books on my mind: Lessing Doris
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lessing Doris. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lessing Doris. Pokaż wszystkie posty

piątek, 23 marca 2012

Doris Lessing "PIąte dziecko"

 
Podobno lepiej spaść z wysokiego konia. Czy tak jest faktycznie? Nic tak nie boli, jak upadek z wysokiego konia własnych marzeń.
Harriet i David są inni niż reszta ich rówieśników. Zamiast szybkiego seksu, zabaw i beztroskiego życia wolą kultywować tradycyjny model rodziny. W marzeniach widzą siebie w wielkim, wiktoriańskim domu. Dom ma mieć wiele pokoi, które mają zamieszkiwać dzieci. A ile chcą mieć dzieci? Mnóstwo!
Mają to swoje marzenie, ale zupełnie nie mają środków na jego realizowanie. Jedyne, co im wychodzi to płodzenie kolejnych dzieci. A kto te dzieci utrzyma i wychowa? No tak, Dawid ma bogatego ojca. A, że Harriet jest przemęczona? Nie szkodzi, w końcu ma mamę z misją pomagania córkom.
I tak prowadzą swoje idylliczne, wymarzone życie. Na święta i wakacje ich dom zapełniają tłumy gości. Wszyscy świetnie się bawią. A Harriet i Dawid, który nie mają pojęcia o ponoszeniu konsekwencji swoich decyzji z wyższością komentują życie najbliższych. Siostra Harriet urodziła córkę z zespołem Downa – no tak, to z pewnością wina tego, że rodzice chorego dziecka ciągle się kłócili... „Nas nigdy by to nie spotkało”. Przerażające jest to,  jak bardzo Harriet i Dawid odsunęli od siebie świadomość tego, że ktoś ponosi konsekwencje ich decyzji! Gdzie byłyby ich marzenia, gdyby teść przestał finansować ich rodzinę?
Nagle wszystko w życiu tej beztroskiej pary się zmienia. Harriet zachodzi w piątą ciążę. Od początku wie, że coś jest nie tak. Dziecko jest bardzo duże i silne. Wysysa z matki wszelkie siły. Goście już nie tak chętnie odwiedzają wielki wiktoriański dom – w końcu nikt nie chce patrzeć na nieszczęśliwą gospodynię.
W końcu rodzi się Ben, który jest wcieleniem zła, jest niezwykle silnym odmieńcem. Całe życie rodziny nagle koncentruje się na tym chłopcu o zimnym spojrzeniu. Goście już zupełnie przestają przyjeżdżać, kolejne opiekunki odchodzą w popłochu, rodzina patrzy z przerażeniem. A Harriet widzi tylko to dziecko. Starsze dzieci odchodzą w zapomnienie. Czy nie zasługiwały na uwagę matki?
Mam mieszane uczucia, co do „Piątego dziecka”. Strasznie denerwował mnie egoizm Harriet – poświeciła życie wszystkich członków rodziny tylko po to, żeby pozbyć się poczucia winy. Gdyby zrobiła to ze ślepej miłości – zrozumiałabym. Ale tak nie było. Harriet tak naprawdę nie kochała żadnego ze swoich dzieci. Były one tylko elementami dekoracji w jej pięknym marzeniu o wielkiej rodzinie. Nie jest sztuką spłodzić dziecko, sztuką jest je wychować. A czy Harriet poświęcała czas swoim dzieciom, czy znała je, czy wychowywała? Nie! Ona tylko próbowała uciszyć swoje sumienie. Z czystego egoizmu narażała swoje dzieci na niebezpieczeństwo.
Innym problemem jest system opieki medycznej. Czy sumienie pozwoliłoby mi powierzyć dziecko, takie jak Ben opiece medycznej? Na pewno nie takiej, jaką przedstawiła w „Piątym dziecku” autorka. Ale jaka była alternatywa? Jakie wyjście mieli zdesperowani rodzice? A co my byśmy zrobili na miejscu Harriet i Davida? Takie pytanie stawia nam w tej cieniutkiej książeczce Doris Lessing. Umiecie na to pytanie odpowiedzieć? Ja nie umiem. 
Po przeczytaniu tej książki, uparcie dręczy mnie jedna myśl: "Uważaj o co prosisz, bo może się spełnić". Marzenie Harriet i Davida spełniło się, ale koszt jaki przy tym ponieśli, tak oni, jak i ich dzieci i rodzina jest ogromny. 

Doris Lessing, Piąte dziecko, Państwowy Instytut Wydawniczy PIW, 2007