Jest taka kraina, w której wszystko jest idealne. Czas tam płynie spokojnie, wszystko jest prostsze, łatwiejsze i takie dobre, Myśląc o niej czujemy ciepło w sercu i wiemy, ze właśnie tam, właśnie w tamtym czasie jesteśmy na właściwym miejscu. To kraina dzieciństwa i naszych wspomnień. I takim właśnie miejscem jest dla bohaterów książki Małgorzaty Witko „Wyrka” – mała wieś na Wołyniu.
W tej książce trudno jest wskazać głównego bohatera. Tu każdy jest ważny, a bohaterem jest ta kresowa społeczność. Żyje ona zgodnie z prawami natury, we wzajemnej sympatii i szacunku. Do tej społeczności trafia nowe małżeństwo nauczycieli – Zosia i Michał. Bez trudu odnajdują się w Wyrce. Szybko zdobywają aprobatę miejscowych. Wyrczanie, mimo, że mieszkają na wsi, to nie są potomkami chłopów, a miejscowej szlachty, Kultywują dawne obyczaje, a w ich żyłach płynie miłość do polskości i przekazywane z pokolenia na pokolenie wartości. Nic nie zwiastuje zbliżającej się tragedii.
Pierwsza część książki, to scenki rodzajowe z życia kresowej wsi. Rozdziały, jak w “Chłopach” Reymonta, noszą nazwy por roku. Autorka barwnie opisuje miejscowe obyczaje i szczegóły z życia ówczesnych Kresowian. Maluje piękny, idylliczny obraz raju utraconego. W drugiej części powieści nazwy rozdziałów zmieniają się na Burza, Noc i w końcu Dzień. Wydarzenia stają się mroczne i straszne.
Czytałam wiele opisów wydarzeń na Wołyniu. Są one niewątpliwie dramatyczne i makabryczne, jednak często zdarzało się, że zmieniały się w wypunktowaną listę upiorności. W ten sposób czytelnik tracił z oczu ofiary, widział tylko kolejne koszmary. U Małgorzaty Witko wygląda to inaczej. Zachowała ona szacunek do swoich bohaterów, nie epatuje zbędną makabrą, ale też nie “rozmywa” tego, co się zdarzyło. To trudna sztuka, tym bardziej, że “Wyrka” powstała na podstawie wspomnień prawdziwych osób, mieszkańców tej kresowej wsi.
Książkę Małgorzaty Witko czyta się bardzo dobrze. Napisana jest w równym, ładnym stylu. Nie wiem, czy autorka ma na koncie inne książki, czy jest to jej debiut. Jeśli to pierwsza wydana powieść, to trudno to wyczuć. Styl jest dojrzały. Widać, jak wiele serca autorka włożyła w tę książkę, jak drobiazgowe informacje zbierała i jak ważne jest dla niej, żeby przekazać to czytelnikowi.
Bardzo zainteresowały mnie dalsze losy Kresowian. Straszny los, jaki zgotowała im historia i polityka. Wiara tych ludzi w Polskę, chęć powrotu do macierzy i ból po utracie swojego raju, swojej ziemi i dobytku.
Książka Małgorzaty Witko wciąga od pierwszej strony. Przeczytałam ja na raz. Ujęła mnie szacunkiem do tego utraconego świata. Jedynym minusem tej książki jest okładka. Jest zupełnie nieadekwatna do treści. Przyznam, że w tym przypadku powiedzenie “Nie oceniaj książki po okładce” jest bardzo na miejscu. Szkoda, bo wiele osób może zrezygnować z lektury właśnie z tego powodu.
I jeszcze jedno przemyślenie na koniec. Może to nie jest dobry polityczne czas na tę książkę, jednak pamięć o naszej historii nie powinna mieć wpływu na szacunek i współczucie wobec innych krzywdzonych obecnie narodowości.
Tekst dla Szczecinczyta.pl