books on my mind: Fabryka słów
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fabryka słów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fabryka słów. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 lipca 2013

Jessica Brody "52 powody dla kltórych nienawidzę mojego ojca"



Życie bogatej dziedziczki i celebrytki bywa męczące. Zakupy, imprezy w towarzystwie gwiazd, podróże, paparazzi. Mało tego biuro prasowe bogatego i znanego ojca ciągle czegoś od ciebie wymaga. A to żeby się porządnie zachowywać, a to żeby nie pić, a to, żeby nie dawać pożywki plotkarskiej prasie, a za to pozować do ustawianych rodzinnych zdjęć. No i ciągle jakieś pretensje - że się za ostro imprezowało, albo że się wsiadło pijanym za kierownicę i rozbiło nowiutkiego mercedesa. A co to taki mercedes? Przecież można kupić nowego. Jakie to szczęście, że się ma fundusz powierniczy na 25 milionów i 4 dni do jego uruchomienia. Od tego dnia czeka juz tylko pełna niezależność i wolność. Nikt nie powie ci co masz robić i jak masz żyć. Cudownie. 
Takie właśnie szczęście czeka bohaterkę książki Jessiki Brody - Lexi. I kiedy wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planem, ojciec Lexi zmienia zasady gry. Postanawia opóźnić o rok wydanie córce pieniędzy. Ale to nie wszystko - dziewczyna dostaje też listę 52 słabopłatnych prac, które ma wykonywać przez ten rok. Jej karty kredytowe zostają zamrożone, traci dostęp do samochodów i samolotów. Dostaje za  to "anioła stróża" w postaci Luka. Jego zadaniem jest dopilnowanie, żeby Lexi wykonała wszystkie powierzone jej przez ojca zadania. Do tego straszny z niego służbista i sztywniak. No i jak tu lubić Luka?
Muszę przyznać, że czytając "52 powody dla których nienawidzę swojego ojca" dobrze się bawiłam. Nie jest to lektura ambitna, a lekkie czytadło na upalny dzień. I jako takie sprawdza się idealnie. Kontekst moralizatorski nie jest przez autorkę promowany nachalnie. Oczywiście łatwo przewidzieć, jak skończy się przemiana dziedziczki w Kopciuszka i z góry wiadomo, czy ojcu uda się osiągnąć zamierzony cel, jednak opowieść poprowadzona jest tak zgrabnie, że ta przewidywalność nie razi i nie irytuje. Trochę obawiałam się, czy lektura mnie nie zmeczy, jednak muszę przyznać, że miło mnie zaskoczyła - przeczytałam tę książkę w jedno popołudnie. Jestem też przekonana, że książka wkrótce zostanie sfilmowana, tak więc historię Lexi będziemy mogli poznać również na ekranie. 
Nie polecę tej książki miłośnikom ambitnej prozy, polecę ją komuś, kto chciałby odpocząć przy lekkiej, niezobowiązującej i zabawnej lekturze. To dobry wybór na plażę, na poimprezowe zmęczenie czy na niezbyt długą podróż. Bo któż z nas czasem nie przegląda Pudelka? 


Jessica Brody, 52 powody dla których nienawidzę mojego ojca, Fabryka słów, 2013

piątek, 12 kwietnia 2013

Richard Paul Evans "Michael Vey. Więzień celu nr 25"



Mózg człowieka jest wielką niewiadomą. Istnieje wiele schorzeń neurologicznych, na które nie ma lekarstwa i których nie da się w żaden sposób wyleczyć. Jednym z nich jest zespół Tourette'a, który objawia się dziwnymi tikami, czy powtarzaniem słów. Chory na tę chorobę, nie jest w stanie w żaden sposób zapanować nad tikami. Sprawia to, że często chorzy, szczególnie nastolatki, są odrzucani przez swoich rówieśników. Na taką właśnie chorobę cierpi bohater książki Richarda Paula Evansa - Michael Vey. 
Michael jest sympatycznym, skrytym czternastolatkiem. Chłopaka wychowuje matka, jego ojciec zmarł na serce. Veyowie często się przeprowadzają, a wszystko to z powodu niezwykłych umiejętności Michaela - potrafi on porazić prądem. Nikt nie wie o tych umiejętnościach. No prawie nikt, co chłopak ma najlepszego przyjaciela - Ostina. Wkrótce też, na skutek przypadku o darze Michaela dowiaduje się najpiękniejsza dziewczyna w szkole, cheerleaderka Taylor. Okazuje się, że ona także ma niezwykłą tajemnicę. Kiedy mama elektrycznego Michaela znika w podejrzanych okolicznościach jej syn wraz z przyjaciółmi musi zrobić wszystko, żeby ją uratować. Jednocześnie elektryczne dzieci muszą stawić czoła swoim stwórcom. 
"Michael Vey. Więzień celi nr 25" jest książką dla nastolatków i do nich właśnie jest kierowana. Mówi ona o wielu problemach społecznych, szczególnie widocznych w środowiskach szkolnych. Jest to przede wszystkim nietolerancja dla inności, powierzchowne znajomości, ocenianie po pozorach. W książce poruszono także problemy, które potraktować należy bardziej szeroko - dobre serce, normy moralne, chęć niesienia pomocy innym, przedkładanie dobra, ponad materializm, czy w końcu fakt, że "zła młodzież" z reguły ma bardzo smutną historię rodzinną. Celem autora było dotarcie do szkół i to mu się udało - książka weszła do programu nauczania w czterech amerykańskich szkołach. Na jej podstawie omawia się problemy społeczne, ale też oswaja się młodzież z zespołem Tourette'a. Takie podejście jest dość niespotykane w Polsce. Kiedyś chciałam zobaczyć na Youtube, jak wygląda atak padaczki. Znalazłam mnóstwo amatorskich filmów nakręconych przez Amerykanów i ani jednego polskiego. W Polsce choroby neurologiczne nadal są tematem tabu. Finał tego jest taki, że młody Amerykanin wie, jak pomóc koledze w czasie ataku, Polak tylko stoi się patrzy. A jeszcze później chory jest społecznie wykluczony. Dlatego też uważam, że książki, których bohater (a nawet superbohater) jest jednocześnie chory są niezwykle potrzebne. To dzięki nim może dojść do zmiany mentalności.
Książkę Richarda Paula Evansa czyta się dobrze i szybko. Jest napisana przyjaznym językiem. Napięcie jest odpowiednio stopniowane. Z prawdziwą przyjemnością postawię tę książkę na półce mojego syna. Jestem przekonana, że kiedy trochę podrośnie, to chętnie przeczyta opowieść o Michaelu Veyu. Tym bardziej, że książka ta rozpoczyna serię. Jeśli więc chcecie sami przekonać się, czy to książka dla Was, to Fabryka Słów przygotowała możliwość zapoznania się z fragmentem TU. Proponuję też, posłuchanie, co do powiedzenia o swojej książce ma sam autor.


Richard Paul Ewans, Michael Vey. Więzień celi nr 25, Fabryka słów, 2013

czwartek, 21 marca 2013

Jakub Ćwiek "Dreszcz"



O twórczości Jakuba Ćwieka słyszał w Polsce chyba każdy. Ze wstydem muszę przyznać, że do tej pory nie miałam przyjemności przeczytać żadnej z jego książek. Wprawdzie przyniosłam z biblioteki "Kłamcę", jednak został on zasypany przez inne, niecierpiące zwłoki lektury. Ale co ma wisieć, nie utonie, więc i na mnie przyszła kryska - z wielką przyjemnością przeczytałam najnowsze "dziecko" Ćwieka - książkę "Dreszcz".
Tytułowy Dreszcz, to mocno podstarzały rockman Rychu Zwierzchowski. Mieszka on w katowickim blokowisku i prowadzi idealne życie. Brak stałej pracy pozwala mu na niczym nie skrępowane oddawanie się rockandrollowym przyjemnościom - piciu, ćpaniu, graniu na ulicy i przede wszystkim kolejnym przygodom miłosnym (o ile można w tym przypadku użyć słowa "miłosne"). Wszystko to finansuje jedna z jego córek, mieszkająca w USA Janice. Żyć, nie umierać. Niestety, wszystko co dobre, musi gdzieś mieć swój koniec. W przypadku Rycha końcem jest niespodziewany piorun, który trafia go podczas leżakowania. Można rzec, że to grom z jasnego nieba. Wypadek ten ma swoje konsekwencje - nasz bohater zyskuje tajemnicze moce. Objawiają się one nie czym innym, jak kopaniem..  prądem. Przypadłość ta ma swoje plusy - pozwala wlać okolicznym bandziorom i niezwykle uatrakcyjnia styl gry na gitarze. Jednak ma też minusy - spala telefony komórkowe, a w dodatku dziwny chłopiec - Benjamin - upiera się zrobić z Ryśka superbohatera o dźwięcznym imieniu Dreszcz.
Rychowi przyjdzie walczyć ze strasznymi przestępcami. To bezwzględni mordercy. Nadprzyrodzone moce niektórych z nich są nie mniejsze niż Ryśkowe. Do tego od pewnego czasu, na rynku superbohaterów panuje niezwykła wprost konkurencja. Czy Dreszczowi uda się zająć należną mu pozycję? Czy uda mu się zdobyć poklask i uznanie? Czy pokona tajemniczych przestępców? I czy w końcu uwierzy w swoją misję?
Jakub Ćwiek niewątpliwie odznacza się niezwykłym poczuciem humoru. Stworzona przez niego postać jest bardzo żywa, kontrowersyjna i budząca sprzeczne uczucia. Odpowiada wszystkim stereotypom rockendrollowych staruszków. Nie wiemy gdzie przebiega cienka granica pomiędzy byciem autentycznym dinozaurem rocka, a byciem menelem. Widać wszystko zależy od punktu widzenia. Za to zdecydowanie sympatyczny jest przyjaciel Rycha, emerytowany górnik Alojzy. Posługuje się on dziwną mieszanką gwary śląskiej i bardzo dba o swojego wyluzowanego przyjaciela. To człowiek o dobrym sercu i bezkresnej cierpliwości. Benjamin z kolei jest dziwną mieszanką anioła z oszustem. Równie perfekcyjny w wyłudzaniu pieniędzy od chciwych taksówkarzy, jak w opiece nad swoim idolem. Wszyscy panowie świetnie się uzupełniają, ratując świat i bawiąc czytelnika do łez.
Trochę żałuję, że Jakub Ćwiek zdecydował się na fabułę podzieloną na kolejne tomy. W "Dreszczu" rozpoczął trzy wątki, nie kończąc żadnego z nich. Trochę brakowało mi jakiegoś spektakularnego wyczynu w wykonaniu Rycha. Niestety będę musiała na niego poczekać. Akcja urywa się, nie dając żadnych odpowiedzi. Kolejne tomy nie dadzą czytać się jako odrębne całości.
Ogromnym plusem książki, oprócz świetnego humoru, jest ogromna dawka mocnego rocka. Książka ta powinna być sprzedawana z płytą ze ścieżką dźwiękową. Myślę, ze to ucieszyłoby niejednego fana porządnych brzmień.
Dziwię się sobie, że do tej pory nie czytałam książek Jakuba Ćwieka. Teraz, kiedy zrobiłam pierwszy krok, jestem pewna, że przeczytam jego wcześniejsze powieści. Polubiłam Rycha, Alojza i Benjamina i chętnie przeczytam o ich dalszych wspólnych przeżyciach. "Dreszcz" jest zabawny, mocny i świetnie się czyta. To świetna lektura na weekendowe popołudnie.

Jakub Ćwiek, Dreszcz, Fabryka słów, 2013

czwartek, 7 marca 2013

Janet Evanovich "Po szóste nie odpuszczaj"


Wraz z nadejściem cieplejszych dni i pojawieniem się słońca naszła mnie refleksja nad dobieraną przeze mnie lekturą. Nie wiem czy to wpływ zimy, czy taka już po prostu jestem, ale w mojej biblioteczce prym wiodą książki mroczne, przygnębiające, bądź o ciężkiej tematyce. Czasem jednak zdarza się, że mam ochotę na coś lżejszego i zabawnego. Takie dokładnie są książki z serii o Stephanie Plum. Dlatego zdecydowałam się na przeczytanie najnowszej części jej przygód  "Po szóste nie odpuszczaj".
Łowczyni nagród Stephanie Plum nie ma łatwego życia. Jej libido szaleje, a wokół niej kręcą się sami seksowi mężczyźni. Ulubienica wszystkich babcia Mazurowa stwierdza, że życie jej ucieka, i aby je schwytać postanawia z zamieszkać z wnuczką. A do tego dziewczyna ma złapać swojego mistrza Komandosa, który jest podejrzany o morderstwo. Komandos zaś chce wykorzystać Stephanie do udowodnienia swojej niewinności. Na domiar nieszczęścia kolega postanowił podstępnie uraczyć łowczynię uroczym psem o imieniu Bob. I jak tu nie zwariować?
Na szczęście Stephanie ma wokół siebie mnóstwo życzliwych osób. Wszyscy chcą jej pomagać. No może poza jednym zbiegiem, który akurat ma w planach ją spalić. No i może jeszcze poza śledzącymi ją gangsterami.  Ale poza tym to wszyscy ją kochają. Hmm.. prawie wszyscy.
Książka o Stephanie Plum jest sympatyczną rozrywką na niedzielne popołudnie. Czyta się błyskawicznie. Język, którym jest napisana jest barwny i żywy. Postacie są dobrze zarysowane i budzą sympatię (nawet sadystyczny morderca). Wszystkie kierują się "żelazną" logiką, która bawi czytelnika do łez. Akcja dzieje się w zamkniętym środowisku - wszyscy znają wszystkich, chodzili razem do szkoły, w życiu kierują się licealnymi sympatiami i antypatiami. Łatwo jest zrozumieć czyjeś działania, kiedy zna się motywy nim kierujące. Może to ułatwić pracę łowczyni nagród, ale czasami może być sporym utrudnieniem.
Nie jest to wybitne dzieło literackie i nawet nie próbuje udawać. Książka jest rozrywką na poziomie powieści kryminalnych matki Sookie Stackhouse - Charlaine Harris. Jednak powieść o Śliweczce podobała mi się dużo bardziej - język był bardziej wyrazisty, postacie lepiej zarysowane i sympatyczniejsze, a i humor zdecydowanie bardziej do mnie trafił.
Według opisu z okładki seria książek o Stephanie Plum cieszy się na wielką popularnością - szczególnie wśród Amerykanek. Nie czytałam poprzednich części przygód sympatycznej i ciamajdowatej łowczyni nagród, jednak spokojnie dałam sobie radę z tą lekturą. Nie pogubiłam się w faktach i zdarzeniach - stanowi ona odrębną całość. Nie wiem, czy prędko przeczytam kolejne części z tej serii, ale jestem pewna, że kiedy przyjdzie mi ochota na coś lekkiego, to wezmę ją pod uwagę. 

Janet Evanovich, Po szóste nie odpuszczaj, Fabryka słów, 2012