Za Nabokova
zabierałam się z „jaką taką nieśmiałością”. Pewna zaprzyjaźniona miłośniczka
tego pisarza na początek poleciła mi „Pnina”. Przyznaję, że bałam się skonfrontować swoją ocenę z opinią mojej doświadczonej
przewodniczki po Nabokovie.
„Pnin” jest
podobno jedyną książką Nabokova, która podoba się wszystkim. Jestem
potwierdzeniem tej teorii. Mnie także podobała się ta książka.
Tytułowy Pnin
jest rosyjskim profesorem, który wykłada język rosyjski na amerykańskim Uniwersytecie Waindell.
Timofiej Pnin jest niezwykle uroczym, nieco niezgrabnym i rozbrajającym
starszym panem. Ma bardzo niepraktyczną specjalizację i okoliczności zmuszają
go do nauczania swojego języka ojczystego. Jego lektoraty nie cieszą się
szczególnym powodzeniem. Na Uniwersytecie trzymany jest przez sentyment, jakim
darzy go dziekan – doktor Hagen.
Mimo swego
talentu do popadania w kłopoty (a może właśnie dzięki niemu) Pnin nie traci
pogody ducha. Ten prostolinijny człowiek cieszy się sympatią wszystkich (no
prawie wszystkich) ludzi, których spotyka na swojej drodze. Któż mógłby nie
lubić tego uroczego fajtłapy?
No i tak można
sobie „Pnina” czytać. Można potraktować go jak lekki zbiór sielskich
opowiastek. Jednak moim zdaniem historia o Pninie nie jest wcale lekka. Kojarzy
mi się z bardzo zranioną osobą, która nie chcąc, żeby się nad nią litowano
opowiada o swoim nieszczęściu w tonie anegdoty. „Jeśli będę zabawny, to nie
będę żałosny”. W życiu Pnina kryje się taka tragedia – ma na imię Lisa.
Egoistyczna, bezwzględna, pozbawiona skrupułów Lisa. Nieszczęście, zguba i
wielka miłość Timofieja. Pozostaje jej wierny mimo kolejnych wyskoków
ukochanej. I kiedy uświadamia sobie, że umarła już wszelka nadzieja, wtedy Pnin
raz zdejmuje maskę i płacze.
„Pnin” jest
książką do wielokrotnego czytania. Przy pierwszym czytaniu nie jesteśmy w
stanie zauważyć wszystkich szczegółów. Skupiamy się na tym, dokąd doprowadzi
nas ta historia i nie kontemplujemy wszystkich szczegółów, jakimi raczy nas w
niej Nabokov. I tu oczywiście mogę zgodzić się z autorem fatalnego posłowia,
które zawiera mój egzemplarz książki – przy pierwszym czytaniu trudno od razu
wyłapać zabawę z przenoszeniem narracji
z bezosobowej na osobową. Trudno też wyłapać wszystkie smaczki np. wiewiórkę,
czy wzór na parawanie młodego Timofeja.
Nie jestem
specjalistką od literatury, „Pnin” jest pierwszą książką Nabokova, którą
czytałam. Jestem jednak zdania, że literatura jest do czytania, a nie do
rozkładania na czynniki pierwsze. Nie wiem, czy Nabokov bawi się konwencją, czy
kpi z czytelnika. Wiem, że „Pnin” może bawić, może wzruszać, może docierać do
innych emocji czytelnika. Taka chyba jest rola książki. Rozkładanie na części,
w jakie bawią się specjaliści od literatury kojarzy mi się z „rozkładaniem” na
części pierwsze obrazów, które z założenia mają grać na emocjach. Gdybym była
Nabokovem, to uznałabym te wszystkie zabiegi za bardzo zabawne. No ale
Nabokovem nie jestem.
Vladimir Nabokov, Pnin, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1987
Zanim przystąpiłem do "Pnina" przeczytałem krótką powieść "Oko". Główny bohater, rosyjski emigrant, ma poważne problemy z własną tożsamością. Nie będę zdradzał szczegółów, ale książka również warta przeczytania.
OdpowiedzUsuńDziękuję za polecenie. Nie jestem fanką książek o problemach z tożsamością, ale spróbuję :)
UsuńChyba wszystkie ksiazki Nabokova sa ksiazkami wielokrotnego czytania - ja w kazdym razie czuje sie za kazdym kolejnym razem, jakbym czytala je po raz pierwszy ;-)).
OdpowiedzUsuńTo kwestia zauważania kolejnych szczegółów
UsuńJa również co jakiś czas wracam do jego książek. Zawsze coś nowego w nich odnajdę.
OdpowiedzUsuńI o to chodzi.
UsuńOj, zdecydowanie moje klimaty! Tej książki Nabokova nie znam-z wielką chęcią po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń