Podobno lepiej spaść z wysokiego
konia. Czy tak jest faktycznie? Nic tak nie boli, jak upadek z wysokiego konia
własnych marzeń.
Harriet i David są inni niż
reszta ich rówieśników. Zamiast szybkiego seksu, zabaw i beztroskiego życia
wolą kultywować tradycyjny model rodziny. W marzeniach widzą siebie w wielkim, wiktoriańskim
domu. Dom ma mieć wiele pokoi, które mają zamieszkiwać dzieci. A ile chcą mieć dzieci?
Mnóstwo!
Mają to swoje marzenie, ale
zupełnie nie mają środków na jego realizowanie. Jedyne, co im wychodzi to
płodzenie kolejnych dzieci. A kto te dzieci utrzyma i wychowa? No tak, Dawid ma
bogatego ojca. A, że Harriet jest przemęczona? Nie szkodzi, w końcu ma mamę z
misją pomagania córkom.
I tak prowadzą swoje idylliczne,
wymarzone życie. Na święta i wakacje ich dom zapełniają tłumy gości. Wszyscy
świetnie się bawią. A Harriet i Dawid, który nie mają pojęcia o ponoszeniu
konsekwencji swoich decyzji z wyższością komentują życie najbliższych. Siostra
Harriet urodziła córkę z zespołem Downa – no tak, to z pewnością wina tego, że
rodzice chorego dziecka ciągle się kłócili... „Nas nigdy by to nie spotkało”.
Przerażające jest to, jak bardzo Harriet
i Dawid odsunęli od siebie świadomość tego, że ktoś ponosi konsekwencje ich decyzji!
Gdzie byłyby ich marzenia, gdyby teść przestał finansować ich rodzinę?
Nagle wszystko w życiu tej
beztroskiej pary się zmienia. Harriet zachodzi w piątą ciążę. Od początku wie,
że coś jest nie tak. Dziecko jest bardzo duże i silne. Wysysa z matki wszelkie
siły. Goście już nie tak chętnie odwiedzają wielki wiktoriański dom – w końcu
nikt nie chce patrzeć na nieszczęśliwą gospodynię.
W końcu rodzi się Ben, który jest
wcieleniem zła, jest niezwykle silnym odmieńcem. Całe życie rodziny nagle
koncentruje się na tym chłopcu o zimnym spojrzeniu. Goście już zupełnie przestają
przyjeżdżać, kolejne opiekunki odchodzą w popłochu, rodzina patrzy z
przerażeniem. A Harriet widzi tylko to dziecko. Starsze dzieci odchodzą w
zapomnienie. Czy nie zasługiwały na uwagę matki?
Mam mieszane uczucia, co do „Piątego
dziecka”. Strasznie denerwował mnie egoizm Harriet – poświeciła życie
wszystkich członków rodziny tylko po to, żeby pozbyć się poczucia winy. Gdyby
zrobiła to ze ślepej miłości – zrozumiałabym. Ale tak nie było. Harriet tak naprawdę
nie kochała żadnego ze swoich dzieci. Były one tylko elementami dekoracji w jej
pięknym marzeniu o wielkiej rodzinie. Nie jest sztuką spłodzić dziecko, sztuką
jest je wychować. A czy Harriet poświęcała czas swoim dzieciom, czy znała je,
czy wychowywała? Nie! Ona tylko próbowała uciszyć swoje sumienie. Z czystego
egoizmu narażała swoje dzieci na niebezpieczeństwo.
Innym problemem jest system
opieki medycznej. Czy sumienie pozwoliłoby mi powierzyć dziecko, takie jak Ben
opiece medycznej? Na pewno nie takiej, jaką przedstawiła w „Piątym dziecku”
autorka. Ale jaka była alternatywa? Jakie wyjście mieli zdesperowani rodzice? A
co my byśmy zrobili na miejscu Harriet i Davida? Takie pytanie stawia nam w tej
cieniutkiej książeczce Doris Lessing. Umiecie na to pytanie odpowiedzieć? Ja
nie umiem.
Po przeczytaniu tej książki, uparcie dręczy mnie jedna myśl: "Uważaj o co prosisz, bo może się spełnić". Marzenie Harriet i Davida spełniło się, ale koszt jaki przy tym ponieśli, tak oni, jak i ich dzieci i rodzina jest ogromny.
Mnie tak denerwowala ta ksiazka i jej bohaterowie, ze nawet recenzji nie potrafie czytac bez irytacji ;-)).
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę dość dawno temu i też mnie denerwowała postawa Harriet.
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nigdy o tej książce nie słyszałam, a z chęcią bym się z nią zapoznała :)
OdpowiedzUsuńJa też mam ochotę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńuwielbiam powieści, które wywołują emocje - również te skrajne i niekontrolowane. zaostrzyłaś mój, i tak już wielki, apetyt na tą powieść.
OdpowiedzUsuńTeż czytałam jakiś czas temu - chyba tuż przed ciążą ;) - i też miałam mieszane uczucia. Na szczęście problem "co zrobić na ich miejscu" jest raczej hipotetyczny, bo Ben nie był po prostu złym/innym dzieckiem, tylko w ogóle dziwnym i strasznym stworzeniem (tak ja to odebrałam). Mimo to było mi przykro, jak czytałam fragmenty o szpitalu...
OdpowiedzUsuńja też czytałam w tamtym roku tą książkę. I niektóre fragmenty były nie do przejścia dla mnie.
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale ja jeszcze nie słyszałam o tej książce. :( Ogromnie mnie jednak zaciekawiła fabuła i na pewno ja przeczytam, gdy tylko nadarzy się okazja. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń