Z okładki „Lali” patrzy na nas
mała dziewczynka. Ma czerwone korale i króciutką grzywkę. W archiwum mojej
rodziny jest podobne zdjęcie. Moja babcia i jej siostry nosiły podobną fryzurę.
Moja babcia dostała też od swojego ojca lanie, za to samo, co Lala – uznała się
za „panienkę” i chciała, żeby pracę za nią wykonała służąca. Widać takie były
zwyczaje małych dziewczynek w dwudziestoleciu międzywojennym.
Jacek Dehnel bardzo kochał swoją
dzielną babcię Helenę - Lalę. Od dzieciństwa słuchał jej opowieści o rodzinie. Babcia
była świetną gawędziarką – kiedy raz doszła do głosu, nie dawała sobie
przerwać. Snuła opowieści o dziadkach, ciotkach i pociotkach. Opowieści takie
są fascynujące, zwłaszcza poparte starymi fotografiami. Niestety zdjęciami
rodziny Bienieckich Niemcy rozpalali w piecu, dlatego babcia musiała zdjęcia te
malować słowami (a robiła to po mistrzowsku). Opowieści babci Lali są
chaotyczne – tu anegdotka, tu opowieść z morałem – jak to z babcinymi
opowieściami bywa. Jacek Dehnel postanowił zapisać je tak, jak były opowiadane
– bez ładu i składu. Nie spisał historii rodziny, a babcine opowieści.
Książkę tę tak należy traktować –
jak historyjki, które pojawiają się zupełnie niespodziewanie i nie wiadomo
dokąd nas zaprowadzą (wiadomo, z babciną pamięcią różnie bywa). Już na samym początku poznajemy mnóstwo osób, miejsc i
skomplikowanych koligacji rodzinnych. A z opowieściami rodzinnymi jest
dokładnie, jak ze zdjęciami z wakacji – są interesujące głównie dla ich
uczestników - jedynych w pełni wtajemniczonych, czyli członków rodziny.
Kilkakrotnie podejmowałam decyzję
o porzuceniu „Lali”, jednak tak szłam od opowieści do opowieści i nie mogłam przerwać. Historie te są
zabawne, bywają smutne, czasem z morałem. „Lala” jest pomnikiem wystawionym
babci przez kochającego i podziwiającego ją wnuka. To wzruszające.
„Lala” nie jest książką ani
bardzo dobrą, ani złą. Jest leniwie snującą się po meandrach babcinej pamięci
historią rodzinną. Nie porywaja, ale jednocześnie fascynuje i nie
pozwala się tak łatwo porzucić.
Bardzo lubię sagi rodzinne,
jednak w wydaniu nieco innym od tego, co napisał Jacek Dehnel. „Lala” jest zbyt
chaotyczna, zbyt rozsypana.Skakanie między anegdotami bywa męczące. Do tego ciągle zastanawiam się, skąd w rodzinie cukiernika ze szczęściem do interesów wzięły się tradycje szlachecko-wielkopańskie. Przypomina mi to dworek niedawno wybudowany przez kuzynostwo mojego taty.. Oprowadzając po nim opowiadali: tu mamy sypialnię, tu hol, tu bibliotekę, a tu proszę - dawna stróżówka...
Jacek, Dehnel, Lala, Seria Archipelagi, WAB, 2006