Mogłoby się wydawać, że czytuję tylko Stephena Kinga, możliwe, że ostatnio to nawet prawda. Jest tak dlatego, że to moje najnowsze osobiste odkrycie. Przed „Dallas ‘63” nie czytałam Kinga w ogóle (poza „Lśnieniem” w wersji audio). Dlatego wybaczcie, ale muszę nadrobić zaległości.
„Carrie” jest debitem mistrza horroru Stephena Kinga. Trudno nie podziwiać drogi, jaką przeszedł od tej skromnej książki, do kipiącego szczegółami, starannie dopracowanego świata „Dallas ‘63”
Carrie jest nieśmiałą, samotną 16-latką. Wychowuje ją matka, która jest fanatyczką religijną. Dom, w którym mieszka dziewczynka obwieszony jest krzyżami i obrazami o tematyce religijnej, jest w nim również pomieszczenie, w którym matka zorganizowała kapliczkę oraz komórka, w której w ramach pokuty za wyimaginowane grzechy Carrie spędza długie godziny. Matka uważa dziewczynę za owoc grzechu i diablicę, z całą mocą fanatycznego serca pragnie wyrzucić szatana z serca córki.
Carrie ma problemy także w szkole – jest ofiarą mniej lub bardziej wybrednych żartów ze strony rówieśników. Ta staroświecko ubrana, nieuświadomiona dziewczyna jest szkolnym kozłem ofiarnym.Nauczyciele także nie reagują w porę. Carrie drażni i ich. Dopiero poczucie obowiązku każe im stanąć w obronie maltretowanej uczennicy. Nikt nie wie, że Carrie jest obdarzona niezwykłym talentem – ma zdolności telekinetyczne.
„Fala” w szkołach średnich jest zjawiskiem typowo amerykańskim (chociaż niestety jest już przenoszona na grunt polski). Carrie, jako osoba wychowywana w atmosferze surowej, fanatycznej religijności, bez podstaw uświadomienia seksualnego, czy społecznego w sposób naturalny weszła w rolę ofiary. King wyposażył Carrie w potężną broń – telekinezę. Gniew sprawił, że zdolności Carrie posłużyły do zemsty na wszystkich, którzy kiedykolwiek jej dokuczali. Biedna, zniszczona psychicznie dziewczyna nie miała oparcia nawet we własnej matce. Jedyną szczęśliwą chwilą w jej życiu był początek balu, ale i to zostało jej brutalnie odebrane. Czy jej bronię? Tak! Działała w silnym afekcie. Nie zaplanowała tego, co się wydarzyło. Tu odnieść się muszę do sprawy, która bardzo mnie niegdyś poruszyła i porusza do dziś, do masakry w liceum Columbine. Tam dwóch uczniów liceum, którzy tak jak Carrie byli odrzuceni przez kolegów, wyśmiewani i dręczeni, zdecydowali się na straszny krok – przynieśli do szkoły broń i zastrzelili 12 uczniów i jednego nauczyciela, ranili 24 osoby. Słysząc nadjeżdżające wozy policyjne chłopcy popełnili samobójstwo. Po tej sprawie mnóstwo specjalistów zastanawiało się nad pytaniem : Dlaczego? Najłatwiej winą obarczyć samych sprawców, wmawiać sobie i światu, że to nie nasza wina, że sprawcy byli po prostu źli. W „Carrie” narracja przerywana jest fragmentami z gazet, wywiadów i książek, które o zdolnościach Carrie napisali różni naukowcy. Tam też wszystkiemu złu winna była „sprawczyni”. Nikt nie patrzy na to, co doprowadziło „potwora” do tak skrajnych decyzji, co go stworzyło.
„Carrie” jest książką dobra, aczkolwiek brak jej późniejszego mistrzowskiego warsztatu Kinga. Myślę, że obecnie autor mógłby zrobić z tej fabuły majstersztyk. „Carrie” jest powieścią kultową, na jej podstawie powstał film Briana De Palmy. Myślę, że warto ją przeczytać.
Stephen King, Carrie, Prószyński i S-ka, 2003
lubię carrie.
OdpowiedzUsuńw sensie- jak czasami mam ochotę na jakieś straszności- wracam do kilku powieści koontza,
albo właśnie do carrie.
chociaż dla odmiany- choć lubię kinga,
misery czytam rzadziej, bo jest dla mnie bardziej straszna, przez realność.
A ja nigdy nie czytalam, ani nie ogladalam Carrie, chociaz mam wrazenie, ze dobrze wiem, o czym jest - ale kiedys na pewno przeczytam :-).
OdpowiedzUsuńW ogole pod Twoim wplywem mam ochote wrocic do Kinga, dawno juz jego nic nie czytalam :-).
Ach, czytalam nie tak dawno "Czwarta po polnocy" - ale nie polecam, beznadzieja taka, ze zeby mnie po tym gniocie dluuugo bolaly ;-)).
Nie zgadzam się z Tobą zupełnie. ;-)
OdpowiedzUsuń"Carrie" to jeden z lepszych tworów Kinga.
Nie jest przegadany do bólu, jak to zdarza się w przypadku nowszych powieści mistrza (ostatnio próbowałam przebrnąć przez "Stukostrachy" - nie dało się i nie polecam).
Wiem, że dużo mówi się o tym, jak King znakomicie buduje nastrój, stopniuje napięcie i tworzy klimat małego amerykańskiego miasteczka. Tyle że mnie to nie przekonuje. Wolę krócej, ale dosadniej.
Poza tym, "Carrie" jest na pewno ciekawsza z punktu widzenia konstrukcji (chociaż King mistrzem na pewno nigdy pod tym względem nie był).
Pozdrawiam
Niby tak, ale powiem Ci, że dla mnie Carrie jest zbyt ascetyczna. Minimalizm - ok, przesadny ascetyzm - niekoniecznie. Historia o Carrie miała ogromny potencjał, a zostaje trochę uproszczona do spalania wszystkiego. Brak mi trochę kingowego słowotoku :D
UsuńPs. Bardzo lubię fajne komentarze :)
Książki nie znam, film mnie wcisnął w fotel, podobnie jak 'Lśnienie'.
OdpowiedzUsuń