Kilka lat temu zakochałam się w książce „W ogrodzie pamięci” Joanny Olczak-Ronikier. Kiedy dowiedziałam się, że ta autorka napisała biografię Janusza Korczaka, ucieszyłam się ogromnie. Długo czekałam, aż książka ta pojawi się w ofercie w mojej bibliotece. W końcu jest – pojawiła się. Odstałam w kolejce i zasiadłam do czytania. Książka „W ogrodzie pamięci” mnie zachwyciła, „Korczak. Próba biografii” już zdecydowanie mniej.
Kim był Janusz Korczak wie każdy.
To, że naprawdę nazywał się Henryk Goldszmit wie już nieco mniej osób. Wiemy,
że napisał „Króla Maciusia Pierwszego”, że zreformował polskie sierocińce, że
kochał dzieci tak bardzo, że zdecydował się wraz z nimi umrzeć. Nie
zgadzał się na okłamywanie dzieci. Nawet w tak dramatycznej sytuacji, jaką było
życie w gettcie, nie chciał okłamywać swoich podopiecznych. Uważał, że dziecko
powinno wiedzieć, że ktoś może do niego strzelać, że może umrzeć. Jaki był? Co go
ukształtowało? Tego właśnie chciałam dowiedzieć się z jego biografii.
Życie Korczaka było trudne. Od
dzieciństwa życie go nie rozpieszczało. Kochał dzieci, dla nich podjął decyzję
o rezygnacji z życia prywatnego. To mieszkańcy sierocińca byli jego dziećmi. Bez wątpienia jego rola w rozwoju pedagogiki
jest ogromna. Ale oprócz bardzo rozległej działalności społecznej był nieszczęśliwym,
samotnym człowiekiem. Zmagał się z depresją i atakami gniewu. Nie umiał ułożyć
swoich kontaktów z kobietami (bądź nie umiał określić swoich preferencji
seksualnych), więc zrezygnował z prywatnej strony swojego życia. Był nierówny,
miewał huśtawki nastrojów. W ostatnim okresie życia, w gettcie, kiedy przyszło
mu walczyć o każdą kromkę chleba dla swoich dzieci, bywał agresywny i
niesprawiedliwy. Ale któż z nas nie byłby taki w podobnych okolicznościach?
Ogromną rolę w budowaniu
sierocińca, znanego jako "sierociniec Korczaka", miała Stefania Wilczyńska. Była ona dobrym duchem tonującym
fantastyczne pomysły Korczaka. To ona tak naprawdę jest cichą bohaterką. Ona zajmowała
się praktyczną stroną opieki nad dziećmi. To ona, w przeciwieństwie do
Korczaka, martwiła się losem dzieci, które już „wyrosły” z sierocińca. Mało
mówi się o tym, że to ona zamykała pochód dzieci w drodze na Umschlagplatz. Ona
także zginęła w Treblince. Większość opiekunów z sierocińców, szpitali, domów opieki poszło na śmierć ze swoimi podopiecznymi. Wtedy to było takie oczywiste...
Joanna Olczak-Ronikier bardzo starała się o to, żeby być obiektywną. Janusz Korczak był przyjacielem jej dziadków, to oni wydawali jego książki. Matka Joanny Olczak-Ronikier była pierwszą biografką Korczka. Z kart książki czuć sympatię do jej bohatera. Kontrowersyjne fakty z życia Starego Doktora zostały dodane niejako z obowiązku. Ale nie można zarzucić autorce żerowania na sensacjach. Kontrowersje łagodzi i tłumaczy okolicznościami. Książka zawiera bardzo dobrze zarysowane tło historyczne i poniekąd zupełnie zbędne wstawki dotyczące rodziny autorki. Czuć jej dumę z rodziny i miłość do nich, ale nie są tu potrzebne. Do tego mogą być niejasne dla osób, które nie czytały "W ogrodzie pamięci".
Ostatnio kupiłam synowi „Króla Maciusia Pierwszego”. Zaczęłam czytać pierwszy rozdział i się przeraziłam. Książka ta opowiada o śmierci, poczuciu straty, samotności. Nie chciałam czytać tego mojemu czterolatkowi. Skąd tak drastyczny pomysł na książkę? Skąd tak depresyjny klimat powieści dla dzieci? Teraz, dzięki Joannie Olczak-Ronikier, już to rozumiem.
Joanna Olczak-Ronikier, Korczak. Próba biografii, Seria: Fortuna i Fatum, WAB, 2011
Ostatnio kupiłam synowi „Króla Maciusia Pierwszego”. Zaczęłam czytać pierwszy rozdział i się przeraziłam. Książka ta opowiada o śmierci, poczuciu straty, samotności. Nie chciałam czytać tego mojemu czterolatkowi. Skąd tak drastyczny pomysł na książkę? Skąd tak depresyjny klimat powieści dla dzieci? Teraz, dzięki Joannie Olczak-Ronikier, już to rozumiem.
Joanna Olczak-Ronikier, Korczak. Próba biografii, Seria: Fortuna i Fatum, WAB, 2011
"Król Maciuś Pierwszy" to książka absolutnie nie dla dzieci! ;-)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że mama nie pozwoliła mi jej przeczytać, kiedy w podstawówce dostałam ją jako nagrodę za wyniki w nauce. ;-) Dopiero kilka lat później, po lekturze, zrozumiałam, dlaczego.
Ano właśnie. Mamy z synem omówiony temat śmierci, tak jak na czterolatka to możliwe. A tu, w "Królu Maciusiu" dostajemy ból, samotność, depresję i same negatywne uczucia. Straszne. Nawet jeśli zazwyczaj cenzuruję synowi książki i przerabiam fragmenty, tak tu nie dałam rady niczego zmienić. Po prostu odłożyliśmy biednego małego króla.
UsuńPamiętam, że nie przeczytałam Króla Maciusia, choć to była lektura obowiązkowa, i na tą książkę również się nie skuszę. Kiedyś w szkołach na pamięć musieliśmy się uczyć różnych biografii w tym p. Korczaka, i jakoś tak mi niechęć do biografii pozostała.
OdpowiedzUsuńNo taka trauma usprawiedliwia :)
UsuńJa też niedawno czytałam "W ogrodzie pamięci". Bardzo spodobała mi się ta książka i styl pani Olczak-Ronikier. Tę pozycję też mam na uwadze, tym bardziej, że moje pojęcie o Korczaku wciąż jest zbyt małe... Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz ten styl, to przeczytaj koniecznie :)
UsuńA ja mam wrazenie, ze dzieciom ksiazki o smierci, samotnosci, poczuciu straty tez sa potrzebne - czytalam Maciusia w podstawowce i jakos straszliwego wrazenia na mnie nie zrobil. Moze dzieci przyjmuja takie sprawy bardziej naturalnie niz czytajacy im dorosli? ;-)
OdpowiedzUsuńMój syn nie chciał słuchać "Króla Maciusia".
UsuńMoze teraz dzieci bardziej wrazliwe sa...
UsuńNa pewno wychowywane w innych okolicznościach, w innej kulturze. Kiedyś śmierć była codziennością, dziś już rzadko zdarza się na oczach dzieci.
UsuńO, widzisz, moze to to. Ide do miasta, pomysle o tym po drodze :-).
UsuńZazwyczaj nie zwarcam uwagi na biografie, a nie wiem dlaczego, bo przeczytałam kilka i było to bardzo dobre lektury. Rozejrzę się za tym tytułem.
OdpowiedzUsuńJakoś nie przepadam za biografiami. A "Króla Maciusia" doskonale pamiętam.
OdpowiedzUsuń