„Madame” Antoniego Libery mijałam
przez lata. Stała na wielu półkach – w zaprzyjaźnionych domach, w bibliotekach,
rzadziej w księgarniach. Omijałam ją szerokim łukiem, czułam przez skórę, że
nie będzie mi z nią po drodze. Ostatnio została mi ta książka polecona przez przemiłą
Izę z bloga czas-odnaleziony. Ciut zaciekawiona opisem, zabrałam się za czytanie recenzji, które były co
najmniej entuzjastyczne. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, jak
wypożyczyć „Madame” i czytać.
Jest to historia zauroczenie
pewnego wybitnie elokwentnego maturzysty przepiękną i tajemniczą nauczycielką
francuskiego – obiektem westchnień całej męskiej części uczniowskiej społeczności. Chłopak
pragnie jakoś „uzasadnić” swoją fascynację, nie chce być częścią wzdychającego
tłumu. Dlatego decyduje się na przeprowadzenie śledztwa dotyczącego Madame.
Śledzi ją, nęka, prowokuje... Dziś nazwalibyśmy to stalkingiem i molestowaniem
seksualnym i jego ofiara mogłaby sprawę zgłosić policji. Jednak oczywiście
działania chłopaka, suto okraszone intelektualnymi ekwilibrystykami i wieloma
opowieściami pobocznymi miłośnicy tej książki nazywają „historią absolutnie
pięknej obsesji”. I tu muszę się przyznać – mój poziom wrodzonego pragmatyzmu
tej opowieści nie zdzierżył. „Madame” męczyła mnie i nużyła. Strona snuła się
smętnie za stroną. Małoletni lowelas drażnił mnie i irytował. Mój praktyczny
umysł nie dał się porwać „pięknej obsesji”, a moja przewrażliwiona dusza buntowała
się przeciwko nękaniu biednej Madame. Wypracowania maturzysty były niesmaczne i
tak mocno poszyte podtekstem seksualnym, że myślę, ze współczesna nauczycielka
pędem biegłaby po policję.
Postać maturzysty nijak nie przypomina
typowego współczesnego nastolatka, absurdalnością pobudek bliżej mu do bohatera
romantycznego. Miłośnik sztuki – literatury, muzyki, teatru. Biegłością posługuje się szekspirowskim
językiem, w razie potrzeby idealnie wpasowuje się w sytuację z tekstem
popularnej piosenki. Na każde pytanie odpowiada, wspierając się na dziełach
literackich. Dla przyjemności, w wolnym od nękania nauczycielki czasie, czytuje
klasyków i zawsze ma jakiś cytat na podorędziu. Geniusz, nie człowiek. Zamiast
wzbudzać sympatię, irytuje.
Nie przeczę, język „Madame” jest
piękny. Z przyjemnością czyta się tak sformułowane zdania. Ilość odniesień do
literatury, historii, sztuki powala. Jednak to mi nie wystarczyło. Po 214
stronie porzuciłam „Madame” (chociaż przyznaję, ta porzutka przyszła mi z
pewnym trudem i wyrzutami sumienia).
Antoni Libera, Madame, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2008
obawiam się mi również z tą książką nie po drodze, pewnie bym nawet nie wytrwała tak daleko :)
OdpowiedzUsuńNie praktykuję porzucania książek, dlatego zabrnęłam tak daleko :)
UsuńJa czytałam książkę jakieś 2 tygodnie temu. :) Też bardzo długo zwlekałam, ale w końcu dałam się skusić... Połknęłam w godzinę i byłam zachwycona. Jedyne czego żałuję, to, że przez bite 4 lata, jak nie dłużej omijałam "Madame" szerokim łukiem. :( Ale myślę, że to kwestia gustu. Tym bardziej, że ta pozycja ma klimat bardzo specyficzny. :)
OdpowiedzUsuńSympatycznie tu u Ciebie. Będę zaglądała i linkuję. Pozdrawiam. :)
Wierzę, że mogła się podobać. Ma świetne recenzje :)
UsuńUsmialam sie ;-)))))))))))))))).
OdpowiedzUsuńWidzę, że książka rzeczywiście ma specyficzny klimat. Nie wiem czy do końca trafi w moje gusta.
OdpowiedzUsuńJest specyficzna. Nie polecam próbować :D
UsuńChcąc nie chcąc przeczytam.B-)
OdpowiedzUsuńJedni ją uwielbiają a inni porzucają:) Od swojego pierwszego wydania zawsze budziła kontrowersje. A ja ją bardzo lubię. Aby wyjaśnić dlaczego, musiałbym napisać dłuższy tekst, a nie komentarz:)
OdpowiedzUsuńTak, jest ona miejscami nudna, ale doszłaś tylko do połowy! A akcja w sumie zaczyna się od połowy, i jeszcze to zakończenie...
OdpowiedzUsuńAle ty jesteś czepialska! :)
Wiem, wiem ;)
Usuń