tam jest jakiś plan, którego autor się trzyma. "Wrony w Ameryce" to zbiór luźnych spostrzeżeń autora i jego rodziny. Wygląda, jakby autor opowiadał o swoich przeżyciach. Język też jest często hmm... mówiony. Nie jestem przekonana, co do pisarskich zdolności pana Marcina. Za to poszczególne części "Wron.. " świetnie czytałoby się na blogu, czy w formie krótkich felietonów, czy reportaży. Jako całość treść nie jest spójna. Ilość ciekawostek wrzucanych przez autora w tekst jest spora, aczkolwiek często są one bez ładu i składu (tu przytoczę ciekawostkę o tym, że w amerykańskiej szkole pisze się ołówkami - wygląda, jak dorzucona do gotowego już tekstu).
To co podobało mi się we "Wronach.." to osobisty i emocjonalny stosunek do opisywanych przygód. Bardzo zainteresowała mnie część o amerykańskich przedszkolach. Nie jestem przekonana, czy podoba mi się system ciągłego mieszania dzieci i zakaz kontaktów pomiędzy rodzicami. Przecież jeśli w przedszkolu dzieje się coś złego, to kontakt pomiędzy rodzicami jest wręcz niezbędny. Do tego z doświadczenia wiem, że jeśli dzieci nie dogadują się w przedszkolu, to najlepiej zaradzić temu przez spotkania indywidualne, poza grupą. Wtedy dzieci mają czas się poznać i zaakceptować. Nie ma to raczej większego wpływu na grupę.
Ciekawe jest podejście pana Marcina do kwestii rasizmu w Stanach. W tym temacie obie książki świetnie się uzupełniają. Jedna skupia się na istocie akcji afirmatywnej, druga wspomina o samych przypadkach dyskryminacji zarówno czarnych, jak i białych. Podobnie sytuacja ma się w kwestii amerykańskiej prowincji, czy religii - w tym przypadku również książki się uzupełniają.
We "Wronach.." wiele możemy dowiedzieć się także o samej pracy korespondenta. Nie jest to takie różowe, jak mogłoby się wydawać. Informowanie polskich mediów nie stoi wysoko na liście priorytetów amerykańskich urzędów i władz. Z tego też powodu, po ceremonii rozdania Oscarów, nominowana za "W ciemności" Agnieszka Holland musiała odbyć do czekających na nią dziennikarzy spory spacer. Polaków po prostu wyproszono spod hotelu.
Każda z książek i "Wałkowanie.." i "Wrony.." ma swoje plusy i minusy. Książkę Marcina Wrony czytałam, jak opowieść znajomego, czy wspomnienia z bloga amatora podróży. Nie czułam się niestety jakbym czytała tekst profesjonalisty. Nie wątpię, że pan Marcin świetnie sprawdza się w krótkich wstawkach w TVN, ale raczej pisanie dłuższych, spójnych tekstów powinien pozostawić innym. Oczywiście widać fascynację autora amerykańskością, ale to akurat jest zaleta. Dzięki takiemu dziecięcemu momentami zachwytowi poznawanie przez nas obcej kultury jest przyjemnością.
Nie żałuję, że przeczytałam "Wrony w Ameryce", jednak nadal nie jest to taka książka, jakiej szukam. Jeśli więc znacie jakieś ciekawe książki o tej tematyce, to piszcie tytuły. Bardzo chętnie się z nimi zapoznam.
Masz świetny blog, jestem pod wrażeniem :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Bardzo mi miło. Cieszę się i dziękuję za dobre słowo :)
UsuńJa także! Jestem tu nowa, ale jak można to zostanę na stałe:)
O książkach słyszałam, ale ich nie czytałam. "Wałkowanie..." kiedyś kupiłam, leży i czeka na moje natchnienie. Pozdrawiam:)))
Bardzo cieszę się, że jesteś. Zostań, jak najdłużej :)
UsuńA co do Wałkowania, to miła lektura na jedno popołudnie :)
Może nakład był dużo mniejszy, co przekłada się na koszty w drukarni ;-)
OdpowiedzUsuńZa facetem nie przepadam, a że książka średnia, to z czystym sumieniem ją sobie odpuszczę ;)
Aż z ciekawości sprawdzę wielkość nakładów :)
UsuńSzkoda, bo miałam tę książkę w planach. Może jak gdzieś spotkam to przejrzę. Oglądałam wywiad z Wroną w Tvn style (Miasto Kobiet) i wtedy nabrałam na nią ochoty. Pewnie dlatego, że charyzmatyczny to człowiek.
OdpowiedzUsuńW podobnej tematyki to niezła jest "Inne Stany" - czytałam urywkami.
No właśnie, Marcin Wrona fajnie opowiada i świetnie pasuje do krótkich relacji. A co do Innych Stanów, to nie znam i chętnie poznam :)
UsuńNiedawno oglądałam "Miasto kobiet" gdzie pan Wrona opowiadał o swojej książce. Co ciekawe dziennikarki bardzo ją zachwalały.
OdpowiedzUsuńPewnie, że zachwalały, to ich redakcyjny kolega ;) A tak serio, to nie jest zła książka. Zależy co kto lubi :)
UsuńZ tymi przedszkolami to zaskakujace - az mam ochote przeczytac z zadziwienia ;-)).
OdpowiedzUsuńchyba się nie skuszę, jeśli jest gorsza niż wałkowanie, bo wałkowania nie skończyłam, znudziłam się w połowie
OdpowiedzUsuń