books on my mind: Neil Gaiman "Amerykańscy bogowie"

wtorek, 7 lutego 2012

Neil Gaiman "Amerykańscy bogowie"



Nie jestem fanką fantastyki. W sumie do tej pory nie przeczytałam niczego z tego rodzaju literatury, poza sagą Georga R.R. Martina. Do książek Neila Gaimana postanowiłam zajrzeć po obejrzeniu „Gwiezdnego pyłu”. Do tego autorska wersja „Amerykańskich bogów” tego autora ujęła mnie swoją objętością i cudną okładką. Kilka lat trwało zanim w końcu zabrałam się za czytanie „Amerykańskich bogów”. Trochę bałam się, że po kilku stronach zniechęcę się i rozczaruję. W końcu zdecydowałam się, zaczęłam czytać i.. nie mogłam się oderwać.
Bohaterem książki jest Cień. Gdy go poznajemy kończy właśnie odsiadywać w więzieniu trzyletni wyrok. Cień ma plan na czas „po więzieniu”, na wolności czeka na niego kochająca żona Laura, praca w siłowni przyjaciela i wizja spokojnego życia. Im bliżej końca wyroku, tym większy niepokój odczuwa Cień. Wie, że nadciąga  katastrofa. W jednej chwili wszystkie plany legną w gruzach.
Kiedy nie ma się już po co żyć, kiedy nie ma się już dokąd iść ludzie często zwracają się do boga. W przypadku Cienia jest inaczej, to bóg znajduje jego i składa mu propozycję nie do odrzucenia. Cień podejmuje wyzwanie i od tej pory zaczyna się nasza podróż po Ameryce.
Ameryka – kraj bez korzeni, historii i wierzeń okazuje się być zasiedlona przez całe tłumy bogów, którzy przyjechali tu w głowach i sercach przybyszów z innych kontynentów. Bogowie ci powoli popadają w zapomnienie, coraz mniej ludzi w nich wierzy i o nich myśli. Ich miejsce wyrastają nowi, rdzennie amerykańscy bogowie konsumpcji. Ci nowi bogowie chcą zająć w sercach Amerykanów miejsce, po starych, zapomnianych, archaicznych, „analogowych” bogach starych wierzeń. Ale te „przeżytki” nie chcą odejść bez walki. Dostosowały się do panujących warunków, lepiej lub gorzej radzą sobie w nowej rzeczywistości. Nie mogą, bądź nie chcą walczyć z nadchodzącym „Nowym”. Jest jednak ktoś, kto jest gotów poświęcić absolutnie wszystko, aby odzyskać straconą świetność. To on właśnie zatrudnił naszego bohatera.
Życie Cienia toczy się w kilku wymiarach. Z jednej strony obcuje z bogami, z drugiej funkcjonuje w małym, amerykańskim miasteczku, dokąd zawiódł go los. Próbuje pogodzić się z tragedią, która go spotkała, jednak nie potrafi dać odejść swojej żonie, cały czas szuka sposobu, żeby wrócić ją do świata żywych. Czuje niechęć do swojego nowego szefa, a jednak darzy go szacunkiem, podziwem i lojalnością.  
Cień nie czuje potrzeby i radości życia, jest dosłownie cieniem człowieka. Dzięki swej podróży odnajduje to, co zagubione, sens życia. Czasem trzeba umrzeć, żeby docenić życie, a czasem trzeba nie móc umrzeć, żeby docenić śmierć.
Od teraz Cień jest jedną z najbliższych mojemu sercu postaci literackich. Rzadko zdarza mi się, żeby bohater czytanej książki budził we mnie aż tak ciepłe uczucia. Wiem dlaczego – on jest po prostu na wskroś dobry i mądry. Nie postępuje głupio, nie podejmuje absurdalnych, czy nieracjonalnych decyzji. Jest uosobieniem godności i spokoju. Teraz jestem pewna, jeśli kiedykolwiek chciałabym mieć męża, to tylko takiego, jak Cień.

Neil Gaiman, Amerykańscy bogowie, Mag, 2002

2 komentarze:

  1. Pisanie TAKICH recenzji powinno byc zabronione... teraz nie chce czytac ksiazki, zeby nie popsuc sobie wyobrazenia ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam, oj tam. przeczytaj, bo to cudna książka :)

    OdpowiedzUsuń