books on my mind: True crime
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą True crime. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą True crime. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 grudnia 2012

Glenn Puit "Wiedźma"


Pochodząca z patologicznej rodziny Brookey Lee West nie miała łatwego życia. Jej matka była alkoholiczka i narkomanką, a ojciec, były policjant, narkoman, alkoholik, był praktykującym satanistą. To on właśnie nauczył swoją ukochaną córeczkę, że dobre jest to, czego się chce, nawet po trupach innych ludzi. Brat Brookey poszedł w ślady rodziców. Nie miał stałej pracy, za to dużo czasu spędzał na różnego rodzaju ciągach i odwykach. Dziewczyna miała szansę na wyrwanie się z tej patologii. Zaczęła się uczyć i odkryła, ze posiada niezwykły talent do pisania książkowych instrukcji do sprzętu komputerowego. Postanowiła zająć się tym zawodowo. Wkrótce firmy informatyczne zabiegały o jej usługi, a Brookey stała się osobą majętną. Niestety, przeszłość nie chciała jej odpuścić - ojciec założył nową rodzinę, brat zniknął i to ona właśnie musiała zaopiekować się niezrównoważoną matką. Kobiety zamieszkały razem. 
Wkrótce okazało się, że Brookey i jej matka stanowią dziwny i przerażający duet. Starsza pani była nimfomanką i złodziejką. To ona wmówiła córce, że w ich żyłach płynie indiańska krew. To przeświadczenie, sprawnie podsycane przez satanistycznego ojca sprawiło, że Brookey myślała, że może wszystko, że ma prawdziwą szamańską, magiczną moc. Przebrana za wampirellę wyruszała na miasto w poszukiwaniu kolejnych mężów. A kiedy już ich zdobywała, to byli dla niej tylko pionkami w drodze do uzyskania pełnej mocy, pieniędzy i wpływów. To, że nie ponosiła konsekwencji swoich czynów, sprawiało, iż czuła się niepokonana. I tak pewnie byłoby nadal, gdyby nie fakt, że pewnego upalnego dnia, w jej pomieszczeniu magazynowym, policja znalazła beczkę z ciałem jej matki. To morderstwo wstrząsnęło opinią publiczną i stało się końcem kariery Brookey Lee West. 
Książka "Wiedźma" Glenna Puita to tzw. "true crime'. Czytałam kilka książek z tej serii i zazwyczaj są one żenująco źle napisane. Z tą książką jest nieco inaczej. Oczywiście nie jest to żadne wybitne dzieło, ale autor wykonał tu dużo porządnej, reporterskiej pracy, powstrzymał się od zbędnych "wypełniaczy tekstu" i tzw. "łzawych kawałków". Skupił się na postaci Brookey Lee West. Nie oceniał jej. Z jednej strony przedstawił jej koszmarne dzieciństwo, fatalną młodość, a potem drogę jaką pokonała w karierze zawodowej. Nie pozostawił nam jednak złudzeń - ta chłodna, opanowana, profesjonalna pani autorka książek informatycznych, zamożna kobieta sukcesu, to nadal ta sama dziewczyna, która dorastała z pijącymi rodzicami, która o pomoc w załatwianiu swoich spraw zwracała się do ojca. Ojciec wprowadzał ją w tajniki magii i satanizmu. Uczył, jak wykorzystywać je do swoich potrzeb. 
Jedna moja uwaga, którą mam do autora, to błędy w opisywaniu neopogańskiej religii wicca. Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale swego czasu interesowałam się tym tematem. Fałszywy opis, który znajduje się w tej książce może prowadzić do błędnej oceny wicca, jako całości. Do tego autorowi chyba trochę mieszają się systemy religijne i magiczne. W tworzeniu napięcia i dramatyzmu swobodnie czerpie z tego, co akurat ma pod ręką, wrzucając wszystko do jednego worka. 
Książki "Wiedźma" nie jest ani dobra, ani zła. Jest średnia. Oczywiście zbrodnie popełnione przez Brookey są straszne, ale sama książka, pozostawia nas niejako letnimi - spływa po czytelniku, nie zapada w pamięć. Nie polecam jej, ani nie zniechęcam do jej czytania. To czy ją przeczytacie, nie będzie miało absolutnie żadnego znaczenia dla waszego życia. Raczej nie zmusi was do refleksji i obawiam się, że zapomnicie o tej książce dokładnie z chwilą jej zamknięcia. 

Glenn Puit, Wiedźma, Hachette, 2011

niedziela, 5 sierpnia 2012

M. William Phelps "Ukradzione dziecko"


Pewnego grudniowego dnia w małym miasteczku, w samym sercu Ameryki, Lisa Montgomery napada na będącą w ósmym miesiącu ciąży Bobby Jo Stinnett, dusi ją, wycina jej dziecko z brzucha i ucieka. Następnego dnia przechadza się po ulicach chwaląc się znajomym swoją nowonarodzoną córeczką. Co sprawiło, że Lisa, matka czworga dzieci, zdecydowała się na popełnienie tak niewyobrażalnej zbrodni? Jak możliwe jest, że nikt z bliskich i znajomych kobiety nie zakwestionował opowieści o niespodziewanym porodzie, nie zainteresował się faktem, że kobieta nie była wcześniej w ciąży, nie zaniepokoił tym, że dziecko dzień po porodzie noszone jest w miejsca publiczne i wyprowadzane na spacer?
Zbrodnia, którą opisał M. William Phelps jest niewątpliwie przerażająca. Ból rodzin i ofiary i sprawczyni jest ogromny. Jednak uważam, że "Ukradzione dziecko" jest książką przeciętną, o ile nie całkiem słabą. Przede wszystkim jest jednym wielkim chaosem - mieszaniną faktów, wątków pobocznych, wielopiętrowych dygresji i patetyzmu. Wierzę, że autor chciał pokazać czytelnikom ból obu miasteczek, z których pochodziły ofiara i sprawczyni, proces oswajania się z tragedią i godzenie się z nią. Jednak dobry pisarz nie robi tego tak banalnymi chwytami, jak łzawe opisy - tu przykładem może być rozdział z opisem pogrzebu Bobby Jo, zaczynający się od słów: "Impresjonista nie mógłby namalować pejzażu piękniejszego niż ten, który ukazał się zebranym w dzień pogrzebu Bobby Jo." (str. 213). Na okładce porównano "Ukradzione dziecko" do "Z zimną krwią" Trumana Capote. Nie wierzcie w to. "Dzieło" Phelpsa nie umywa się do książki Capote. 
"Ukradzione dziecko" pisane jest krótkimi, urywanymi rozdziałami. To też potęguje poczucie chaosu. No i jeszcze jedna rzecz - nie wiem, czy to wina pana Phelpsa, czy  redaktorów i korektora, ale czytając tę książkę można dowiedzieć się np., że Stephen King jest autorem "Czarownic z Salem" (str. 226), czy znaleźć kwiatki typu: "W tym czasie Boman w międzyczasie rozstał się z Vanessą..." (str. 304). Proszę państwa redaktorstwa, więcej uwagi!
Nie rozumiem też pisania tego typu książki przed zakończeniem procesu Lisy Montgomery. Przypomina mi to przypadek Piotra Kraśki i książki o Smoleńsku, czy byłej już redaktor naczelnej Vivy Izabeli Bartosz i książki o matce Madzi. Takie falstarty najczęściej mają jeden cel - szybki zarobek. Razi mnie też trochę fakt, że książka opiera się głównie na relacjach byłego męża Lisy - Carla Bomana. Tylko on, w przeciwieństwie do autora, nic na tej książce nie zarobił.
Lubię czytać książki z nurtu true crime. Mimo swojej słabości "Ukradzione dziecko" nie jest w stanie mnie zniechęcić do książek wydawnictwa Hachette Polska.

M. William Phelps, Ukradzione dziecko, Hachette Polska, 2010